Suma wszystkich zer

Cywilizacja Zachodu upada i gnije, a kapitalizm ostatecznie, po raz trzysta osiemdziesiąty dziewiąty, wykazuje swoją patologiczną niemoc i pogrąża się w permanentnym i nieodwracalnym kryzysie. Na światową arenę dziejów wchodzą nowe, prężne, energiczne idee, państwa i sojusze, które w nadchodzących latach i dziesięcioleciach zdominują światową politykę i gospodarkę, detronizując dotychczasowych liderów i kreując nowych.

Coś w ten deseń słyszymy nieustannie od ponad stu lat, jedynie owi potencjalnie nowi liderzy i hegemoni się zmieniają. Była to już oś faszystowska pod przewodem III Rzeszy, był niezłomnie miłujący pokój Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, stojący na czele bloku pokoju i postępu, zorganizowanego w Układ Warszawski i Radę Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, a obecnie jest to grupa krajów tworzących organizację zwaną, od pierwszych liter nazw jej członków, BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, oraz RPA). BRICS często przedstawiany jest w niektórych mediach jako zwiastun świata wielobiegunowego, który ma odesłać światową dominację Zachodu, a zwłaszcza hegemonię USA, do lamusa. Apologeci BRICS nieustannie podkreślają, że grupa ta obejmuje ponad 40% mieszkańców Ziemi, znacznie więcej, niż grupująca najbardziej rozwinięte kraje świata, grupa G7. Jednak już dużo rzadziej i znacznie mniej chętnie przyznają oni, że udział BRICS w światowym PKB, nie jest już tak imponujący. Chociaż populacja krajów BRICS jest czterokrotnie liczniejsza niż populacja krajów G7, to łączny PKB obu tych grup jest praktycznie taki sam.

 Wszystkie kraje BRICS są zatem bardzo biedne, biedniejsze nawet od Polski. To, że w ogóle one coś w światowej gospodarce znaczą, zawdzięczają właśnie tylko swoim dużym rozmiarom, terytorialnym i ludnościowym.

Bieda i zacofanie krajów BRICS, w porównaniu z bogactwem i wysokim poziomem cywilizacyjnym krajów G7, jest oczywiście faktem powszechnie znanym. Jakoś jednak nikt nie zastanawia się, skąd ta różnica się bierze. Dlaczego Brazylia jest prymitywna, a mające podobną historię USA i Kanada są rozwinięte. Dlaczego Chiny ludowe są tak daleko w tyle za, równie chińskim, Tajwanem? Dlaczego porównanie Rosji z Estonią, tak samo jak Rosja, również będącą do roku 1991 składową ZSRR, wypada dla Rosji tak katastrofalnie?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw zorientować się, skąd w ogóle bogactwo, obecnie mierzone wskaźnikiem PKB, się bierze. Przed rewolucją przemysłową, w czasach gospodarki, zwanej, od nazwiska ekonomisty, który pierwszy opisał ją ilościowo, maltuzjańską, bogactwo pochodziło z ziemi. Z pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem. Z gajów oliwnych, z kopalni cyny, srebra i soli. Jedynie garstka niewielkich miast-państw była wtedy w stanie utrzymać się z innych źródeł dochodu, rzemiosła, czy handlu.

Zmieniło się to jednak wraz z rewolucją przemysłową. Obecnie głównym źródłem wzrostu gospodarczego są inwestycje kapitałowe w krajach ubogich, oraz innowacje technologiczne i organizacyjne w krajach bogatych. W przeciwieństwie, do dochodów z ziemi, które w bardzo małym stopniu od tego zależą, wymagają inwestycje i innowacje, jedne i drugie, odpowiedniego otoczenia instytucjonalnego, jakiegoś minimalnego poziomu praworządności, prawa własności, jakości sądownictwa i wolnego rynku. Przy czym w miarę rozwoju gospodarczego, wzrostu zamożności i akumulacji kapitału, ten niezbędny do rozwoju minimalny poziom instytucji jest coraz wyższy. W pewnym momencie, kiedy jakości instytucji nie da się już polepszyć, ten wyścig się kończy, rewolucja przemysłowa dobiega kresu i każda postindustrialna gospodarka stabilizuje się na pewnym poziomie, zwanym, niezbyt fortunnie, „pułapką średniego dochodu”. Niefortunnie, ponieważ wysokość owej pułapki zależy właśnie wprost od jakości instytucji w danym kraju. W krajach wolnorynkowych, praworządnych i cywilizowanych, jest ona o wiele wyższa, stając się „pułapką wysokiego dochodu”, niż w krajach skorumpowanych, zacofanych i etatystycznych.

Sposobem pomiaru poziomu wolnego rynku, jakości instytucji, rządów i prawa, jest podawany co roku przez amerykańską fundację Heritage, wskaźnik „Index of Economic Freedom”, IEF, który, wbrew swojej nazwie, mierzy raczej nie wolność gospodarczą, a właśnie jakość rządów i państwa, chociaż oczywiście to pierwsze wynika wprost z tego drugiego. Wskaźnik IEF składa się z dwunastu części, z których każda ocenia jakiś element funkcjonowania państwa, jak poziom korupcji, ochronę własności prywatnej, wolność handlu, etc., w skali od zera do stu punktów.  Naturalnie nie wszystkie składowe IEF są równie ważne w budowaniu dobrobytu w erze postindustrialnej. Bardziej subtelna analiza, którą niżej podpisany przeprowadził w artykule „Dobrobyt na koniec historii” wskazuje, że trzy z tych dwunastu subindeksów nie mają rzeczywistego wpływu na poziom zamożności. Zostaje więc dziewięć składowych, tworzących zmodyfikowany wskaźnik IEF. Na poniższym wykresie pokazano go zarówno dla krajów BRICS, jak i dla kilku krajów przodujących pod tym względem na świecie. Dodatkowo pokazano średnią ważoną wielkością gospodarki dla BRICS i G7, oraz Egipt, który często się wymienia w kontekście rozszerzania BRICS na kolejne kraje.

Po opisanej wyżej kalibracji wskaźnika IEF, różnica pomiędzy BRICS a G7 wynosi aż 30 pkt. W oryginalnym, nieskalibrowanym IEF jest mniejsza (20 pkt), ale nadal ogromna. Jak już wspomniano, IEF składa się z wielu części składowych, z czego w powyższej analizie wykorzystano dziewięć. Kiedy zanalizujemy każdą z nich z osobna, okaże się, że różnice pomiędzy krajami BRICS, a grupą G7 nie rozkładają się bynajmniej we wszystkich tych składowych równomiernie, co pokazuje kolejny wykres.

Największe straty do cywilizacji ma BRICS w kategoriach wolności inwestowania, wolności finansowej, a zwłaszcza praw własności, jakości sądownictwa i wysokości korupcji.

Kraje BRICS są zatem biedne, ponieważ, w porównaniu np. z krajami G7, są źle, lub bardzo źle rządzone. Są przeżarte korupcją, własność prywatna nie jest w nich chroniona, a sądy są stronnicze i niewydolne. Państwa, które do BRICS aspirują, jak Egipt, nie mówiąc już o Iranie i Wenezueli, też często wymienianymi w tym kontekście, są zaś rządzone jeszcze gorzej, poniżej obecnej średniej BRICS. Oczekiwanie, że BRICS uda się stworzyć jakieś alternatywne wobec Zachodu centrum gospodarcze i polityczne, ma więc tyle samo sensu, jak oczekiwanie tego samego od niegdysiejszej komunistycznej RWPG. W rzeczywistości jednak BRICS jest jeszcze większą iluzją, niż niegdyś było RWPG

RWPG pretendowała bowiem do stworzenia alternatywnego wobec Zachodu ośrodka, przynajmniej w tym sensie, że jego członkowie faktycznie byli dla siebie najważniejszymi partnerami handlowymi. Dzisiejsze organizacje międzynarodowe, jak Unia Europejska istnieją głównie w tym właśnie celu – ułatwiania wzajemnej wymiany handlowej. W krajach UE grubo ponad połowę obrotów w handlu zagranicznym przypada na inne kraje UE. Tymczasem w BRICS odsetek handlu z innymi krajami BRICS waha się od 10% (Chiny) do 30% (Brazylia). Mimo, że jest to znacząco mniej, niż w przypadku UE, mogłoby się wydawać nadal sporo. Jest to jednak mylne wrażenie, bo owe, ciągle jeszcze imponujące odsetki, przypadają prawie wyłącznie na Chiny. Ze sobą nawzajem, inni niż ChRL, członkowie BRICS prowadzą handel na skalę jedynie symboliczną.

BRICS można zatem zdefiniować, jak klub dyskusyjny krajów przeważnie wielkich terytorialnie lub ludnościowo, mających w związku z tym bardzo wysokie aspiracje w polityce międzynarodowej, ale jednocześnie biednych, zacofanych, skorumpowanych. Mających rządy złe, lub bardzo złe i z tego tytułu cierpiących na brak proporcjonalnego do swojej wielkości znaczenia w światowej gospodarce i polityce, co jest źródłem zrozumiałej w tym kontekście frustracji. Kraje wymieniane, jako potencjalni kolejni członkowie tego klubu, pod względem jakości rządzenia, są wręcz jeszcze gorsze.

Opisana wyżej struktura wzajemnego handlu, wskazuje jasno, że liderem BRICS są Chiny, od których pozostali członkowie w dużej mierze zależą, jednak bez proporcjonalnej wzajemności, skoro handel z resztą BRICS dla Chin stanowi jedynie 10% ich obrotów handlowych. Przywódcy BRICS chętnie zatem spotykają się i narzekają wspólnie na niezasłużoną, według nich, światową dominacje Zachodu, a zwłaszcza USA, oraz nie szczędzą wyrazów poparcia i gestów poklepywania po plecach przedstawicielowi ChRL, w zamian usiłując wyciągnąć od niego jakieś koncesje handlowe. Jednak na tym jedność i współdziałanie BRICS się kończy. Chinom zresztą, jak się wydaje, takie werbalne hołdy mniemanych wasali, są jak najbardziej miłe i tak należy odczytywać pogłoski o rozszerzeniu BRICS na kolejne nieudolne i skorumpowane reżimy, które będą skłonne podbudowywać w ten sposób chińskie mniemanie o sobie.

Jasne jest jednak, że taki układ, w którym uczestników, poza oklaskiwaniem Chin, nic naprawdę nie łączy, nie jest trwały, ani mocny. Nie jest też wewnętrznie spójny, nawet w takim stopniu, w jakim była RWPG. Jak już wspomniano BRICS grupuje kraje rządzone bardzo źle (Rosję i Chiny IEF< 50 pkt), oraz po prostu źle. Choć z punktu widzenia świata cywilizowanego różnica ta może się wydawać niewielka, w rzeczywistości jest jednak dość znacząca. Brazylia, Indie i RPA, mają od ChRL i Rosji istotnie wyższą wolność inwestycji, finansów, oraz, co szczególnie ważne, efektywność sądownictwa. Nie są też te kraje monopartyjnymi dyktaturami, zatem ich potencjał, zarówno rozwoju gospodarczego, jak i do naprawy swojego ustroju, również jest znacząco od Rosji i Chin wyższy. Stopniowo zatem, ich drogi będą się rozchodzić. Proces ten jeszcze przyśpieszy, kiedy obecne BRICS rozszerzy się na kraje jeszcze bardziej skorumpowane, zacofane i dzikie, jak Iran, Egipt, czy Wenezuela.

BRICS nie jest zatem żadną przyszłością, żadnym alternatywnym centrum, czy drugim biegunem ekonomicznym i politycznym. BRICS jest tylko żyjącą złudzeniami efemerydą. Suma, nawet wielu, zer, nigdy nie będzie stanowiła zauważalnej wielkości.

Co by się stało jednak, gdyby takie Chiny jednak zreformowały się drastycznie i podniosły swój IEF do poziomu reprezentowanego przez G7, takiego jaki ma równie chiński Tajwan? Czy wtedy mogłyby faktycznie rzucić wyzwanie USA i wygrać ewentualny konflikt?

Chiny, mając ustrój i prawo tajwańskie, rzeczywiście osiągnęłyby i tajwański poziom rozwoju i dobrobytu, co przy ich rozmiarach bez wątpienia uczyniłoby z nich najpotężniejsze państwo na planecie, daleko w tył spychając USA. Do żadnej gwałtownej rywalizacji i konfliktu, tym bardziej zbrojnego i tak jednak by nie doszło. Im bardziej rozwinięty i cywilizowany jest dany kraj, tym wyższy jest poziom złożoności jego gospodarki, tym większy w niej udział handlu zagranicznego i tym bardziej wrażliwa jest ona na jakiekolwiek zewnętrzne turbulencje, a już na pewno na konflikty zbrojne. Koszt wojny, nawet tylko handlowej, niezależnie od jej końcowego wyniku, w miarę rozwoju ekonomicznego, rośnie do niebotycznych poziomów, daleko przewyższając jakiekolwiek możliwe z niej do osiągnięcia korzyści. Kraje które osiągnęły taki wysoki poziom rozwoju, wygaszają więc wszystkie wzajemne konflikty, co dotyczy nawet tych państw, które mają długą tradycję wzajemnej wrogości, jak Niemcy i Francja, czy Japonia i Korea.

Upodobniwszy się do Tajwanu ustrojowo i gospodarczo, upodobniłyby się zatem do niego Chiny kontynentalne również kulturowo i politycznie. Byłyby dla USA partnerem, a nie żadnym rywalem. Żaden z krajów niezachodnich, który osiągnął już porównywalny z Zachodem poziom cywilizacyjny, Japonia, Tajwan, czy Korea płd, nigdy nawet nie próbował budować żadnego „alternatywnego centrum”, czy „świata wielobiegunowego”. Przeciwnie, ochoczo dołączał do „bieguna” istniejącego. Japonia jest prominentnym członkiem grupy G7, a o żadnym BRICS nie ma ochoty nawet słyszeć.

Alternatywny wobec obecnie istniejącego „biegun” ekonomiczny i polityczny, nie może zatem powstać nawet teoretycznie. Kraje prymitywne zacofane i skorumpowane, takie jak BRICS, mogą jedynie śnić o jego stworzeniu, dla krajów rozwiniętych praworządnych i wolnorynkowych, zawsze bardziej będzie się opłacało dołączenie do krajów podobnych do nich pod tym względem.

197 myśli na temat “Suma wszystkich zer

  1. Teacher, leave the BRICS alone 😉

    Z Indiami jest teraz problemik, bo Narendra Modi stopniowo, nacjonalistycznie państwo zawłaszcza. W Indiach ostatnio zjednoczyła się opozycja i nazwała swój blok INDIA. W INDIA jest cały wachlarz antymodistów – m.in. mniejszości, skrajna lewica i oczywiście ghandiści; a liderem INDIA jest Rahul Ghandi. Oby nowy rząd w New Delhi rozwijał demokrację i odchodził od systemu kastowego, który knebluje rozwój (jakiś hinduski Musk, gdyby urodził się w niskiej kaście, zarobić krocie mógłby najwyżej niczym filmowy „Slumdog” lub poprzez emigrację).

    W Brazylii Lula chyba najwyżej głupio łasi się do Moskwy i Pekinu, ale nie wygląda na to, żeby zawłaszczał kraj.

    W RPA Raphamosa przynajmniej jest mądrzejszy niż Zuma, ale poziom Mandeli to to niestety nie jest.

    A w ChRL Jinping upokarza się jak jakiś saudyjski szejk, który kasę ładuje w idiotyczne projekty. Te chińskie miasta-widmo i przepompowany sektor budowalny przypominają te szejkowe pato-giga-projekty budowane na piasku, a nie na skale. No i oczywiście Xi państwo zawłaszcza.

    Rosja to największa choroba z „Cegieł” i czeka ją rozpad iście somalijski, no chyba że pewien syberyjski szaman zdąży zbudować dostatecznie wytrzymałą konstrukcję władzy, którą nie zdmuchnie wiatr zmian w postaci wielkiej porażki wojenno-ekonomicznej. Jest na pewno bliżej celu niż Rasputin wiek wcześniej. Stawiam, że mu się uda. Kluczowe i tak jest opanowanie Moskwy i Piotrogrodu.

