Homo, nadal nie wiadomo

Autor niniejszego bloga nie tak dawno zaklinał się publicznie, że nie będzie nic pisał o homoseksualizmie. Ze strachu przed konsekwencjami, jakie spotykają każdego homofoba, czyli kogokolwiek, kto nie okazuje homoseksualnym nadludziom wystarczająco wielkiej czci. Niniejszym jednak pragnie on ogłosić, że nie dotrzyma danego słowa. Autor jednak zebrał się na odwagę i coś na ten temat jednak stworzył.

Homoseksualizm nie jest chorobą. Tak jednoznacznie, autorytatywnie i nieodwołalnie orzekły najwyższe organy świeckiego humanizmu w nieomylności swojej. Zatem to jest prawda absolutna, którą podważać mogą jedynie rasiści, faszyści, pedofile i inne homofoby. Homoseksualizm chorobą nie jest i basta. Czymże zatem jest? Otóż homoseksualizm jest niczym więcej jak „orientacją” Jedną z takich „orientacji” jest heteroseksualizm, czyli tradycyjny pociąg seksualny do płci odmiennej, a homoseksualizm jest inną „orientacją”. Tym samym zadekretowano, że homoseksualizm niczym się od heteroseksualizmu nie różni. Że jest wyłącznie kwestią gustu. Jedni wolą kolor zielony, inni żółty, tak samo jedni wolą dziewczynki a inni chłopczyków. Dokładnie taka sama różnica. Obecnie, jest to już traktowane jako oczywista oczywistość i piewcy „gejizmu” przechodzą już do kolejnej fazy, w której homoseksualizm nie jest już „równorzędny” z heteroseksualizmem, ale jest od niego …lepszy. I jako takiemu nie wystarcza mu już „równouprawnienie”. Potrzebuję przywilejów, które wyniosłyby go ponad tę heteroseksualną mierzwę. Domaganie się tych przywilejów przebiega zwykle według jednego schematu. Stwierdza się, że jakas grupa społeczna posiada jakiś przywilej, a „geje” go nie posiadają. To jest dopiero dyskryminacja! Studenci i emeryci mają prawo do ulgowych biletów na komunikację miejską, a „geje” nie mają! Dyskryminacja i homofobia!

Pozostaje jednak wielką tajemnicą wiary świeckich humanistów, dlaczego homoseksualizm chorobą nie jest, natomiast jest nią pedofilia. Istnieje w medycynie wiele definicji „choroby”, ale jakkolwiek by ową chorobę nie zdefiniować, nie da się taką definicją objąć jednego zboczenia nie obejmując drugiego. A czymże w końcu w ogóle choroba jest? W najprostszym ujęciu zaburzeniem naturalnego funkcjonowania organizmu. A na czym polega takie naturalne funkcjonowanie? Zgodnie z teorią ewolucji przede wszystkim na powieleniu swoich genów. Temu celowi podporządkowane są wszystkie działania organizmu i po to ten organizm w ogóle istnieje. Tymczasem, nawet najbardziej zajadli wyznawcy „gejizmu” nie są w stanie zaprzeczyć, że zachowania homoseksualne, jakkolwiek by ich nie oceniać z etycznego punktu widzenia, ową podstawową funkcję organizmu zdecydowanie redukują, nawet do zera. Przy czym w przeciwieństwie do celibatu, homoseksualizm nie wypływa z panowania nad popędem reprodukcyjnym, dla osiągnięcia innych, pozabiologicznych celów, świadomą siłą woli, ale z zaburzenia samego tego popędu. Zaburzenia – czyli choroby.

Oczywiście tylko z punktu widzenia teorii ewolucji. Dla osób, które tą teorię zwalczają, zaakceptowanie homoseksualizmu jako równoprawnej „orientacji” nie powinno stanowić problemu i aż dziw, że jeszcze tego „równouprawnienia z normą” homoseksualizmu nie wykorzystują jako „dowodu” na obalenie tej znienawidzonej przez siebie idei.

Niezależnie jednak od wszystkich wygibasów interpretacyjnych autorstwa światowej lewizny i wymogów politycznej poprawności, homoseksualizm z pewnością nie jest jakąś „normalną orientacją”, tylko tejże normy zaburzeniem. I jak każde takie zaburzenie, czyli choroba, ma jakaś przyczynę swojego występowania.

Przyczyny chorób można podzielić ogólnie na dwie grupy. Wrodzone, uwarunkowane genetycznie i nabyte, poprzez kontakt z jakimś czynnikiem środowiskowym. Takim czynnikiem mogą być przykładowo nieodpowiednie hormony w życiu płodowym, nadmierna ekspozycja na związki talu w procesie dojrzewania, mogą to także być patogeny w rodzaju bakterii i wirusów. Co prawda ta ostatnia hipoteza, o zakaźnym charakterze tej choroby jest akurat bardzo mało prawdopodobna, ale też, dopóki nie znamy faktycznej genezy homoseksualizmu, wykluczyć jej zupełnie nie sposób. Niemniej, nawet jeżeli przyczyną homoseksualizmu jest jakiś czynnik środowiskowy, to i tak zachorowanie pod wpływem kontaktu z danym czynnikiem, zależy od indywidualnej odporności. Odporności uwarunkowanej genetycznie. Tędy, czy owędy, o wszystkim więc decydują geny.

Na pozór ta konstatacja wydaje się absurdalna. Wszak, gdyby jakiś „gen homoseksualizmu”, nazwijmy go genem H, istniał, to już dawno powinien być usunięty przez dobór naturalny. Nawet najzawziętsi piewcy homoseksualnego „stylu życia” i „gejowskiej” ideologii, nie są bowiem w stanie zaprzeczyć, że przyjęcie tej „orientacji”, ogranicza sukces rozrodczy, mierzony liczbą i jakością odchowanego w zdrowiu do wieku rozrodczego potomstwa, bardzo drastycznie, zwykle nawet do zera. Stąd nacisk, jaki te środowiska kładą na „prawo do adopcji”. Dlaczego zatem gen H, niezależnie od tego, czy wywołuje on chorobę wprost, czy też tylko osłabia naturalną odporność organizmu, nie zniknął z populacji?

Jedną z możliwości rozwiązania tej zagadki, jest przyjęcie, że gen H jest genem recesywnym. Wyjaśnijmy teraz, o co chodzi. Każdy organizm rozmnażający się płciowo, czyli i człowiek, otrzymuje od swoich rodziców dwie kopie każdego genu. Na ogół obie te kopie są prawidłowe, nazwijmy je h Może się jednak zdarzyć, że jedna z tych kopii ulegnie gdzieś po drodze uszkodzeniu. Taki uszkodzony, czyli zmutowany wariant nazwijmy H. Wszystko zależy teraz od tego, jak się ów gen w genotypie zachowuje. Jeżeli gen H jest dominujący, lub przynajmniej równorzędny z genem h, czyli daje efekty fenotypowe (zachowania homoseksualne), niezależnie od tego czy występuje w osobnikach heterozygotycznych Hh, czy homozygotycznych HH, wówczas gen letalny dotyka tylko pechowca, w którym zmutował i wycinany przez dobór naturalny, nie ma szans na rozpowszechnienie się w populacji. Inaczej jest, kiedy uszkodzony gen H jest recesywny, to znaczy daje o sobie znać tylko wtedy, kiedy pechowo zejdą się dwie jego kopie w homozygocie HH. Wywołuje on wtedy homoseksualizm, co prowadzi do faktycznej bezpłodności nosiciela, chociaż ta bezpłodność