    Polubienie

  2. Też nie rozumiem tego podniecania się BRICS, czy nawet G7. Na dobrą sprawę to nie są nawet jakieś układy o wolnym handlu. Już bardziej UE, NAFTA, czy RCEP. Zresztą – w tym całym BRICS jedynie Chiny są czymś w rodzaju zwornika. Poza tym można przyjrzeć się dla odmiany, jaką wymianę handlową ma każdy z członków BRICS z krajami G7. Podejrzewam, że Indie czy Brazylia silniej handlują z USA, Japonią czy Niemcami niż z Rosją. W ogóle, to takie sieci czasem więcej mówią o handlu międzynarodowym niż jacyś tam publicyści podniecający się rywalizacją BRICS-G7

    https://media.springernature.com/lw685/springer-static/image/art%3A10.1007%2Fs41109-022-00479-7/MediaObjects/41109_2022_479_Fig1_HTML.png?as=webp

    Polubienie

  3. Ogólnie świat wielobiegunowy to domena gospodarki dosyć prymitywnej, gdzie sufitem są inwestycje kapitałowe. W świecie innowacji następuje konwergencja. Co to oznacza. Sam BRiCS jest wielobiegunowy. Bieguny są dwa, czyli Chiny i Indie. Z czego Rosja jest po prostu satelitą Chin, a Brazylia i RPA są nigdzie – gospodarczo powiązane z Chinami, ale ustrojowo bliskie Indiom, które długofalowo mogą robić za ich hegemona, ale jeszcze nie teraz. No chyba, że Modi przeprowadzi do końca swoją dobrą zmianę, bo wtedy Indie będą już zupełnie nigdzie.
    Natomiast kraje rozwinięte to jest inny porządek rzeczy. To nawet nie jest kolejny biegun, tylko inny poziom rzeczywistości. Tu nie może być realnej rywalizacji, bo różnica skali jest zbyt duża. Sama próba musi skończyć się eradykacją, co wkrótce zobaczymy w przypadku Rosji, która właśnie uwierzyła, że może być jakąś alternatywą względem Zachodu, po czym została sprowadzona do parteru przez Ukrainę.. która ledwie do tego Zachodu aspiruje.
    Tu wypada pochylić głowę nad tymi wszystkimi geopolitykami, rozważaniami, jak to Niemcy dogadają się z Rosją przeciw USA i co Chiny na to, bo heartlandy i rimlandy, bo potencjał sterowniczy, bo produkcja stali. Świat rozwinięty jest właściwie bezbiegunowy. Tu nikt z nikim szczególnie nie rywalizuje, po prostu wszyscy handlują. Nie będzie układów Niemcy+Rosja vs. USA, Francja+Chiny vs. Niemcy, Andora+Dżibuti vs. San Marino itp. Wewnętrzne sprzeczności w świecie rozwiniętym zanikają jak walka klasowa w socjalizmie.

    Polubienie

    1. Nie byłbym pewien, czy Indie są drugim biegunem BRICS. Potencjał na to, aby w przyszłości nim się stać, to i owszem. Nominalnie gospodarka jak Wielka Brytania czy Francja, ze względu na parytet siły nabywczej – jak 2*Japonia. Sporo, ale poziom życia zdecydowanie poniżej Rosji, Brazylii czy Chin. Wydatki na zbrojenia mają porównywalne z Rosją, ale jeszcze w wielu dziedzinach Rosja ich wyprzedza – chociażby kosmos. Trend jest jednak taki, że Rosja schodzi, zaś Indie wschodzą, więc Rosji i Indiom współpraca jest na rękę. Poza tym w grę wchodzą obawy o Chiny. Zobaczymy, co z Korytarzem Perskim oraz budową wspólnej stacji kosmicznej. Chińczycy się na Ruskich trochę wypinają, z wspólną misją na Księżyc też może różnie wyjść. Prędzej wezmą kogoś z Tajwanu.
      .

      Polubienie

      1. Perspektywy Chin z ich obecnym ustrojem są zdecydowanie przeceniane. Tak samo jak Rosja, wpadną lada moment w pułapkę średniego rozwoju. W badaniach kosmicznych ChRL osiągnęła już maksimum tego co mogła, powtarzając już wszystkie osiągnięcia ZSRR sprzed pół wieku. O żadnym załogowym locie na Księżyc w wydaniu chińskim nie ma mowy w jakiejś wyobrażalnej perspektywie (10-20 lat). Prędzej Japończyk wyląduje na Księżycu niż Chińczyk.

        Polubienie

        1. Chińczycy faktycznie mają problem z ciężką rakietą, ale chyba dlatego kombinują lot dwiema. Z drugiej strony – czy faktycznie jest aż takim problemem powtórzenie wysiłku konstrukcji Saturna V sprzed ponad pół wieku przy gospodarce wielkości chińskiej? Rozumiem, że nie chcą starego bubla, tylko mają nadzieję na zrobienie czegoś nowszego, na miarę XXI wieku.

          Polubienie

          1. Skoro powtórzenie zbudowania Saturna V nie jest takim problemem, to dlaczego do tej pory nikomu się nie udało?

            A jakkolwiek by Chińczycy nie kombinowali, to do załogowego lotu na Księżyc im naprawdę baaaardzo daleko. Nie mają koniecznych zasobów, ani ludzkich, ani technologicznych, ani nawet finansowych.

            I nie zanosi się, aby je nabyli w przewidywalnej przyszłości.

            Polubienie

          2. Aż dziwię się, że jeszcze nie próbują jakoś Ruskich nagabywać. Przecież ‚Niedźwiedź w objęciach Smoka’ to idealna szansa na dokonanie ostatecznego drenażu.

            Polubienie

          3. Pytanie: na ile postsowieckie know-how sferze technologii kosmicznej trzyma teraz Kazachstan? To w końcu tam jest Bajkonur.

            Polubienie

          4. W niewielkiej. Prawie wszyscy inżynierowie i naukowcy pracujący w tym programie pochodzili z europejskiej części ZSRR. Zresztą wszyscy oni już nie żyją i rosyjski program kosmiczny upadł już prawie całkowicie. Wysłanie bardzo prymitywnej i mało zaawansowanej sondy na Księżyc jest niemal poza ich zasięgiem. Łuna 25 to jest w stosunku do Łuny 24 gigantyczny regres, mimo że jest o pół wieku młodsza.

            Polubienie

          5. Kosiłem dziś niedojady na jednym z pastwisk świeżo kupioną kosą. Oczywiście produkcji chińskiej – innych od dawna nie widziałem. Ręczną kosą. Taką kościuszkowską. Kosiłem około dwóch godzin, klnąc co krok, bo stępiła się po dwóch machnięciach. Raczej wyrywała lub łamała niż cięła. Ani to wyklepać (za cienkie), ani naostrzyć. Jednorazówka. Po dwóch godzinach urwałem zaczep mocujący do styliska i koszenie się skończyło.
            To jest technologia, którą 700 lat temu każdy kowal między Atlantykiem a Wołgą miał opanowaną. I nawet czegoś takiego Chińczycy nie potrafią wykonać dobrze. Dajcie spokój z tym Kosmosem, to bajki…

            Polubienie

          6. Z tą kosą, to jakaś lipa. Jeśli są w stanie produkować mikroprocesory, pociski hipersoniczne, shenyang j-35, czy samochody-elektryki, to kosę tym bardziej.

            Co się tyczy sowieckiego know-how, to gdzie ten słynny wywiad gospodarczy ChRL i propozycje korupcyjne? Inżynierowie może nie żyją, ale projekty N1 czy Energii są, o Angarze nie wspomniawszy. Coś widać, że ta Rosja strasznie zazdrośnie strzeże swoich tajemnic. Zrozumiałe, jeśli chce podbić swoją pozycję względem starszego brata. A Kazachstan, to jedynie platformę startową potrafi wybudować – wylać betonową posadzkę, doprowadzić tory i pospawać stalowe wysięgniki.

            Polubienie

          7. Co z tego, że „powinni”, skoro najwidoczniej nie potrafią, bo nie zrobili? To samo dotyczy opryskiwacza, z którym zmagałem się kilka miesięcy temu: że całość toporna, spasowana jak blachy w Żuku i nieergonomiczna, to za tę cenę było do zaakceptowania. Jednak głupi błąd przy montażu powodował, że zaraz po uruchomieniu, dysza po prostu musiała odpaść. Przypadkiem mam nagrzewnicę, więc sobie to naprawiłem, ale założę się że większość nabywców wyrzuca ten sprzęt do kosza zaraz po zdjęciu opakowania… To samo dotyczy kółek do taczek – żadno nigdy nie przetrwało dłużej niż cztery miesiące, plastik rozchodzi się w rękach jakby to był karton.
            Ogólnie: to już nawet nie jest tandeta. To są śmiecie. Które sprzedają się tylko dlatego, że w takich, niszowych branżach, w ogóle nie ma konkurencji. Kto dziś kosi ręczną kosą..? Też bym wolał ciągnik z kosiarką bijakową, tylko mnie nie stać, a kosa spalinowa mi się zepsuła. Nowej nie ma sensu kupować, bo nikt nie chce tego serwisować, a to na tyle skomplikowane urządzenie, że bez serwisu długo nie pochodzi.
            Jakiś czas używałem sierpa- aż urwałem rączkę (swoją drogą, wytopienie stali, która ma wszelkie cechy plasteliny, to sztuka sama w sobie…). Stąd wymyśliłem kosę, jako urządzenie potencjalnie wieczne. Mój ojciec używał jednej przez 50 lat. Tylko pewnie takich jak ja jest zbyt mało, aby był sens robić porządne kosy w Polsce (no dobra, na niemiecką też bym się nie obraził, obu dziadków miałem w Wehrmachcie…), a Chińczycy za Chiny – nie potrafią!
            Jeśli ich czołgi są z takiej samej stali, to nie potrzeba na nie Javelinów. Wystarczy rzucić kamieniem…

            Polubienie

          8. Tak działa Wolny Rynek! Te sprzęty ‚made in China’ zostały wyprodukowane przez firmy prywatne (sic!), działające na globalnym, wolnym rynku. Przecież nie przez państwowe, komunistyczne molochy. Proszę lepiej zastanowić się, dlaczego taki sprzęt nadal jest w sprzedaży i dlaczego, pomimo ewidentnego badziewiarstwa, ktoś nadal to kupuje. Widocznie da się na tym zarobić i kondycja finansowa przedsiębiorstwa produkującego taki szmelc, do najgorszych nie należy. Problem leży po stronie klienta – to Pan dał się wkręcić i nie potrafił rozpoznać, że produkt jest funta kłaków wart.

            Polubienie

          9. Zgoda co do opryskiwacza. Mogłem kupić 9 x droższy opryskiwacz Stihla i zapewne miałbym wiele radości z jego używania. Tylko nie miałem takich pieniędzy.
            Kos, sierpów i kółek do taczek innych niż chińskie nie ma. Przynajmniej ja innych nie widziałem – od 20 lat. Wytłumaczyłem dlaczego tak się dzieje: to nie są profesjonalne narzędzia i liczba ich użytkowników jest znikoma. Tylko Chińczykom może jeszcze opłacać się ich produkcja.
            Tym niemniej, robią to źle, nieudacznie i bez śladu staranności. I to nie może być przypadek izolowany, bo jednocześnie są to produkty do bólu banalne.
            Wniosek? Żadną „potęgą”, pod jakimkolwiek względem Chiny nie są i być nie mogą. Najpierw musieliby nauczyć się produkować porządne kosy, czego najoczywiściej nie potrafią. Nie wierzę, że tylko na kosy i sierpy wytapiają stal o jakości plasteliny. To by się nie opłacało. Taka po prostu jest PRZECIĘTNA, NORMALNA chińska stal. Z której robią także pręty zbrojeniowe, karoserie samochodów czy kadłuby lotniskowców. Howgh.

            Polubienie

          10. Chińczycy potrafią, ale problem jest widocznie natury ekonomicznej, nie zaś technologicznej. Inżynier nie zrozumie menedżera.

            Polubienie

          11. Poniekąd. Kiedy próbują zrobić coś o odpowiednio wysokiej jakości, cena okazuje się nieakceptowalna dla nabywców. Zatem wszystko wyprodukowane w ChRL jest albo gorsze, albo droższe od tego samego wyprodukowanego gdzie indziej. I nie ma się co temu dziwić.

            Polubienie

          12. Ruskich wydrenowały nie tyle Chiny, co administracja Clintona. Amerykanie zadbali o to, żeby spece nie wpadli w niewłaściwe łapska.

            Polubienie

          13. @NatAut
            Administracja Clintona? W sensie, że za Jelcyna Amerykanie tak się rozgościli w Rosji, że sobie stamtąd wydziubali (za kaskę), na co tylko mieli ochotę, toteż różne Pawły Czekowy stały się Paulami Checkoffami?
            W sumie NASA ma doświadczenie z podbieraniem cudzych naukowców. Von Brauny różne… „It’s an older code but it checks out”

            Polubienie

          14. Misja Chandrayaan-3 zakończona sukcesem. Łuna-25 kaputnęła na Srebrnym Globie. Wnioski wyciągnijcie sami. 🙂

            Polubienie

          15. Indie wschodzą. Rosja zachodzi. Niczego nowego się nie dowiedzieliśmy.

            Tak po prawdzie, to tej Łuny trochę szkoda. Byłaby ostatnim pomnikiem upadającego imperium, niczym kolumna Focjusza na Forum Romanum. Byłby to bardzo godny nagrobek Rosji, na który żadną miarą sobie by nie zasłużyła. Kiedyś by się stała atrakcją turystyczną, większą niż jej radzieckie poprzedniczki.

            Polubienie

          16. „Jednak już dużo rzadziej i znacznie mniej chętnie przyznają oni, że udział BRICS w światowym PKB, nie jest już tak imponujący. Chociaż populacja krajów BRICS jest czterokrotnie liczniejsza niż populacja krajów G7, to łączny PKB obu tych grup jest praktycznie taki sam.”

            LOL :). PKB, ulubiony wskaźnik neolibków 🙂

            Polubienie

          17. PKB ma duże wady choćby z tego względu, że nie każdy wydatek ma rzeczywisty sens. Wymiana samej baterii w smartfonie wygeneruje mniejszy PKB niż wymiana całego telefonu a w UE od 2027 użytkownik będzie musiał być w stanie samemu sobie baterię wymienić, sprzedaż całych smartfonów w UE spadnie. Podobnie zakup i jeżdżenie rowerem do pracy po holendersku albo po duńsku wygeneruje mniejsze PKB niż zakup, jeżdżenie i tankowanie SUVa żeby dojechać do pracy po amerykańsku, nie mówiąc już o wydatkach na utrzymanie infrastruktury amerykańskiej. A przecież nie jest to w żaden sposób lepsze, tylko większe i bardziej materiałochłonne. Użyteczność PKB wychodzi powoli z obiegu podobnie jak kiedyś z obiegu wypadła miary ilości produkowanej stali.

            Polubienie

          18. Nie każdy wydatek m sen, ale na wolnym rynku następuje zawsze optymalna alokacja wydatków. Luzie zaoszcędzaja na dojazdach do pracy a wydaja na coś innego, co jest bardziej efektywne.

            Polubienie

          19. W skrócie problem polega na tym że pilaster używa PKB do oceny raju na ziemi wyciągając nieznoszące sprzeciwu wnioski, podczas gdy ten wskaźnik do oceny raju na ziemi się nie nadaje, ponieważ:

            1) nie bierze pod uwagę szarej strefy. W sytuacji gdy szara strefa w wielu krajach sięga 40%, 50% a nawet 67% PKB.

            2) nie bierze pod uwagę prac wykonywanych osobiście. Będzie promował społeczeństwa, w których je się na mieście a nie gotuje obiad w domu, gdzie kupuje się w nadmiarze alkohol w sklepie a nie te, gdzie pędzi się bimber i preferuje się nielegalne narkotyki przygotowywane w domowym zaciszu. I te gdzie kawę się pija w kawiarni a nie te, gdzie robi się ją w kuchni w ekspresie.

            3) promuje rozrzutność. Czyli wypromuje USA, gdzie zmienia się sprzęty agd co 4 lata a samochodem, często typu SUV (który trzeba opłacić, ubezpieczyć, zatankować) jeździ się nawet po bułki używając przesadnie rozbudowanej (znowu PKB) infrastruktury a nie Holandię, gdzie masowo jeździ się tanimi rowerami. I nie promuje Unii Europejskiej, która chce wymusić urzędowo trwałość kupowanych produktów aby ich wymiana zachodziła znacznie rzadziej. Czy ten ktoś tu ma gorzej, że jego pralka sprawnie działa 25 lat a nie musi jej wymieniać co 4 lata w sytuacji gdy rozwój pralek już nie galopuje? Wcale nie gorzej, a jednak PKB faworyzuje tego drugiego bo częściej coś kupuje. Podobnie z budownictwem. PKB będzie faworyzować miejsca, gdzie dom stawia się z myślą o następnych 30 latach a nie 200.

            4) Wskaźnik ten więc promuje te miejsce, gdzie częściej przerzuca się pieniądze z kupki na kupkę, nawet jeżeli to nie generuje żadnego dobra tylko wyraża kulturowe preferencje, np ceniąc zmienność nad trwałość.

            5) ignoruje kompletnie poziom zdrowia publicznego. Ludzie dłużej żyją w Hiszpanii, Włoszech czy Izraelu które mają problem z wyśrubowaniem PKB na poziom USA.

            6) PKB nie ocenia też rozwarstwienia społecznego

            Polubienie

          20. No okej. Powinniśmy żyć na maksa efektywnie. Ale czy świat wokół naprawdę wygląda na świat pełen mądrej efektywności? Ja może maksymalnie 10% swych wyborów uważam za bardzo dobre pod względem alokowania swych zasobów. Co chwila łapię się za głowę, post factum widząc, jak marnuję swe zasoby. Z wiekiem idzie mi coraz lepiej, ale i tak jest bardzo, bardzo, przebardzo dużo do życzenia. A co dopiero można rzec o ludziach, którzy nie rachują tyle co ja…
            Mało osób ma Aspergera (skrajne J w MBTI), dzięki któremu osoba rachuje swe wybory w teorii gier. Do takiego rachowania trzeba być bowiem bardzo konkretnie osądzającym, bo twardymi sądami są ustalania parametrów i osi wartości.
            Korwinus, Pilaster, Ayla i inne skrajne „Joty” o twardych, skupionych spojrzeniach, ustalą sobie wzory i wartości parametrów; policzą sobie to i owo i otrzymują swoje obstawienia optymalnych alokacji zasobów, ale inni ludzie tak nie mają, bo częściej szukają, a mniej wyrokują (oczywiście Korwinus przy okazji myli swoją wolę mocy (E+J) z męskością (T)).
            Ale dusza (a nie organizm) Ayla ma zarazem skrajne F w MBTI, więc rachuje swoją kobiecą intuicją, czyli inteligencją emocjonalną, przez co rachuje na konstrukcjach przecuciowych, które nadają się do przewidywania ruchów ludzi, ale planet już nie.
            Co ciekawe, są ludzie, którzy skrajne J błędnie uważają za jakąś psychopatię, bo swoją życiową nieefektywność chcą bronić tezą, że owa nieefektywność jest złem koniecznym w ramach osobowości wzniosłej i przepełnionej uczuciami. Swoje skrupuły uznają zatem za skutek konieczny duszy wielkouczuciowej. Poza tym nie za bardzo rozumieją kogoś innego od siebie. Zamiast współpracować z osobą ze skrajnym J, która dać im może upragnioną twardą sprawczość, nierzadko wolą odwrócić się z przeświadczeniem, że gra na wielkiej szachownicy świata jest tylko dla psychopatów z łatwością poświęcających innych, a osoby wzniosłe mogą tylko wielką grę oglądać i emigrować wewnętrznie. Ale czy naprawdę fabuła świata jest płytka i durna jak „Gra o Tron”, gdzie sprawczy potencjał mają tylko psychopaci? Ktoś naprawdę tak nisko ceni jakość naszej życiowej fabuły? Ktoś samego autora owej fabuły za psychopatę uznaje, skoro władczo i sprawczo tchnął nas w los? A przecież świat nie jest aż taki zły i naprawdę warto wcielać w życiu i w życie projekty przez wielkie „P”, zamiast uznawać, że skuteczna sprawczość jest nieosiągalna dla dusz wzniosłych. W tym świecie. Nie w wyobraźni. Nie jako widz dzieł innych. Tut.

            Polubienie

          21. @Ayla
            Ty to lubisz filozofować

            Nikt tu nie mówi o indywidualnych wyborach
            Anonim wyszedł z fałszywego założenia (pkt 3) że PKB USA jest wyższy niż Holandii bo (w uproszczeniu) w USA ludzie kupują dużo jeżdżą więc kupują dużo benzyny i nakręcają PKB firm paliwowych. Zaś w Holandii jeżdżą rowerami więc firmy paliwowe stoją słabo.
            Rzeczy w tym że Holendrzy zaoszczędzonych na benzynie pieniędzy nie chowają w skarpetę tylko kupują za nie inne dobra czy usługi. Co również podnosi PKB

            PKB spada gdy ludzie tracą pewność siebie i przyszłości i zaczynają oszczędzać zamiast wydawać (a jeszcze gorzej jak oszczędzają w skarpecie zamiast w banku).
            Celowo pomijam tu wydajność pracy, siłę waluty etc.

            Za to poważnym problemem PKB jest to że niespecjalnie przekłada się on na szeroko pojęty dobrobyt ludności. Dziesięć 747 kupionych przez wojsko i przerobionych na AWACSy co najwyżej podbuduje dumę narodową i wzmocni poczucie bezpieczeństwa (pomijam tu fakt że dla przeciętnego zjadacza chleba AWACS to egzotyczna przyprawa). Dziesięć 747 kupionych przez linię lotniczą (w uproszczeniu) obniży ceny biletów co jest namacalną korzyścią dla społeczeństwa.

            Przed WW2 PKB Niemiec wzrósł w ciągu 5 lat prawie dwukrotnie (a za nim PKBpc) ale co z tego skoro przeciętnemu Niemcowi nie żyło się lepiej a wręcz gorzej (ktoś przecież za tą pompującą PKB produkcję broni musiał płacić)

            Polubienie

          22. Przyznaję się do błędu. Pieniądze nie wydane na benzynę, samochody, parkingi i drogi zostaną wydane na coś innego. Pieniądze zaoszczędzone na hydrauliku, alkoholu z akcyzą, ogrodniku, kawie na mieście też.

            Natomiast nadal PKB:

            1) nie bierze pod uwagę szarej strefy. W sytuacji gdy szara strefa w wielu krajach sięga 40%, 50% a nawet 67% PKB.

            2) promuje rozrzutność. Np promuje planowane postarzanie produktów a nie trwałość.

            3) Wskaźnik ten więc promuje te miejsce, gdzie częściej przerzuca się pieniądze z kupki na kupkę, nawet jeżeli to nie generuje żadnego dobra tylko wyraża kulturowe preferencje, np ceniąc zmienność nad trwałość.

            4) ignoruje kompletnie poziom zdrowia publicznego. Ludzie dłużej żyją w Hiszpanii, Włoszech czy Izraelu które mają problem z wyśrubowaniem PKB na poziom USA.

            5) PKB nie ocenia też rozwarstwienia społecznego

            Polubienie

          23. @Anonim

            ad.1. Prawda. Ale to można (z grubsza) uwzględnić w statystykach.

            ad.2 i 3. Nie zgodzę się. Ponownie – pieniądze nie wydane na corocznego iPhone’a zostaną wydane na coś innego. Pieniądze zaoszczędzone na trwałości rzeczy zostaną wydane na coś innego. Daleko nam jeszcze co poziomu gdy ludzie nie wydają pieniędzy bo nie mają już na co (bo, w uproszczeniu, mają wszystko)

            ad.4. Służba zdrowia w USA to temat na oddzielną książkę

            ad.5. Na to masz osobny wskaźnik. Poza tym nie wiem jak ty ale ja na przykład wolę mieć 1000 zł ponad gdy mój sąsiad ma 10 000 zł niż żebyśmy obaj mieli po 100 zł.

            Polubienie

        2. @Jacek Kolbus
          gdybyś kupił kosę za 100 zł a nie za 10 zł to pewnie działałaby porządnie. Sam sobie zresztą tak odpowiedziałeś w kolejnej wypowiedzi.
          Wieszczenie upadku Chin ma już niekrótką tradycję ale jakoś wciąż się nie sprawdza. Chiny to potęga. Pracują jak mrówki, nie dyskutują, nie mataczą, nie dzielą włosa na czworo. Skoro nie polecieli w kosmos widać nie opłaca się. I pewnie nie są na to wciąż gotowi a strata twarzy to dla Chińczyka bardzo poważna sprawa (a gdyby tak się lot na Księżyc nie udał, hę?). Robią takie rzeczy o jakich nam się nie śniło – w salonach stoją takie auta, że nawet nie wiedziałem, że można takie zbudować. A tam wystarczy mieć 369 000 RMB (realnie całkiem niedużo) i wyjechać takim z salonu. Jedyny problem? Brak homologacji na Europę. Dlaczego? A to już zapytajcie Citroena, Volkswagena, innych. Samochody których, wyglądają przy tych chińskich jak Fiat 125p przy dzisiejszych.
          Chiny to chyba jedyny kraj na świecie, który jest żywą egzemplifikacją marksistowskiego twierdzenia „ilość przechodzi w jakość”. W swojej masie Chińczycy to muły intelektualne: nie potrafią w sklepiku wydać reszty z 50 juanów, nie potrafią nalać dwóch różnych napojów dwóm różnym ludziom, itd. Ale wystarczy, że TYLKO 10% populacji będzie sprytna. To daje jakieś 130 mln osób. Czyli CZTERY Polski samych intelektualistów. Kwestia skali, jak wszystko tam.

          Polubienie

          1. Anonimie,
            „Stado baranów prowadzone przez lwa jest groźniejsze niż stado lwów prowadzone przez barana”.

            A władze w Pekinie są dużo głupsze nawet niż nasze pisowskie. My mamy jeden CPK (tzw. „Projekt Baranów” – proszę o docenienie gry słów) – ChRL ma cały przepompowany rynek nieruchomości.
            Choć PiS z tym kredytem 2% robi kroczki ku socjalizmowi z polską specyfikacją…

            Polubienie

          2. Kosa, razem ze styliskiem i mocowaniem, kosztowała 130 zł. Nie ma kos za 10 zł, ani za 1300 zł. Ten towar nie występuje w wariantach różniących się jakością i ceną. Wytłumaczyłem dlaczego. Trzeba Himalajów złej woli i zaślepienia, żeby tego nie dostrzec…

            Polubienie

          3. Anonimie, jakże to możliwe? Czyż ostrze kosy nie było z chińskiej superstali? To na pewno nie była kosa z drugiej strony Himalajów (obie strony mają ze sobą BRICSową kosę), która tylko antychińsko udaje chińską kosę?

            Polubienie

          4. @Anonim

            Kosa, razem ze styliskiem i mocowaniem, kosztowała 130 zł. Nie ma kos za 10 zł, ani za 1300 zł.

            Wszedłem na allegro, wyszukałem „kosa ręczna”
            Ustawiłem sortowanie „od najniższej ceny”
            Znalazło zabawki (bo inaczej tego nie nazwę) za 10 zł – choć rozmiarowo to raczej sierpy, przyznaję
            Ustawiłem „od najwyższej ceny”
            Znalazło za 400 zł

            Więc jednak jakiś rozstrzał jest

            Polubienie

          5. Promotor mojego niedoszłego doktoratu, prof. Gawlikowski mawiał, że Chińczycy różnią się od nas budową mózgu. Z tym, że jako prawy humanista wywodził ten wniosek że swojej, dość dogłębnej, jak nie tylko mnie się wydawało, znajomości ideogramów, Księgi Przemian, Lao Zi, Sun Zi i innych chińskich myślicieli starożytności.

            Jakiś czas temu, ale już długo potem gdy straciłem kontakt z sinologią, pojawiła się informacja, że wschodni Azjaci mają w genomie śladową domieszkę Denisowian. Podczas gdy my – Neandertalczyka. Coś więc może być na rzeczy, choć nic mi nie wiadomo, aby jakiekolwiek badania chińskich mózgów były gdziekolwiek prowadzone…

            Ad rem jednak, ad rem:
            1) na wypadek, gdyby znów nie udało mi się zalogować – to ja, Jacek Kobus.

            2) Nie potrzebuję takich dyskusji, żeby mi piwo smakowało: https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=pfbid0ddTHwu6hxKeVE8wV3YubR7mt8xm6UqW1vuC3FEnoGPPJwuwduzF1hCBY4Dk4z3s4l&id=100064043528322

            3) Kosa umarła na amen. Zespawałem uchwyt. Nawet spaw trzyma (co wprawia mnie w zdumienie, biorąc pod uwagę nikłość moich umiejętności spawalniczych…) – ale gwint przekręciłem. Zwykłym kluczem, nie hydraulicznym. Naprawdę słaby ten materiał…

            Polubienie

          6. Jakoś mnie poprzednio nazwało anonimem.
            @pilaster
            ano choćby samochody marki Zeekr. Ale nie tylko.
            @Ayla
            masz na myśli tę firmę z 300 mld długiem? To jak na warunki chińskie niespecjalnie dużo. To my, tutaj, myślimy własną miarą, gdzie największe miasto w Polsce ma 2,5 mln mieszkańców. W Chinach to odpowiednik Karczewa – podotwockiej miejscowości.
            @Jacek Kolbus
            dywagacje o cenie kosy to oczywiście pewna metafora: chodzi o to, że Chińczycy robią tanie rzeczy o podłej jakości i drogie o jakości znakomitej.

            Polubienie

          7. @kosa z Chińskiej Republiki Ludzi
            W 1945 roku komusza partia Chin zebrała pomysły na nową flagę kraju. Część projektów ma w sobie kosę:

            Ale brzydkie te projekty. Komuchy nawet brzydkie flagi zrobią… To już chyba „laser kiwi flag” jest godniejsze bycia flagą niż te cosie.

            Polubienie

          8. Narzekanie na badziewną kosę przypomina nieco utyskiwanie starych, narodowosocjalistycznych babuszek na kiepską komunikację w zapadłych dziurach. Czego ci imperialiści, burżuje i kapitaliści nie zrobili po 1989 r… Wszystko polikwidowali, złodziejom-prywaciarzom rozsprzedali. Kiedyś to „samochód chodził”, a teraz jak człowiek nie ma własnego, to musi piechotą naginać do najbliższej apteki, na pocztę, albo do sklepu. Zaorali Polskę.

            Polubienie

          9. @Anonim
            Znam to z domu rodzinnego:
            „Kiedyś to było. Każdy pracę miał. Zdun przychodził za darmo, kiedy było trzeba. Mleko się dostawało z PGR-u. Ludzie byli jacyś inni. Pomagali sobie nazwajem”.

            Polubienie

          1. Japonia jest pełnoprawnym uczestnikiem programu Artemis (tak samo zresztą jak ISS) dając swój konkretny wkład finansowy i technologiczny. Analogia z „Interkosmosem” jest chybiona.

            Polubienie

          2. Potrafiliby, mają odpowiednio wysoki poziom ekonomiczny i technologiczny, ale wyszłoby im to znacznie drożej. Dlatego wolą współpracować w tej materii z USA. Na odpowiednio wysokim poziomie rozwoju, współpraca opłaca się zwykle bardziej niż konflikt.

            Polubienie

          3. Czyli wolą wielkie, „międzynarodowe” monopole (w rzeczywistości amerykańskie), zamiast własnej produkcji, która byłaby droższa. Brak myślenia w kategoriach strategicznej autonomii.

            Polubienie

          4. Co prawda „narodowe”, patriotyczne, godnościowe i niepodległościowe monopole produkuj gorzej i drożej, niż te międynarodowe ale i tak są lepsze niż te międzynarodowe. Wiadomo, suwerenność nie ma ceny. Tak jak w PRL było

            Polubienie

    2. Po prostu w miarę rozwoju, korzyści ze współpracy rosną, a koszty konfliktów, nawet tylko gospodarczych, szybują pod niebiosa. Na pewnym poziomie konflikty kompletnie znikają, a współpraca jest maksymalnie pogłębiona. Zaszłości historyczne nie mają znaczenia. Niemcy ściśle współpracują z Francją, a Tajwan i Korea płd z Japonią.

      Polubienie

      1. Konflikty, czy raczej rozbieżności interesów nadal są, tylko przenoszą się na inne obszary działalności. Już sam fakt, że gospodarki anglosaskie reprezentują model kapitalizmu finansowego, zaś Niemcy, Japonia czy Chiny to kapitalizm produkcyjny, w dobie geostrategicznych napięć będzie prowadził do rozbieżności na linii Berlin-Waszyngton. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale jakieś naparzanie się cłami odwetowymi jest nadal możliwe. Anglosasi muszą do pewnego stopnia wrócić do gospodarki przemysłowej, bo na virtualu nie da się za daleko zajechać.

        A, i nie jest tak, że globalizacja musi być totalna. Świat może rozpaść się na pewne strefy ekonomiczne, o ile posiadają one odpowiednią dużą ‚masę krytyczną’, zdolną do samopodtrzymywania się procesów rozwojowych. Dzieje się tak, gdy gospodarki mają stosunkowo zdywersyfikowaną i bogatą strukturę produkcji oraz usług, a nie uwieszają się jednostronnie na surowcach, turystyce, czy sektorze finansowym. Obecny podział ze względu na przewagi komparatywne jest specyficzny, ponieważ spora część gospodarek jest na etapie wczesnego rozwoju. Gdy poziom życia na świecie zacznie się wyrównywać, to naturalną koleją rzeczy będzie, że nie potrzebne okaże się wyprowadzanie całych gałęzi przemysłu do jakiś dziadolandów. Oczywiście nadal będą istniały kraje predystynowane do turystyki, czy sprzedaży surowców, ale nie będzie aż tak silnej specjalizacji terytorialnej i strukturalnego rozbicia branż.

        Polubienie

        1. @NatAut
          Na pewno kraje kapitalizmu finansowego i kraje kapitalizmu produkcyjnego muszą w końcu na siebie syczeć? Nie mogą żyć w symbiozie?
          Poza tym USA to na pewno kapitalizm finansowy? Moim zdaniem to bardziej kapitalizm high-techowy. IMO, Dolina Krzemowa już dawno wyprzedziła w ważności Wall Street. Czyż oszałamiający wzrost PKB per capita USA nie wynika stąd, że Stany mają potężny sektor innowacji technologicznych?
          https://en.m.wikipedia.org/wiki/List_of_largest_companies_in_the_United_States_by_revenue
          Banki oszałamiająco na liście nie wyglądają.

          Polubienie

          1. Obiecał zlikwidować socjal? W Argentynie? W kraju gdzie największą popularność zawsze dobywało się rozrzucając pieniądze z pociągu, a później z helikoptera? No, no…

            Ciekawy eksperyment będzie.

            btw Bolsonaro, to nie żadna „prawica” Za jego rządów bardzo niski IEF Brazylii nie wzrósł wcale.

            Polubienie

          2. Nie bez powodu piszę tu o kapitalizmie korwinistycznym. Javier Millei m.in. kwestionuje bezpieczeństwo szczepionek na koronawirusa i publicznie „chwali się” orgiami-porgiami, w jakich brał udział. To ichni Korwinus-Rex, czyli oszołom jakich mało. Argentyna wytworzyła u siebie populistyczną grzybnię i chcą tam jeden populizm innym populizmem zwalczać. Millei na serio chce rozmontować kraj, żeby „nie było niczego”.
            W razie dojścia Javiera do władzy Argentyńczycy się poświęcą dla badań nad stosowaniem korwinizmu w praktyce. Ich oszałamiające poświęcenie uczcijmy sekundą ciszy. Dziękuję.

            Polubienie

          3. Krulestwo Korwinii już wkrótce dołączy do BRICS. Wtedy wreszcie zapanuje prawdziwa wolność, własność oraz sprawiedliwość.

            Polubienie

          4. Czy są szanse na spełnienie się tego snu Anonima? Ano, ni ma. Korwintern nie nastanie. Nowe pokolenie nadeszło – wszyscy będziemy kopać kryptowaluty gołymi rękoma u samoleasingodawcy Mentzena. 😉

            Polubienie

          5. Krulestwo Korwinii już istnieje i zwie się Koreą Północną. Dlaczego? Korea Północna bowiem:
            – nie ma podatków,
            – jest monarchią absolutną z kultem wodza,
            – jest prywatnym, wielkim folwarkiem rodziny, której własnością są nawet mieszkańcy,
            – plwa na zgniły Zachód.

            Polubienie

    3. @kmat
      Tak. Podobnie jest z piłką nożną. Stary, odchodzący świat piłki nożnej to świat zdominowany przez kiboli, którzy się tłukli głównie na zasadzie: „jak z kimś graniczę, to jest to mój wróg i chcę jego materialnych zasobów, a on chce moje materialne zasoby, a wróg mojego wroga to mój przyjaciel” (stąd też w uniwersum kiboli Głogów ma „kosę” z Zieloną Górą, ale „przyjaźń” z Gorzowem Wielkopolskim). Nadchodzący i nowy świat to świat, gdzie futbol jest sztuką, więc nikt się nie bije i nie ma zbrodni typu kupowanie meczy. My, przedstawiciele nowego świata, patrzymy na odchodzący świat jak na małpiarnię, dziwiąc się, czy można na serio tak nie ogarniać rzeczywistości, by żyjąc w Polsce A.D. 2023 dalej staroświatowcem być. Wychodzi taki staroświatowiec i się pyta „za kim jesteś?” lub przekonuje, że „Ukraina to MUSI być wróg Polski, bo graniczy z Polską, a Niemcy i Rosja MUSZĄ wspólnie rozwalić Polskę, bo Polska to ich wspólny sąsiad, a ze sobą Niemcy i Rosja nie graniczą”.
      – Eeee… Uuu… Za kim jesteś?
      – Za Resovią Rzeszów.
      – O ty szlafmyco. Tylko STAL. Stal Rzeszów. *pobicie*
      – Ale mi o siatków… aaaaa

      @Anonim
      „Trend jest jednak taki, że Rosja schodzi, zaś Indie wschodzą, więc Rosji i Indiom współpraca jest na rękę”

      To samo można rzec o Rosji i Ukrainie. Rosja schodzi. Ukraina wschodzi.

      Polubienie

      1. Coś mi do głowy wpadło. jak wiemy, na świecie jest tak, że państwa mają maksymalną powierznię, po przekroczeniu której stają się zbyt duże, by nimi efektywnie rządzić. Czy w związku z tym nie dałoby się shakować świata prymitywnego, opartego na inwestycjach kapitałowych, na tej zasadzie, że istniałoby na świecie tylko kilka imperiów, które ledwo ogarniałyby swoje wielkie połacie, przez co nie chciałyby nowych ziem? Czy to nie byłby świat pernamentnego pokoju? Jeżeli mam rację, to pojawiają się kolejne pytania:
        1. Czy ten mechanizm nie tłumaczy braku wojen między USA a Kanadą i może też między Moskwą a Chinami (w przypadku Moskwa vs Chiny pewności nie mam).
        2. Czy ten mechanizm nie działa w trójimperialnym świecie „Roku 1984”?, gdzie wojna trwa tylko w sferze picu, by trzymać społeczeństwo w ciągłym stanie wyjątkowym?
        3. Czy nie byłaby ciekawa książka, w której bohaterowie chcą doprowadzić do takiego światu poprzez wielkie podboje?
        4. Czy Chińczycy nie zbudowali Wielkiego Muru, bo już mieli dość ziem? Czy nie powstrzymali się od podboju Nowego Świata, bo już mieli dość ziem?
        5. Ile optymalnie powinno istnieć imperiów na Ziemi, by ten mechanizm banglał? Wzorem zarządzania imperium są USA, a one mają prawie 10 milionów km². Lądy na Ziemi zajmują łącznie około 149 milionów km². No ale część ziem nie nadaje się do efektywnych rządów (zwłaszcza w przeszłości), a więc trzeba odjąć różne Himalaje i Sahary. Ile krajów by wyszło? Około 15 (15 krajów wielkości dzisiejszych USA?)? Raczej mniej, bo dawniej wiele ziem było nie do zarządzania przez gorszy poziom technologii.
        6. Świat był kiedykolwiek blisko do Pax Imperatoria?

        Polubienie

        1. Maksymalny możliwy do zarządzania rozmiar państwa to był właśnie w neolicie. I zmienił się w zależności od możliwości odpowiednio szybkiego obiegu informacji, czy tempa przemieszczania wojska i floty.

          Polubienie

          1. Dlatego w przyszłości zapanuje d***kratyczny imperializm i globalistyczne, masońskie państwo światowe. A Korwin-Mikke wstawił na swoim blog kiedyś wpis o niemożności wprowadzenia państwa światowego, bo to ujednolicenie, homogenizacja, monopol i zabicie mechanizmów konkurencji.

            Polubienie

          2. Huraaa. Państwo światowe. Pax Mundi. 😀
            Korwin-Mikke – ostoja różnorodności i wszelkich mniejszości się znalazła. Z jednym krajem odpadają przecież wszelkie regulacje handlu międzynarodowego.

            Polubienie

        2. Jeśli państwo ledwo ogarnia swoje krańce, to ten kraniec staje się pewnym na wpół samodzielnym bytem. Tacy kozacy bawili się w plądrowanie Turcji.

          Polubienie

          1. Prawda, Anonimie. Rosja na krańcach ma zgrupowane wojska i nieczęsto też większe miasta. W środku ma pewnie jakieś kacykaty na kijach szamanów.

            Polubienie

  4. Wpisałem w Google frazę ‚chiny księżyc’, wyszukiwanie z ostatniego miesiąca. Wyskoczyło zatrzęsienie odnośników. Żeby nie być gołosłownym, proszę przyjrzeć się pierwszemu z brzegu ‚Chiny ujawniły plany lądowania na Księżycu’:
    https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/chiny-ujawnily-plany-ladowania-na-ksiezycu

    Siła i potęga ChRL jest wprost nieokiełznana. Piszą tak:

    ‚Państwo Środka zamierza wysłać w przestrzeń kosmiczną dwie rakiety nośne, które będą transportowały kolejno lądownik oraz statek kosmiczny z tajkonautami na pokładzie. Warto zauważyć, że pozytywne zakończenie misji sprawi, że Państwo Środka stanie się drugim państwem w historii, którego obywatele postawili stopę na powierzchni Srebrnego Globu.’

    Polubienie

    1. A i owszem. W googlu ChRL jest potęgą komiczną największa we Wszechświecie. Albo przynajmniej w Galaktyce. Ale niestety, tylko w Googlu.

      Plany lądowania na Księżycu to i pilaster może mieć. I je w stosownym momencie ujawnić. 🙂

      Polubienie

      1. Postawienie sprawy w ten sposób, że Indie czy Chiny po prostu powtarzają to, co zrobił ZSRR, jest nie do końca słuszne. Cały osprzęt jest obecnie nieporównywalnie bardziej zaawansowany. Co do pryncypiów, to lot orbitalny, wyjście w przestrzeń, budowa stacji kosmicznej, budowa systemu nawigacji satelitarnej, czy też lądowanie łazika na Księżycu lub Marsie – są oczywiście tym samym. Na tym jednak podobieństwa się kończą.

        Moc obliczeniowa komputerów jest o kilka rzędów wielkości większa. Elektronika dużo bardziej zminiaturyzowana i niezawodna, poza tym tańsza. To ma przełożenie na liczbę sensorów i wielkość strumienia danych. Łączność na zupełnie innych częstotliwościach. Jakość materiałów wykorzystywanych do budowy komponentów rakiet, strojów astronautów czy też rozmaitych śluz jest zdecydowanie lepsza. Sama zdolność obróbki metali poczyniła znaczne postępy. O kamerach dużej rozdzielczości i dronach nie wspomniawszy. Poza tym nie jest tak, że dotychczasowi liderzy skrupulatnie strzegą wszelkich tajemnic. Wiedza o rozmaitych udogodnieniach czy też problemach, z którymi można się spotkać w kosmosie, mimo wszystko upowszechnia się.

        Polubienie

          1. Skoro mają wyższy IEF i PKB na głowę niż ZSRR, to chyba powinni. Z drugiej strony, te pierepałki z kosą pokazują, że w PRL-u państwowe firmy robiły lepsze. IEF był mniejszy niż 20, PKB per capita poniżej współczesnej Ukrainy, a pomimo to kosy z czasów Gomułki zmasakrowały by te Xi Jinpingowskie.

            Polubienie

  5. Handel międzynarodowy jest w dużej mierze przereklamowany. W przypadku niektórych państw dochody z eksportu stanowią sporą część PKB, ale rynek wewnętrzny dominuje. Dla takich Niemiec Holandia będzie w czołówce, choć jest to rynek sporo mniejszy niż USA czy Chiny. Z kolei dla Chin ważnym partnerem handlowym będzie niewielki Hong Kong, natomiast dla USA – Kanada, o liczbie ludności zbliżonej do Polski. Handel nadal jest w dużej mierze krótkozasięgowy.

    Polubienie

    1. @NatAut
      Nie myślałam wcześniej o tym, ale faktycznie handel jest w dużej mierze krótkozasięgowy. A jeszcze teraz w UE będzie FitFor55, które sprawi, że handel krótkozasięgowy będzie jeszcze bardziej wspierany i zalecany (formalnie po to, żeby ograniczyć emisyjność transportu dalekozasięgowego). USA Bidena chyba idą w podobnym kierunku.
      UE i USA będą zatem z osobna kisiły w swoim sosie, wspierając swe firmy, a że każdy z tych geopolitycznych garów jest wielki, to na spokojnie da (że gar) radę. Żałośnie w tej sytuacji wygląda UK, które zrobiło sobie „blokadę kontynentalną”, wypisując się z euro-paki i nic specjalnego od USA nie dostając.

      Polubienie

      1. Transport lądowy robi swoje, jest opłacalny na krótkich odcinkach. Połączenia kolejowe UE-ChRL to jakaś lipa. TIR-ami tym bardziej. Rosja nie zyska raczej zbyt dużo z racji bycia krajem tranzytowym pomiędzy dwoma wielkimi systemami gospodarczymi. Zbyt duże odległości. Co innego transport morski.

        UK robiło politykę dwuwektorową UE-USA i utemperowało sobie wektor europejski. Dzięki temu wpadli w silniejszą zależność od Waszyngtonu. Amerykanie nie śpieszą im jednak z jakąś znaczną pomocą, nie budują zwartego blogu Anglosasów. Jedyne co, to przymusili Brytyjczyków do intensywniejszego udzielania się na Pacyfiku, do przebudowy swoich lotniskowców oraz do stworzenia AUKUS. W podobny sposób postępują Chińczycy z Rosją, a wcześniej Rosja z Białorusią. Zamknięcie sobie możliwości dywersyfikacji, wpycha kraj silniej w łapska tych, którzy mu jeszcze pozostali. Nie wiem, czy Brytyjczycy sami z siebie tak chętnie wymachiwaliby szabelką na Pacyfiku.

        I jeszcze jedna, ciekawa kwestia. Brytyjczycy zaczęli się strasznie panoszyć w kwestiach związanych z Ukrainą. Ciekawe, na ile jest to próba odkucia się po utracie wpływów na kontynencie, a na ile jest to robienie za pieska łańcuchowego USA. Czego Waszyngton sam nie chce oficjalnie zrobić jako pierwszy, to zleci wiernemu słudze w postaci Londynu.

        Polubienie

        1. @NatAut
          „I jeszcze jedna, ciekawa kwestia. Brytyjczycy zaczęli się strasznie panoszyć w kwestiach związanych z Ukrainą. Ciekawe, na ile jest to próba odkucia się po utracie wpływów na kontynencie, a na ile jest to robienie za pieska łańcuchowego USA. Czego Waszyngton sam nie chce oficjalnie zrobić jako pierwszy, to zleci wiernemu słudze w postaci Londynu.”

          Faktycznie ciekawe. Stawiam, że UK robi tu za pieska łańcuchowego Stanów do „brudnej roboty”. Czyż KRLD nie robi za coś podobnego w słudze ChRL? JuKej skarliło się do roli pjongjangowej?
          Brexitowe sankcje, które Londyn sam na siebie nałożył, dały w kość.

          Polubienie

          1. Patrząc, jak najpierw zawierali sojusze z Polską i Ukrainą, a potem mieli parcie na udostępnianie rozmaitych Storm Shadowów i Challengerów, można faktycznie odnieść takie wrażenie. W przeciwieństwie do Niemców, Brytyjczycy wyglądają na mocno wyrywnych i raczej trudno sądzić, że robią to sami z siebie. Ktoś inny, o wiele potężniejszy, musi pociągać za sznurki. Kluczowe pozostaje pytanie, jakiego kija albo marchewki należy użyć, aby zachęcić Londyn do takich posunięć.

            Polubienie

    2. Handel międzynarodowy jest niesłychanie złożony i skomplikowany. Jeżeli nastąpią jakieś perturbacje na odcinku ChRL – Hong Kong, to odczują to mocno także Kanada, Argentyna, Botswana i Polska.

      Polubienie

      1. Tak, szczególnie jest to niebezpieczne w gałęziach strategicznych, które uległy regionalnej monopolizacji, przez co potworzyły się wąskie gardła. Rozumiem, że globalny rynek wymusił konsolidację, koncentrację kapitału i zmniejszenie entropii układu. Obecnie jednak sytuacja wygląda tak, że silniej podkreślana jest redukcja ryzyka, aniżeli redukcja kosztów. Oczywiście redukcja ryzyka jest też jakąś formą ograniczania niepożądanych kosztów, ale w przyszłości, więc może się opłaca.

        Cały pic polega jednak na tym, że ten handel ma swoją strukturę i jakieś tam perturbacje nie uderzają we wszystkich w jednakowym stopniu. Różne kraje mają też różne możliwości dywersyfikacji. Dzięki temu możliwe stają się wojny handlowe, które wykorzystują rozmaite asymetrie możliwości.

        Polubienie

      2. Zastanawiam się, jak wygląda handel Chin ze wschodnim wybrzeżem USA. Czy statki zawijają do portów na zachodnim wybrzeżu, a potem wszystko idzie koleją/ciężarówkami na wschodnie, czy może statki płyną dalej, przez Kanał Panamski? A może w ogóle z drugiej strony globu, przez Kanał Suezki, Cieśninę Gibraltarską i Atlantyk, albo na około Afryki?

        Polubienie

  6. Wszystkie dzikie kraje łączą się (tak jak kiedyś łączyli się proletariusze 😉 z tej prostej przyczyny, że nikt temu nie przeciwdziała (w domyśle USA). A nie przeciwdziała, nie dlatego, że jest słaby, a dlatego, że jest na tyle silny, że może mieć gdzieś skowyt jakiejś dziczy. Wcześniej zachód musiał „paktować z diabłem” i płaszczyć się np. przed Arabią Saudyjską i chociażby utrzymywać wojsko do ochrony procesu wydobycia i handlu ropą – prymitywy prowadzą niekończące się wojny i konflikty na Bliskim Wschodzie.
    Na naszych oczach dzieje się rewolucja energetyczna; po pierwsze energetyka odnawialna – ale szczerze mówiąc to proces do zakończenia jeszcze potrzeba dekad. Ale Amerykanie rozpoczęli rewolucję łupkową – w 91 importowali z Arabii 33% zużywanej ropy, teraz ta wartość to 7% i ciągle spada.
    Podobnie zaczyna wyglądać proces uzależniania się w wielu innych sektorach (metale ziem rzadkich itp.), albo wynajdowane są nowe technologie albo ‚zachód’ stara się zabezpieczyć dostawy niezbędnych surowców oraz przywrócić produkcję niezbędnych komponentów u siebie.
    Dzikie kraje czują w kościach co się dzieje. Widzą spadający wolumen $ płynących z bogatych krajów. Ostatnim ‚łabędzim śpiewem’ starają się zawrócić kijem Wisłę, opóźnić zmiany albo rzutem na taśmę wyszarpać więcej euro / dolarów. Podobna logika stała za powstaniem, a następnie znacznym poszerzeniem OPEC.
    Większość tzw. krajów rozwijających mogła tkwić w komfortowym stanie ‚gównianego, ale jednak jako – takiego funkcjonowania’ dzięki stałemu dopływowi dolarów za energetyki. Gdy ten dopływ ustanie – wstrząśnie tymi krajami do fundamentów. W ogromnej większości ich gospodarki nie są w stanie wytworzyć produktów mogących w jakikolwiek sposób konkurować z produktami z zachodu. Ba, nie będą w stanie wyprodukować ‚jako takich zamienników’ tego co zachodnie na krajowy rynek. I nie chodzi o jakąś tam ‚konsumpcję’ tylko o krwioobieg gospodarki informacyjnej i industrialnej. Maszyny, komputery, leki, energetyka. To już się dzieje; najpierw RPA, a teraz Brazylia zaczęła doznawać regularnych ‚black outów energetycznych’. I to nie na zasadzie ‚w zapiździejewie dolnym nie działał prąd’ tylko ‚stanęło metro w największej aglomeracji’: https://www.tagesschau.de/ausland/amerika/brasilien-stromausfall-100.html
    I teraz, dokładnie jak autor pisze, jak kraje, które powili zaczynają implodować i mają problemy z dostarczeniem prądu i wody mieszkańcom mają rzucić wyzwanie zachodowi – gdy gra teraz toczy się w kosmosie, AI oraz cyfryzacji?
    Za dekadę jedyne czym będą w stanie zagrozić to zamrożenie eksportu kawy albo innych patatów. Teraz jeszcze mogą napinać się i rzutem na taśmę wycisnąć odrobinę więcej dolarów.

    Polubienie

  7. pilaster nadal przed sobą udaje, że geopolityka nie istnieje?

    I że rozkład IEF między państwami jest dziełem przypadku? Mimo, że wysoki IEF to głównie wyspy, kontynenty-wyspy i strefa przybrzeżna Eurazji a niski IEF to głównie euro-azjatycko-afrykański interior?

    Polubienie

    1. Azja centralna to w ogóle niegościnne rejony. 3/4 terytorium Rosji tam leży, ale 3/4 ludności mieszka w Europie. Mongolia? Zadupie, że wrony zawracają. Północno-zachodnie Chiny? To samo. Ludzie mają parcie na wybrzeża, zarówno w USA, jak i w ChRL.

      Polubienie

    2. wysoki IEF to głównie wyspy, kontynenty-wyspy i strefa przybrzeżna Eurazji

      O naprawdę? IEF skorygowany 9 parametrowy

      Np Kuba (26,6) Haiti (38,8) Komory (44,4), Malediwy (46,5), Papua (48,4), Madagaskar (49), Sri Lanka (49,8), Timor (49,9) Faktycznie zajebisty IEF…

      Pólnocna Korea (3,8), Iran (30,2), czy Liban (37,4) to przecież jak najbardziej strefa przybrzeżna Eurazji..

      niski IEF to głównie euro-azjatycko-afrykański interior?

      np
      Szwajcaria – 86,2
      Austria – 82,2

      Wśród krajów z IEF>80 (17 krajów) jest 6 wyspiarskich (wliczając Australię). Za mało żeby mówić o trendzie.

      Polubienie

      1. W Azji wschodniej wysoki, albo niebeznadziejny IEF jest tam, gdzie Amerykanie (Światowy Ocean) podtrzymali swoje wpływy. A są to obszary wysunięte w morze gdzie istnieje obietnica, że US Navy jak coś wesprze kolegów: Japonia, Korea Południowa, Tajwan, trochę Filipiny i ostatnio Wietnam.

        Po drugiej stronie Eurazji jest podobnie. Wysokie lub niebeznadziejne IEF jest tam, gdzie parasol amerykański lub tam, gdzie istnieje o ten parasol zabieganie, czyli kraje NATO i Izrael w którym podkreślam człon „NA”, ostatnio także Gruzja. Wyjątkiem tu są jedynie Turcja i Ukraina pozostająca w wyjątkowej sytuacji pełnoskalowej wojny.

        Polubienie

        1. Korea południowa ma wysoki IEF, a północna, położona zaraz obok, wręcz przeciwnie. W Ameryce południowej Urugwaj i Chile mają przyzwoity IEF, a położona pomiędzy nimi Argentyna, wręcz przeciwnie. Kolumbia ma wysoki IEF, a sąsiednia Wenezuela wręcz przeciwnie.

          Wysokie lub niebeznadziejne IEF jest tam, gdzie parasol amerykański lub tam, gdzie istnieje o ten parasol zabieganie, czyli kraje NATO i Izrael w którym podkreślam człon „NA”, ostatnio także Gruzja. Wyjątkiem tu są jedynie Turcja i Ukraina

          Faktycznie. Taka Szwajcaria nie jest w NATO i IEF ma słaby, na poziomie Turcji, czy Ukrainy. Wszyscy to wiedzą, zatem to prawda. 🙂

          Polubienie

          1. Szwajcaria jest realnie pod parasolem NATO, podobnie jak Austria, Liechtenstein czy Szwecja.

            Przez sam fakt tego, że są otoczone przez sojusz obronny NATO a zatem są to państwa otoczone przez wytworzone przez NATO bezpieczne środowisko międzynarodowe, które powoduje, że mogą, jeśli chcą, ograniczyć wydatki wojskowe do minimum przeznaczając pieniądze na inwestycje, edukację i rozwój.

            Tak jak to robi Austria. Wiadomo też po której stronie staną te państwa w przypadku jakiejś wojny z państwem spoza NATO jak Rosja.

            Oba kraje mają też swobodny dostęp do portów międzynarodowych w ramach umów międzynarodowych i struktur w które są wpięte. Przeciętny Szwajcar ma znacznie bardziej swobodny dostęp do morza niż Rosjanin z Irkucka a nawet Moskwy. Są więc te państwa jak najbardziej częścią przybrzeżną Eurazji.

            Polubienie

          2. Patrząc geopolitycznie, można rzecz, że Europa jest w zasadzie chuda. Mao nazywał ją „małym półwyspem na krańcach Azji”.

            Polubienie

          3. Gruba jest. Nie tak jak w XIX wieku, ale jedyne porównywalne regiony to anglosaska Ameryka Północna i zwesternizowany Daleki Wschód typu Japonia. Cała reszta to ciągle dziady.

            Polubienie

          4. Chyba Mao szło o lądową wielkość Europy i jej pofalowany, dość wąski kształt. Stąd z prawie żadnego punktu Europy jakoś ogromnie daleko do linii brzegowej nie jest. Nawet BiH ma linię brzegową, a Czechy mają portową dzierżawę w Hamburgu do 2028 roku.
            Ale nie wiem, co ma dostęp do morza związanego z bezpieczeństwem. Groźne jest najwyżej bycie otoczonym przez wrogie kraje. Takie enklawy muszą żyć dobrze z „okalaczami”. Ciężko lend-lease’y zrzucać z kosmosu.

            Polubienie

          5. Europa jest stosunkowo chuda – przynajmniej w porównaniu z Azją. Japonia jest w ogóle cienka jak d… węża. Bartosiak nazywa to brakiem głębi strategicznej. kamieniem można przerzucić z brzegu jedengo krańca na drugi.

            Polubienie

  8. pilaster już widział nowy film swojego bardzo dobrego kolegi Tomasza Sommera „Jedwabne. Historia prawdziwa”? Co pilaster o tym filmie sądzi?

    Polubienie

    1. A co tu sądzić? Sommer bardziej pasuje do Brauna niż do Mentzena. Sommer publicznie atakuje „Rzymian”, czyli, w nowomowie prawaków, Żydów, i zaatakował Banasia juniora za to, że Banaś jr z szacunkiem się wypowiedział o Żydach w TVN24.
      Mentzen to pub w Toruniu. Braun&Sommer to bar w Monachium. Brązowe Lato, a brąz to prawie brunatny. I inne gierki słowne, blablabla.

      Polubienie

    2. Sommer kiedyś był czystym liberałem. Ponieważ miał się trochę podrasować w konserwatyzmie, to płodzi takie wypociny. Nie sądzę, aby go to specjalnie kręciło. Taki jest profil „Najwyższego Czasu!”.

      Polubienie

        1. Tak. Sumer pisał o tym na ĆwierkaczuX:

          Polubienie

        2. Pewnie Sommer nie przyzna się, ale za tym wszystkim stoi coś znacznie poważniejszego – orientacja geopolityczna. To gadanie o LGBT i podatkach, to tylko ściema rzucana ciemnemu ludowi, aby miał się czym emocjonować. Sommer i Kaczyński to ta sama opcja co Chodakiewicz, czyli „nacjonalizm jagielloński”, Trójmorze.

          Polubienie

  9. Jak do BRICS dołączą inne „szybkorynkowe” (antywolnorynkowe) i „leworządne” kraje, to trzeba będzie zmienić pewnie nazwę organizacji, bo skrót będzie zbyt długi. Jakieś propozycje?

    Polubienie

  10. Jest jeden, niezasłużenie pomijany w naszym dyskursie, czynnik, który, według mnie, sprawia, że Rosja przetrwa tę wojnę i krach gospodarczy z większością lub nawet całością dzisiejszych terenów. Tym czynnikiem jest niechęć krajów wokół Rosji do tego, by wraz z rozpadem Rosji doszło do dzikiej proliferacji broni nuklearnej.
    Zróbmy eksperyment myślowy. Poczuj się Bidenem. Jest końcówka 2023 roku lub 2024 rok. Rosja zdycha na froncie i ekonomicznie. Aż tu nagle dzwoni do Ciebie Szojgu i mówi:
    „Józefie, zrozum. Jeżeli pozwolisz upaść Rosji i podzielić się jej na jakieś niestabilne Rusalilandy i Putinlandy (jest pite do Somalii) rządzone przez niewiadomo jakich Admirałów Generałów Aladynów, to czeka nas nuklearny chaos. Widzisz po Korei Północnej, ile ona problemów sprawia. Wyobraź sobie, że w razie upadku Rosji powstaną kraiki z większymi arsenałami nuklearnymi niż ten w Pjongjangu. Ba! Kraiki te byłyby bardziej niestabilne niż, będący na pasku Pekinu, i już od dekad okrzepnięty, reżim w Pjongjangu. Wiesz, do czego zmierzam. Do puenty – jeżeli świat nie pomoże mi zachować władzy nad Rosją, to będziesz miał dziką proliferację nuklearną na karku. Tylko ja mogę utrzymać ten arsenał w garści. Teraz kontroluję ten arsenał. Ja i mój Wania mamy dwa czegety (czyli walizki atomowe) kontrolujące arsenał. Żołnierze się mnie słuchają. Mam wielką wiedzę o arsenale. I wiesz, że można mi ufać. Nigdy nie groziłem atomem jak Putin, Miedwiediew, Prigożyn i Kadyrow. Publicznie doglądałem arsenał, by pokazać wszem i wobec, że mam nad nim silną, stabilną i odpowiedzialną pieczę. Zawsze legalistycznie mówiłem, że broń nuklearną można użyć tylko w przypadkach ściśle określonych prawem. Przez te wszystkie lata nie użyłem atomu. Jestem Twoją ostatnią nadzieją. Oczekuję zatem jednego – pomóż przetrwać mej konstrukcji władzy, by nie zdmuchnął jej wiatr zmian. Ten sam przekaz mam do Europy, Chin, Indii, do wszystkich.”
    I co odpowiesz jako Prezydent? Zaryzykujesz dziką proliferacją? Nawet ja, z całym moim „narwaństwem” widzę, że nie możemy tu ryzykować. Może najwyżej Radek Sikorski rzekłby „a niech bomby buchają – Bóg rozpozna swoich”.
    Rosja gospodarczo jest BRICSowym zerem, tak. Ale car-bomba uratuje carat. A może lepiej rzec „chanat”? Chan-bomba?…

    Polubienie

    1. A w jaki niby sposób światowe mocarstwa mogłyby uratować Rosję przed rozpadem, nawet zakładając, żeby zechciały? W zasadzie jest tylko jeden sposób – wprowadzenie kontyngentów okupacyjnych i bezpośrednia militarna kontrola terytorium Rosji, dopóki jakiś rząd centralny się nie odbuduje. Irak+Afganistan do n tej potęgi.

      Polubienie

          1. Do końca 2020 to proroctwo pilastra mówiło, że Rosja miała już zniknąć(sic!) i rozpaść się. Początek procesu rozpadu miał się zacząć wcześniej. Nawet były wyrażane nadzieje o 2016 przez chwilę, ale pilaster się od razu zmitygował więc go z tego nie rozliczam.

            Polubienie

          2. Akurat mam źródło, które potwierdza wersję, że pilaster mówił, że Rosja „zniknie (sic!!) i rozpadnie się” do końca 2020 roku.

            Ale tak czy siak, nawet przyjmując wersję pilastra, która przecież niewiele się różni, jest już kilka lat po terminie a proces rozpadu Rosji jeszcze się nawet nie zaczął.

            Polubienie

          3. o, to ciekawe.

            pilaster otwarcie i bez żenady uznaje terytorialne zdobycze Rosji w trakcie agresji na Ukrainę za faktyczną własność Rosji. Może niech pilaster zgłosi się do Putina po jakiś grosz.

            malina oczywiście nie uznaje tych granic Rosji. Malina oczekuje rozpadu Rosji względem międzynarodowo uznanych granic Federacji z 1991 roku.

            Polubienie

          4. Pilaster notorycznie używa nieuczciwej erystyki. Trzeba się przyzwyczaić.
            Swoją drogą zamiłowanie do Schopenhauera u kogoś prezentującego tak niewzruszony (i nieuzasadniony…) optymizm..? Dziwnymi drogami błądzi ludzki duch…

            Polubienie

          5. W warunkach zakładu o rok 2022 było wyraźnie powiedziane, ze liczy się terytorium Rosji ze wszystkim co sobie nielegalnie przyłączyła (wtedy z Krymem). Konsekwentnie liczy się też Chersoń

            Polubienie

      1. @pilasterblog

        Nastawianie się na kupno od watażków jest błędem:
        1. Broń nuklearna to dla watażków świetna opcja chroniąca ich przed byciem zaatakowanym i podbitym (patrz: Krule… Korea Północna, znaczy się, albo państwo Bane’a z Batmana nolanowskiego). Obietnice bezpieczeństwa to za mało. Nawet watażkowie nieraz wiedzą, jak skończyło się memorandum budapesztańskie.
        2. Watażkowie mogą być np. pieprznięci i mieć cele nie do kupienia kasą.
        3. Watażkowie mogą chcieć naprawdę ogromnej kasy za atomówki. Wchodzi tu w grę szantaż na zasadzie: dawaj kasa lub strzelam.
        4. Tak, watażkowie mogą sprzedać atomówki, ale… innym watażkom i złym państwom. 😦 Nie dość, że to ryzyko, to jeszcze tq kwestia dodatkowo licytacyjnie podbija cenę.
        5. Watażkowie mogą nas oszukiwać co do tego, czy oddali za kasę naprawdę cały arsenał.
        6. Watażkowie mogą być niechętni do sprzedaży, bojąc się, że zostaną jakoś okantowani, np. że zamrozi im się konta bankowe.
        Jak na coś jeszcze wpadnę, to dopiszę.

        Polubienie

        1. Watażkom broń nuklearna nie przyda się do niczego, bo nie będą jej w stanie użyć, nawet jakby chcieli. Samo utrzymanie takiego arsenału w stanie użytkowalnym wymaga dużych nakładów i potężnego zaplecza naukowo-technicznego. Nawet obecnej Rosji na to nie stać i zapewne te tysiące głowic to papierowa fikcja, jak tysiące czołgów

          Tym bardziej nie będzie stać na to watażków. Każdy z nich chętnie pozbędzie się tego radioaktywnego martwego złomu za żywą gotówkę.

          Polubienie

          1. Nie sądzę, by rosyjski arsenał nuklearny istniał i działap tylko na papierze. Od wielu dekad sprawny arsenał nuklearny stanowi dla Moskwy ostatnią deskę ratunku, więc elity rosyjskie musiały pieczołowicie dbać o ten swój kluczowy atut. Sprawny i wielki arsenał nuklearny sprawia bowiem, że rosja:
            – jest względnie chroniona przed agresją zewnętrzną,
            – zawsze w ostateczności dostanie pomoc zewnętrzną, by kraj moskiewski nie rozpadł się całkowicie, bo świat nie chce dzikiej proliferacji tak wielkiego arsenału nuklearnego.
            Zatem Moskwa zapewne o swój arsenał nuklearny dbała dużo bardziej niż np. o czołgi. Atom to dla niej kwestia egzystencjalna. Być może sama rosja w miarę gładko przetrwała rozpad ZSRR, bo świat chciał, by istniał tylko jeden spadkobierca całego arsenału nuklearnego ZSRR (czyż nie temu służyło też memorandum budapesztańskie?). I to spadkobierca, który jest wystarczająco stabilny i godny zaufania.

            Uważam, że zbyt trudne jest zainstalowanie na Kremlu przez kraje ościenne kompletnie nowej, „nietuwińskiej” władzy, która bezpiecznie cały arsenał nuklearny przejmie, bo:
            – Szojgu jest już zbyt silny,
            – brakuje do tego czasu (turbo-krach gospodarczy to pewnie kwestia miesięcy),
            – w rosji jest z zewnętrznej persektywy zbyt niestabilnie i tajemniczo, by móc ją „zdalnie” podbijać od środka,
            – nie ma w rosji wystarczającego podglebia, na którym można by zacząć budować tę wspomnianą, nową władzę;
            zatem świat powinien lend-lease’nąć środki Szojgu-Chanowi.

            Polubienie

          2. Rosyjski arsenał jądrowy jest ostatnim atrybutem rosyjskiej mocarstwowości. Gospodarka nominalnie porównywalna z włoską, według PPP – coś pomiędzy Francją a Niemcami, ale strukturalnie bardziej zacofana. Duża powierzchnia to żaden argument. Kanada, Brazylia, Australia też mają sporą i co? Liczba ludności? Tyle, co Niemcy + Francja, ale Indie czy Brazylia mają więcej i jakoś niezbyt dużo znaczą.

            Polubienie

        2. Lepiej nie podpowiadajmy Ruskim, aby wprowadzali prawdziwy kapitalizm. Wtedy w ciągu dwóch pokoleń staną się największą potęgą Europy – przeskoczą Niemcy, Francję czy Wielką Brytanię. Będą mocarstwem nie tylko militarnym, ale też gospodarczym i naukowo-technologicznym. Czy tego byśmy chcieli?

          Polubienie

          1. @NatAut
            Wraz z kapitalizmem, praworządnością i innym „lewactwem” idzie rozwój cywilizacyjny. Cywilizowana Rosja handlowałaby z nami i byłaby grzeczna.
            Deal with it.

            Polubienie

          2. Raczej wywierałaby strategiczne naciski i miałaby ku temu potężne narzędzia. Niemcom nie udaje się, bo są stosunkowo silne, ale za słabe na Europę. Rosja z prawie 150-milionową populacją miałaby wpływ na to wszystko, co Bartosiak nazywa „przepływami strategicznymi”. Decydowałaby o tym, gdzie mogą i jakie porty morskie powstawać, w którym kierunku będą przebiegać autostrady, skąd dokąd mają tłoczyć gaz rurociągi, gdzie budować lotniska i huby przeładunkowe. Byłaby głównym rozgrywającym na kontynencie – nie Niemcy.

            Polubienie

          3. Po co..? Przy aktualnej strukturze demograficznej, to strategicznym interesem Rosji jest zapewnienie tanich pielęgniarek do domów starców i hospicjów, a nie „decydowanie o przebiegu autostrad i lokalizacji portów morskich”. Zresztą taki sam jest interes strategiczny Niemiec, Polski, Ukrainy czy dowolnego innego kraju w Europie.

            Wymieramy. Ostatni gasi światło. O co tu się bić i po co? A także kim..? 300 tysięcznej armii współczesna Polska nie wystawi, choćby Błaszczak murawę gryzł. Nie ma takiej opcji. Chyba, żeby z Czadu najemników importować..?

            Poniekąd całą putinowska „mobilizacja” u Stalina czy nawet u Mikołaja II wywołałaby co najwyżej uśmiech politowania. Tymczasem Rosji rezerw już brak…

            Wymieramy wszyscy, nic się na to nie da poradzić. Jedyna pociecha, że w różnym tempie. Jako krzepki 80-latek, za 30 lat pewnie będę mógł wziąć sobie któregoś z rdzewiejących z braku obsługi, Błaszczakowych Abramsów i pojechać pozwiedzać ruiny opuszczonej Moskwy…

            Polubienie

          4. So what?
            Biało-niebiesko-biała Rosja z PKB per capita na poziomie Niemiec byłaby najsilniejszym krajem Europy, członkiem UE, członkiem NATO, zachowującym się podobnie do dzisiejszych Niemiec.
            I proszę odpuścić sobie Bartosiaka z jego piwotami na sworzniach drabiny eskalacyjnej nowego wzoru. Bartosiak to żywy mem.

            Polubienie

          5. Jacku Kobusie, życzę miłego wymieranka. Zapewnisz nam pewnie fajną stypę, lol. Ja jednak za ludzi wartych mej uwagi uznaję nie tylko beżowoskórych i Polaków, toteż nie czuję apokalipsy na karku. Liczba ludności świata rośnie. Najwyżej pomarańczowegoskóre Donaldy zostaną zastąpione przez brązowoskóre Viveki. Jeden bies. Funfact: Ramaswamy w swej książce określił się jako „amerykański nacjonalista”.

            Polubienie

          6. Jesteś gotów bić się i potencjalnie zginąć dla dobra nie znanego Ci w żaden sposób Somalijczyka lub Czadyjczyka, który w przyszłości zamieszka w Twoim domu..?

            Jeśli nawet tak, to obawiam się że na wdzięczność z jego strony nie masz co liczyć…

            Polubienie

          7. To tylko pokazuje jak bezpodstawne jest Twoje poczucie moralnej wyższości. Nie jesteś ode mnie ani o gram lepszy. Jesteś tylko naiwny, a cały ten „humanizm” to rodzaj etyczmej masturbacji. Potrzebny jest Ci tylko do poprawy samopoczucia.

            Polubienie

          8. Przeciętny Somalijczyk przy pomocy internetowego translatora opowiedziałby mi przy domowym piwku ciekawe rzeczy o Rogu Afryki. Ty najwyżej wywlekasz z siebie teksty w stylu „systemowe pomaganie ludziom to PiS” i działasz mi na nerwy, więc czytam Twe posty z rzadka i pobieżnie. Mejza mać! Pewnie zamontowanie Starlinka dla całej Polski to też byłby dla Ciebie PiS. A fedruj se kryptowaluty chińską kosą.
            I wali mnie, że z przyczyn narodowo-krewniaczych byłbyś skłonny mi pomóc bardziej niż przeciętny Somalijczyk. Żądanie ekwiwalentności to egoizm. Twoja postawa jest prymitywna i w zasadzie nie różni się mechanizmów ze świata zwierząt. Tymczasem, o ironio!, uważasz, że to Twoja egoistyczno-narodowa postawa to jakaś wyspa wzniosłości w morzu nihilizmu. Idź sobie klonować swoje „boskie geny” i zrób sobie we własnym gronie orgię.

            Polubienie

          9. Niewiedza nie jest cnotą. Przeciętny Somalijczyka preferuje haszysz, a nie piwo i raczej nie konwersuje z niewiernymi. Pewnie dogadam się z nim dużo łatwiej niż taki lewacko – humanistyczny wypierdek jak Ty. Z Syryjczykami dogdywałem się bez problemów. Mamy wspólnego przodka Abrahama, choć ja jestem tylko adoptowany w tej rodzinie…

            Polubienie

          10. Mam czworo dzieci. Jeśli uda mi się ich wychować na katolików (co, niestety, wcale nie jest pewne – robicie co tylko możecie, żeby mi przeszkodzić), to jakoś sobie poradzą nawet jako członkowie niewielkiej mniejszości w przyszłym Kalifacie Europejskim. Chrześcijanie żyją jako niewielkie mniejszości wśród muzułmanów od 13 stuleci i na ogół są tolerowani, choć zawsze – za jakąś cenę.
            Ale Was, humanistycznych ateistów nic dobrego nie czeka. Możecie sobie lubić a nawet kochać Somalijczyków aż do ostatniego, zepsutego sandała. Oni Wami tylko gardzą. I nie będą mieli dla Was krzty litości…

            Polubienie

          11. Twoja hipokryzja razi na maksa, skoro uważasz siebie za katolika, a nie wywyższasz najwyższej jezusowej zasady – zasady kochania każdego jak siebie samego. Jesteś najwyżej w narodowo-socjalistycznej zgrai jakiegoś Rydzyka i innego Jędraszewskiego.
            BTW, wierzę w Boga.

            Polubienie

          12. Tylko leniwy ignorant może mylić nakaz miłości bliźniego z pacyfizmem i mdłą, humanistyczną wszechtolerancją. Z miłości jak najbardziej można, a często nawet TRZEBA tak bliźniemu przy..bać w łeb, że już nie wstanie!
            Co jest oczywiście czystą teorią, ponieważ moje poglądy na ten temat, czy też poglądy JE biskupa Jędraszewskiego nie mają w praktyce najmniejszego znaczenia. My już przegraliśmy i nie ma sensu kontynuować tej walki.
            Trzeba się lepiej przygotować do następnej…

            Polubienie

          13. Jasne. Przestaną tam kraść, a nawet minister będzie mógł iść siedzieć za to,że po pijaku zabił kogoś na pasach. Jakoś od 30 lat się to im nie udaje 🙂

            Polubienie

          14. @mati
            Jak J. Kobus będzie w tej swojej post-apo krucjacie przeciw melaninie zaopatrzał się w broń, tak jak zaopatrza się w sprzęt rolniczy, to mu Sein Kampf kaputtnie w bloku startowym.
            Ale oddajmy scenę idolowi Jacka Kobusa i jego narodowemu poczuciu humoru, zamiast moim jakimś tam schizo-żartom dla dziwaków:

            Polubienie

          15. Moja rodzina od 600 lat zajmowała się, w zależności od koniunktury, naprzemiennie – kłusownictwem i wojaczką. Za kłusownictwo to mojego najstarszego znanego przodka zdążył powiesić jeszcze ostatni komtur krzyżacki w Chojnicach (dzięki czemu zresztą pamięć o tym przodu w aktach sądowych przetrwała). Co do wojaczką, to kości moich przodków rozsiane są po wszystkich polach bitew byłej armii byłego Królestwa Prus. W sumie ja jako pierwszy wyszedłem z Borów i nigdy w życiu nie miałem do czynienia z żadnym rodzajem broni.
            Pewnie, gdybym chciał się w coś zaopatrzyć, powinienem po prostu przekonać ogródek w dawnej zagrodzie dziadka.
            Tylko po co..?
            Tak czy siak czeka nas tylko i wyłącznie Ostateczna Zagłada. Nic się z tym nie da zrobić. Na pewno nie jakimkolwiek działaniem zbiorowym – politycznym, militarnym czy propagandowym. Ta wojna została już przegrana, a co najwyżej niektórzy wciąż tego nie zauważyli. Albo wypierają świadomość klęski.
            Następna wojna będzie się toczyć przy pomocy zupełnie innych narzędzi. Żadna broń nie jest do niej potrzebna, a nawet może przeszkadzać. Za wyjątkiem różańca…

            Polubienie

          1. @mg
            „w jaki sposób taki watażka miałby dostarczyć głowicę nuklearną na terytorium USA albo UE ???”

            https://arda.fandom.com/pl/wiki/Wielkie_Or%C5%82y

            A na poważnie – a czemu tylko o USA i UE myślisz w kontekście strzału? Trzeba przed strzałami bronić też Ukrainę i inne kraje.
            Poza tym… eee… no wiesz…
            h***s://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103087,29865511,do-polski-wlecialy-trzy-rosyjskie-rakiety-posel-ujawnia-informacje.html

            Polubienie

          2. Dostarczenie to pikuś. Odpalenie to sztuka. Żaden watażka, którego przyboczni zajęli jakiś porzucony magazyn pordzewiałych głowic, nie dalby rady tego robić. Najlepiej dla niego byłoby właśnie wymienić głowice na gotówkę.

            Polubienie

  11. 1. Żal „narodowosocjalistycznych babuszek” za utraconym PKS-em jest żalem realnym, prawdziwym i dojmujacym. I nic się na niego nie poradzi, trzeba poczekać aż „babuszki” bez prawa jazdy poumieraja. Przy tej powszechności i łatwości dostępu do samochodów, żaden PKS do mojej Boskiej Woli, albo do sąsiednich Dąbrówek, Brzozówki czy Bożego jeździł nie będzie, bo nie ma to ekonomicznego sensu. Tak samo nie ma ekonomicznego sensu produkcja dobrych kos – i już to tłumaczyłem: kosa obecnie, w przeciwieństwie do czasów Gomułki, czy nawet jeszcze Gierka, nie jest już użytecznym, potrzebnym i powszechnie używanym narzędziem. Aż dziwne, że w ogóle jakieś na targu w Warce były – przecież wszystko, co da da się zrobić zwykłą kosą, jeszcze lepiej da się zrobić kosą spalinową!
    2. Tak na marginesie – Wasze śmiechy z „babuszek” (znam kilka takich rodzin w okolicy) nie tylko dowodzą braku wrażliwości. Chrzanić „wrażliwość”! Podobnie jak autor bloga zapoznajecie oczywistą prawdę: postęp zawsze ma jakieś koszty i zawsze, niezależnie od wszystkich wspaniałych osiągnięć, rodzi także ofiary i ból. Uwłaszczenie chłopów było z pewnością wielkim postępem. Jednak uważna lektura „Chłopów” dokładnie pokazuje koszt tego postępu. Uogólniając: wydajniejsza, bardziej efektywna praca to zwykle większy wysiłek. Jeśli nie fizyczny, to umysłowy. Ktoś naprawdę wierzy, że to nie boli – osobliwie nieprzyzwyczajonych..?
    3. Już dawno pisałem Pilastrowi, że nikt na świecie nie chce rozpadu Rosji. Jej nuklearny arsenał nie ma tu nic do rzeczy. Świat nie chce rozpadu Rosji dokładnie z tego samego powodu, dla którego nie zgodził się na podbój przez Rosję Ukrainy. Bo to się NIKOMU nie opłaca! I świat będzie finansował utrzymanie władzy centralnej w Rosji bez szczególnych warunków wstępnych. Tak jak już to robił w latach 90-tych. Zabawne, że Pilaster nie potrafi wyciągnąć praktycznych wniosków z własnej teorii…
    4. Z tego samego powodu bzdurne i nierealne są wszelkie pomysły zmian terytorialnych w Europie. Podsuwane przez rosyjską dyplomację idee rozbioru Ukrainy były utopijne od samego początku zupełnie niezależnie od tego, czy ktokolwiek chciał ich słuchać, czy nie. Zwyczajnie: nikomu, ale to nikomu w Polsce nie jest do niczego potrzebny syf i kupa gruzu zwana Lwowem. Nawet ci nieliczni wariaci, którzy wynachują szabelką nie chcieliby tam zamieszkać na stałe. Po co..? Przecież tam nawet rury kanalizacyjne są w 100% do wymiany – chyba, że sowieckim obyczajem, ktoś chce zużyty papier w osobnym koszyku składować… Z dokładnie tego samego powodu NIE JESTEŚMY W STANIE anektować Obwodu Kaliningradzkiego. Bornego Sulinowa nie udało się nam przez 30 lat doprowadzić do kultury – a to jest Borne razy 100. Ogólnie: podboje nie mają sensu w czasach demograficznej zapaści i szalejącego dobrobytu…

    To byłem ja, Jacek Kobus.

    Polubienie

    1. Babuszki powinny postawić na jakiegoś lokalnego Ubera, albo chociażby Blablacara. Nie musi to być od razu samochód, ale przynajmniej jakaś furmanka. Gorzej z rezerwacją przez internet.

      Polubienie

      1. @Anonim
        Dobry pomysł, Anonimie. Też o tym myślałam. Powinien powstać rozbudowany, internetowy system tych wiejskich podwózek, a mniej obeznane technologiczne osoby powinny dostać pomoc w nauce używania tego systemu.
        Ja się tak umówiłam z kolegą z pracy. Wozi mnie do pracy i z pracy, bo moja wiocha jest po jego drodze. No i sobie bardzo miło gadamy podczas jazdy. A i jeszcze ja oszczędzam kasę, nie muszę się na jeździe skupiać (to by było niebezpieczne z moją tendencją do niebieskich migdałów), mniej spalin uderza w środowisko i zmniejsza się popyt na ropę (cios w rosję).

        Polubienie

        1. Babuszki jak najbardziej korzystają z pomocy sąsiadów. Sam wielokroć podwoziłem sąsiada (jak miałem czas, czytaj: nie miałem dzieci). Ta pomoc jest zwykle bezpłatna, czasem płatna. Natomiast nie widzę najmniejszego sensu jakichkolwiek „systemów”.
          „System” po to, aby jedną rodzinę że wsi raz w tygodniu podwieźć do Dino czy Biedronki, a raz na kwartał do lekarza..? To wygląda równie absurdalnie jak dotowanie PKS!

          Naprawdę uważacie, że WSZYSTKIE, bez wyjątku, problemy społeczne koniecznie trzeba rozwiązywać..??? Zapiszcie się do PiS. To jest właśnie (zgubny) sposób myślenia Prezesa…

          To byłem ja, Jacek Kobus.

          Polubienie

          1. Gdzie Ty Jacku widzisz rozwiązywanie jakichkolwiek problemów przez PiS? Ta partia zna wyłącznie zasypanie medialnych ‚problemów’ przez dosypanie dodrukowanych pieniędzy- celowo nie piszę o rozwiązaniu czegokolwiek. Co rozwiązał systemowo PiS?

            Polubienie

          2. Oczywiście, że PiS żadnego problemu nie rozwiązał. To jest w ogóle niemożliwe, nie tylko dla PiS. Tzw. „problemy społeczne” bez reszty dzielą się na takie, których rozwiązać się w ogóle nie da i takie, które rozwiązują się same, byle tylko cierpliwie poczekać. Tak, czy siak – rozwiązywanie żadnych w ogóle problemów nie ma sensu, bo w najlepszym razie podjęte działanie okaże się niepotrzebne. Zwykle jest szkodliwe i w miejsce jednego problemu tworzy dziesięć – zazwyczaj gorszych.

            Wszystko to zauważyli i opisali już 2500 lat temu starożytni Chińczycy, tworząc jedyną racjonalną doktrynę polityczną w historii ludzkości: „wuwei” – „niedziałania”. Klasyczny liberalizm z XVIII wieku to raptem uproszczona, zwulgaryzowana wersja tej doktryny.

            Co nie zmienia faktu, że rządy uparcie rozwiązywania różnych „problemów” próbują. Rząd PiS jest na tym polu niezmiernie aktywny. Nie ma żadnego znaczenia, że niczego nie rozwiązał – nie rozwiązał, bo nie mógł, bo jest to z definicji niemożliwe, tak samo dla rządu PiS, jak dla potencjalnego rządu PO, czy hipotetycznego rządu światowego albo europejskiego. Ale ile się narozwiązywał..! Gdyby rządy w tym tempie rozwiązywały sznurowadła, co „problemy” – to już dawno wszyscy chodziliby na bosaka. Biegunka legislacyjna, która przecież nieustannie przyspiesza, jest tego najlepszym dowodem…

            Tylko po co ja to wszystko w ogóle piszę..? I tak nikt mnie nie zrozumie, a jeśli nawet zrozumie, to zaraz zapomni… Pisanie lub mówienie czegokolwiek do ludzi jest równie bezsensowne co uprawianie polityki. Nic z tego nie wynika. Lepiej już milczeć…

            Polubienie

          3. Nie, to nie jest tak, że jak PIS czegoś nie potrafi zrobić, to nikt nie potrafi tego zrobić. 🙂 Takiej drugiej bandy skorumpowanych nieudaczników przecież nie ma.

            Polubienie

  12. A tymczasem narodowi-konserwatyści gromią zachodnie uczelnie, które z roku na rok prezentują coraz niższy poziom.

    „Ocena umiejętności jest systematycznie obniżana po to, aby uniknąć porównywania kompetentnych z niekompetentnymi. Rezygnuje się z egzaminów na rzecz „projektów”, a uczniowie pracują w grupach, co sprawia, że niekompetentni są mniej widoczni. W miarę możliwości szkoły unikają bezpośredniego testowania uczniów czy studentów – a tym samym porównywania ich z innymi. Kompetentne osoby nie powinny otrzymywać zachęty i – o ile to możliwe – nie powinny zdawać sobie sprawy z tego, że są lepsze od pozostałych.”

    https://konserwatyzm.pl/baltar-zachodnia-czystka-kompetencji/

    Polubienie

        1. No właśnie. Jak organizm Ayla zacznie produkować żeńskie gamety płciowe, które po zapłodnieniu będą mogły rozwinąć się w płody, wtedy będzie można stwierdzić, że KacOlek zmienił płeć. 🙂

          Polubienie

          1. KacOlek nie jest ciałem. KacOlek jest ideą, a idee są kulood… znaczy, chwila, wróć – KacOlek jest duszą, a nie jakimś kotletem z gwiezdnego pyłu. Kierowcą, nie wehikułem. Nie jestem organizmem.

            Nie chcę już z nikim rozmawiać na ten tragiczny temat. Koniec.

            Polubienie

          2. @pilaster
            Eh. Dobra. Gosh… Proszę mi dać parę dekad, bo do tych gamet itd. potrzeba lepszej technologii, więc cieleśnie jestem na razie in statu nascendi (niech będzie, że w wyjątkowo długiej fazie dojrzewania). Ludzie są głównie ciałocentryczni jednak i zwykle trzeba im wszystko uzmysławiać zmysłami. Warto w świecie fizycznym przywoływać/rekonstruować składowe duchowego świata, bo dzięki temu możemy zdobyć lepszy dostęp (np. w sferze rozumienia prawideł) do tego duchowego świata. O co mi chodzi? To coś jak rekonstrukcja miejsca zdarzenia w kryminalistyce – tak się poluje na prawdę.
            A więc…
            You know that we are living in a material world
            And I’ll be a material girl

            I w sumie współczuję, gdy ktoś sądzi, że jego męskość jest tylko skutkiem takiego a nie innego działania kawałka jego tyczasowego ciała, a nie trwałą cechą duszy. To jest wręcz egzystencjalnie „fragile masculinity”.

            Polubienie

    1. Niczemu się nie dziw, drogi Diego Milito. Przedwojenna stal wojenna jest religijnym artefaktem dla Zakonu Stalowników. Dodaje im many. Tak przynajmniej wierzą. W starciu z cywilizacją skończą najwyżej tak:
      https://img.ifunny.co/images/5c9d40cf13e986a518949e441e2954a5df9aec8a40f73da0d0c64864c59eaba0_1.webp

      Swoją drogą, Birmingham w UK ostatnio zbankrutowało. Kto wie? Być może po paru kadencjach rządów Farażów, Rizmogów i Dżonsonów UK skończyłoby jako „just another brick in the” BRICS? 😉

      Polubienie

  13. Odnośnie demografii. Jeżeli społeczeństwo po-industrialne musi charakteryzować się ujemnym przyrostem naturalnym przez to, że przesyt możliwości powoduje, że wybieramy interakcję z innymi ludźmi i oglądanie filmów albo chodzenie do restauracji to znaczy, że takie społeczeństwo jest skazane na koniec. Ewolucja nie może przecież faworyzować społeczeństwa w którym nie rodzą się dzieci. Czy to przez zalanie imigrantami czy wysoką płodność grup skrajnie religijnych i inne czynniki dojdzie do przewrócenia status quo wysokiego dochodu w Europie i innych krajach rozwiniętych. Bo celem natury nie jest wzrost efektywności gospodarki a mnożenie się. Jeżeli gospodarka zbyt efektywna przeszkadza w mnożeniu się, to gospodarki popełnią krok w tył.

    Polubienie

    1. Niby w jaki sposób..? Jaki KONKRETNIE mechanizm miałby do tego doprowadzić..?

      Owszem: Amisze, chasydzi czy katoliccy tradycjonaliści mają dużo więcej dzieci niż przeciętna. Tylko stanowią ułamek procenta całej populacji planety i gdyby przyszłe pokolenie miało ograniczyć się tylko do ich potomków, to wracamy, w najlepszym razie, do jakiegoś rolnictwa wczesnoneolitycznego – cywilizacja techniczna po prostu potrzebuje pewnej, minimalnej liczby rąk do pracy tylko po to, aby przetrwać. I to nie byle jakich rąk, granatem od motyki oderwanych, tylko jakoś minimalnie wykwalifikowanych.

      Rzecz jasna, reszta populacji też ma dzieci – tylko mniej. Zjazd więc będzie mniej gwałtowny. Imigracja – proszę bardzo. Tylko źródła imigrantów o minimalnych choćby kwalifikacjach technicznych raptownie się wyczerpują. Im później dany kraj wkracza w „przejście demograficzne”, tym przebiega ono gwałtowniej. Już w tej chwili cały przyrost naturalny w skali globalnej „wyrabia” około 30 najbardziej zacofanych krajów świata, o najgorzej wykwalifikowanej populacji i najniższym poziomie edukacji.

      Robotyzacja..? Cóż – pożyjemy, zobaczymy…

      Tak czy siak, nie widzę tu żadnego automatyzmu, żadnej determinacji. Uda się, albo się nie uda. Bóg raczy wiedzieć.

      Tym bardziej, że nawet nie wiadomo, czy w ogóle istnieje jakiś biologiczny mechanizm dziedziczenia skłonności do posiadania licznego potomstwa. W dziejach ludzkości taki mechanizm nie był do niczego potrzebny od dziesiątków tysięcy lat. Sprawę załatwiała presja kulturową (osławiona babcia męcząca przy świątecznym obiedzie o wnuki – dla przykładu).

      Aktualnie presja kulturowa działa antynatalistycznie. O ile zatem ZDOLNOŚĆ do urodzenia wielu dzieci jest bez wątpienia dziedziczna, o tyle co do SKŁONNOŚCI do wykorzystania tego potencjału – nic nie wiadomo.

      Wcale nie ma gwarancji, że moje córki także urodzą po czworo – pięcioro dzieci. Równie dobrze mogą nie mieć ich wcale.

      Polubienie

    2. Niedokładnie. Społeczeństwo postindustrialne ma długofalowo nie ujemny ale zerowy przyrost naturalny. Natomiast możliwe są chwilowe odchylenia zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Chwilowe (1-2 pokolenia) odchylenia mogą się pojawić choćby z tego powodu, ze wraz z końcem rewolucji przemysłowej dzieci przestają stopniowo być inwestycją, a stają się konsumpcją. W gospodarce maltujańskiej wszyscy musieli mieć dzieci, czy to lubili, czy nie. W gospodarce postindustrialnej dzieci mają tylko ci, którzy to lubią. Ci którzy nie lubią – dzieci nie mają. I te geny są usuwane z populacji. Zostają tylko geny lubiące dzieci.

      Polubienie

      1. Nie wiadomo, czy są takie „geny”. Pilaster robi całkowicie dowolne założenie. Z brudnego palca wyssane. Właśnie dlatego, że przez dziesiątki tysięcy lat dzieci mieli wszyscy!

        Polubienie

          1. Co sprawia, że jedni są pracowici, a inni leniwi..? Nie geny przecież, a .na pewno nie tylko geny i nie w taki sposób, że człowiek nie potrafi się tej predyspozycji przeciwstawić. Pracowici i zapobiegliwi rodzice często mają leniwe i rozrzutne dzieci. Bywa i na odwrót. Co jedno pokolenie zgromadzi, to następne trwoni…

            Polubienie

          2. @Anonim
            Potwierdzam.
            Ja mam umysł skrajnie analityczny i konkretny, co sprawia, że mam wielkie parcie na osiąganie tego i owego. Do trzydziestki (czyli do 2028 roku) chcę mieć co najmniej milion na koncie. Ładuję kasę w giełdę i w bukmacherkę polityczną. Rozwijam się, by nakręcać moją karierę zawodową. Nie odpuszczam pracy, mimo trudności.
            Mam choćby anankastyczną manię powtarzalnych, symbolicznych i okrągłych liczb (stąd chcę milion do trzydziestki). Często liczę sobie w głowie potencjalne zyski tego i owego. Uwielbiam rachować prawdopodobieństwa. „Dzień Świra” z tego wychodzi nieraz.
            Zarazem wierzę, że niebiosa zachowają mój żywot po zgonie doczesnym, jeżeli udowodnię, że potrafię w bardzo wysokim stopniu przewidywać przyszłość za pomocą intuicyjnego obrabiania wielkich baz danych (taką bazą danych jest np. Twitter namiętnie przeze mnie czytany) oraz że potrafię moje „biblijne talenty” jak najlepiej pożytkować w jak najdalszej perspektywie. Konkretną skuteczność mojego obstawiania będzie można empirycznie i bardzo konkretnie zweryfikować na podstawie stanu mego konta.
            Zdobytą kasę, rzecz jasna, wydam zgodnie z moją analizą moralną. Władza powinna być rozmachem dla moralności.
            Nie rozumiem działania ludzi, którzy nie mają tego parcia na produktywne osiągi.

            Polubienie

      2. Tylko, że te geny lubienia dzieci, o ile w ogóle coś takiego istnieje, będą się uwidaczniać właśnie w rozroście grup takich jak amisze, chasydzi, islamiści i inni starowiercy, którzy wybierają „starą dobrą” tradycję nad pieniądze, rozwój, imprezy i karierę.

        Dzisiaj jak zauważył Jacek Kobus stanowią ułamek procenta, ale wraz z rozpowszechnianiem tego „genu lubienia dzieci” będą stanowić 5%, 10% i w końcu 50% i więcej udziału w społeczeństwie w kolejnych pokoleniach. Językiem spajającym ich grupy będą właśnie te stare religie i nie będzie to racjonalna religijność Michała Hellera a antynaukowa religijność prostej baby pod kapliczką.

        Innymi słowy, „geny lubienia dzieci”, o ile istnieją właśnie będą działać w ten sposób, że wybiera się dzieci a nie PKB w gospodarce w której do wyprodukowania marży będzie potrzebny coraz większy wysiłek edukacyjny i coraz większy rygor wysokiego IEFu. Innymi słowy, dalszy wzrost będzie coraz trudniejszy i najpewniej co najmniej zahamuje.

        A zatem wraz z rosnącym w czasie udziałem „genu lubienia dzieci” zbiedniejemy, cofniemy się w PKB bo jednostki obdarzone tym genem wybiorą dzieci a nie „interakcje”. Dowodząc tym samym hipotezy, że zbyt wysokie PKB przeszkadza w rozmnażaniu się, a zatem takie społeczeństwo jest ewolucyjnie ślepą uliczką i przez wyżej opisany mechanizm zaniknie.

        Paradoksalnie, jeżeli jednak gen lubienia dzieci nie istnieje a dzietność jest wyborem epigenetycznym albo kulturowo-memetycznym to dopiero wtedy można sobie wyobrazić stabilizację historii na poziomie wysokiego PKB per capita. Bo wtedy żadna chęć posiadania dzieci nigdy nie przeszkodzi w budowaniu PKB, który bez tego genu zdeterminuje wybory. Jeżeli tego genu nie ma, to statystycznie ludzie zawsze wybiorą „interakcje” ponad dzieci a amisze i chasydzi albo się nie rozrosną liczebnie a ich członkowie opuszczą te grupy w imię „interakcji”, samorozwoju, kariery albo te grupy zmienią swój charakter.

        Istnienie genu lubienia dzieci jednak zaburzyłoby te „racjonalne” wybory w gonitwie za edukacją i wyższym PKB bo priorytet statystycznej jednostki, po rozpowszechnieniu tego genu, leżałby w dzieciach a nie rozwju, interakcjach i edukacji. Wybór tych drugich stałby się udziałem nielicznej mniejszości, która nie będzie miała genu lubienia dzieci, ale której chce się męczyć w czytanie, edukację i imprezy firmowe. Tym samym 90% ludzi to byliby „doliści” z pierwszej grupy, biedni ale religijni i płodni.

        Polubienie

        1. Hipoteza Pilastra o „genie dzieciolubienia” jest bezsensowna. Jeśli nawet taki „gen” (jak już to zespół genów…) w ogóle istnieje, to ewolucja NIGDY nie miała okazji żadnego gatunku selekcjonować pod tym kątem. Albowiem gdyż do ujawnienia się takiej predyspozycji konieczne jest spełnienie dwóch warunków:
          1) gatunek musi mieć mniej lub bardziej świdomą kontrolę nad swoją płodnością i
          2) gatunek musi mieć do wyboru atrakcyjne alternatywy względem wyboru pronatalistycznego.

          Otóż warunek 1) gatunek ludzki zapewne zaczął spełniać w górnym paleolicie (możliwe stało się świdome dzieciobójstwo). Ale warunek 2) dopiero w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.
          I na tym koniec przykładów. Zwierzętom zdarza się dzieciobójstwo, w pewnych dość specyficznych okolicznościach – ale nie ma to nic wspólnego z lubieniem czy nielubieniem potomstwa.

          Ad rem jednak. Problem wcale nie polega na tym, że Ziemię posiądą wierni. To by było piękne, ale to mało realne. Ludzie religijni są zwykle nie tylko dzielni, ale też oszczędni, skromni, zdyscyplinowani i pracowici.

          Problem polega na tym, że fluktuacje wielkości populacji nie mogą przekroczyć pewnej krytycznej granicy wyznaczonej przez konieczność utrzymania infrastruktury technicznej i społecznej. Bo jeśli przekroczą tę wartość, wszystko staje się kompletnie nieprzewidywalne i wkraczamy na teren postapokaliptycznych dystopii.

          Skądinąd to się przecież dzieje na naszych oczach! Brakuje lekarzy, pielęgniarek, spawaczy, ratowników medycznych, operatorów maszyn.

          Nie ma ich w Górnej Wolcie, tj., przepraszam, oczywiście w Burkina Faso. Jak znajdą się tam niewykwalifikowani robotnicy budowlani, to sukces!

          Sam mam ziemię, której potencjału nie jestem w stanie wykorzystać: mnie już doba za krótka, a o najmie pracownika ani mowy nie ma.

          Polubienie

          1. Jeżeli gen lubienia dzieci nie istnieje, to kulturę determinuje ekonomia a ekonomia po-industrialna będzie cenić edukację, rozwoj, karierę i pracę bo z tego jeszcze tylko może pochodzić dalszy wzrost PKB. W końcu liczba ludności spadnie poniżej krytycznej w której możliwe jest istnienie cywilizacji technicznej i wrócimy do maltuzjanizmu w którym dzieci „trzeba” mieć. W takim scenariuszu ludność powinna się ustabilizować u progu wyjścia z maltuzjanizmu albo zaraz ponad tym poziomem. I znowu będzie maltuzjańska bieda.

            Jeśli gen lubienia dzieci istnieje to historią i kulturą nie będzie rządzić dążność do podnoszenia efektywności ekonomicznej a dążność do posiadania potomstwa. Kultura wyboru dzieci to kultura amiszów, chasydów, islamistów i innych pro-natalistycznych ideologii/religii. I to z czasem wybory posiadania dzieci spowszednieją kosztem wyborów edukacji, kariery, interakcji które pozwoliłyby na dalszy wzrost. Chusta na głowie nie będzie tylko folklorem jak twierdzi pilaster a manifestacją pro-natalistycznej, religijnej kultury. Skutkiem tych wyborów dalszy wzrost PKB wyhamuje lub nawet się cofnie a gospodarkę w jako takim stanie będzie utrzymywać te 1%-10% populacji, które zamiast dzieci będzie wolało edukację i karierę. I oni będą utrzymywać „amiszów”, którzy nie będą w rezerwacie jak sugeruje nieraz pilaster a będą główną treścią społeczeństwa. To „Czytający” będą skrajną mniejszością, nie tyle w rezerwatach, co w pałacach za grubym murem.

            Polubienie

          2. Nie. Bo wcale nie chodzi o żaden „wzrost gospodarczy”, tylko o to, czy będzie miał kto wykonać coroczny przegląd, a w razie awarii naprawę sieci energetycznej, bez której nie napiszesz więcej żadnego komentarza, a także poskładać Cię po ewentualnym wypadku lub zmienić pampersa, gdy taka usługa stanie się na koniec życia potrzebna. Wszystko jedno, czy te rzeczy zrobi facet z brodą czy bez brody, z krzyżykiem czy bez krzyżyka albo kobieta w chuście czy bez. Nie ma w tym też wiele innowacji. Ale ktoś to robić musi. No i co teraz – gdy nie ma nikogo, kto by to robić chciał i umiał..?

            Polubienie

        2. Geny lubienia dzieci nie są sprzężone z genami ortodoksji religijnej. To ostatnie jest zresztą funkcją kulturową a nie genetyczną. Społeczeństw takiej jak chasydzi, czy amisze mają dużo dzieci nie dlatego, że je (genetycznie) lubią, ale dlatego, że są do tego uwarunkowani kulturowo. W takich środowiskach dzieci nadal są inwestycją, a nie konsumpcją.

          Alternatywne wyjaśnienie jest takie, że ortodoksja religijna jest próbą znalezienia myśli, której epoka potrzebuje. Ludzie lubiący dzieci znajdują w ortodoksji kulturowe uzasadnienie swojego lubienia. Ale jeżeli owa nadbudowa faktycznie będzie obniżać PKB i zmniejszać dobrobyt, zostanie porzucona na rzecz jakiejś innej.

          Polubienie

          1. To jest czystej wody marksizm. Tak samo jak Marks, Pilaster bezgranicznie wierzy w muzyczną móc „stosunków produkcji”.

            W rzeczywistym świecie nie ma takich bytów jak „dobrobyt”, „PKB”. To tylko słowa. Które w pewnych okolicznościach ułatwiają porozumienie między ludźmi. W innych zaś, jak widać, tylko je utrudniają.

            Przez całe swoje istnienie gatunek ludzki determinowany był na dwóch poziomach:
            1) biologicznym: oddychać, jeść, pić, spać, uprawiać seks, itp.
            2) kulturowym: nie kraść, tylko pracować, nie zabijać, tylko akumulować prestiż, nie gwałcić, tylko uwodzić, itp.

            Głupi liberałowie, prymitywni do bólu w swoim wulgarnym ekonomiźmie, przez ostatnie 300 lat de facto zlikwidowali wszystkie przymusy kulturowe i wszystkie instytucje społeczne („ciała pośredniczące” jak pisał de Tocqueville) poza państwem.

            Nie ma już nawet czegoś takiego jak władza rodzicielska.

            W efekcie jednostka w świecie współczesnym jest sama i naga – wydana bez reszty na łup własnych instynktów i namiętności. Spośród których najsilniejszym są: lenistwo, bezinteresowna zawiść i tchórzostwo.

            To właśnie dlatego w świecie rozwiniętym rodzi się coraz mniej dzieci. Bo ludzie są leniwi (a nie „inwestują w relacje i samorozwój” – to banialuki…), a nic i nikt zmusza ich do przezwyciężenia tego lenistwa, a ile nie dokona tego dzieła ich własna ambicja i zawiść wobec sąsiadów. To dlatego też relacje międzyludzkie są powierzchowne i nietrwałe – bo nic i nikt nie zmusza człowieka do ich podtrzymywania wbrew lenistwu i tchórzostwu.

            Polubienie

          2. A z czego wynika kultura jak nie z podłoża genetycznego i ekonomicznego. Kultura to zjawisko stochastyczne tylko z pozoru. Jest mnóstwo spontanicznych wyprysków kultury, ale na dłuższą metę trwają tylko te zjawiska kulturowe, które są korzystne lub neutralne, a niekorzystne są odrzucane. Uzasadnienie kulturowe nie ma zatem sensu, bo kultura jest pochodną.

            I teraz jeżeli gen lubienia dzieci istnieje i to on, a nie ekonomia steruje chęcią posiadania dzieci, to mówimy w tym kontekście o filtrze korzyści względem zwiększania rozrodczości a nie o filtrze względem zwiększania efektywności ekonomicznej.

            Jeżeli ten gen istnieje rozrodczość ma priorytet nad wzrostem PKB i z czasem wraz z propagacją genu lubienia dzieci ludzie będą skłonni wybierać bardziej dzieci niż rozwój, karierę, interakje zadowalajac się niższym dochodem i mniejszą liczbą interakcji międzyosobniczych. A to oznacza spadek dochodu ogółu. Ortodoksja religijna ze swoim pronatalizmem jest naturalną odpowiedzią dla takich ludzi. A lepsza odpowiedź niekonieznie istnieje ponieważ:

            Może dałoby się pogodzić pronatalizm i karierę oraz interakcje międzyosobnicze gdyby nie to, że w postindustrialiźmie koszty dalszego wzrostu PKB a z czasem zapewne koszty utrzymania dotychczasowego PKB stają się zbyt duże. Bo wymagają coraz dłuższej edukacji, zdobywania wiedzy, znajdywania kontaktów, wyśrubowanego IEFu (co napotyka opór materii) i…rezygnacji z dzieci.

            Polubienie

  14. Tymczasem…
    Węgry i Serbia zacieśniają współpracę z Chinami Ludowymi.
    https://www.bloomberg.com/news/articles/2024-02-27/china-s-xi-chooses-to-visit-serbia-in-2024-balkan-leader-says
    Węgry wręcz groteskowo, bo upadlają się do poziomu Kiribati…
    h***s://tvn24.pl/swiat/wegry-msw-chinscy-policjanci-beda-wkrotce-patrolowac-wegierskie-ulice-st7808450
    h***s://www.cnbc.com/2024/02/28/us-cautions-pacific-island-nations-after-kiribati-gets-chinese-police.html

    Polubienie

    1. Węgry coraz bardziej degradują się cywilizacyjnie i robią się coraz bardziej zacofane. Już są najbardziej skorumpowanym krajem UE a to przecież nie koniec. Serbia jest już skorumpowana na poziomie Ukrainy – do niedawna drugiego, po Rosji, najbardziej skorumpowanego kraju w Europie.

      Polubienie

        1. Przepraszam za obrażenie wielkiej Republiki Kiribati. Kiribati nie jest upodlone i zatopione i nigdy takie nie będzie. Żaden agent kiribatyjski groźbą przemocy nie zmusza mnie teraz do napisania tych słów. Pozdrawiam.

          Polubienie

Dodaj komentarz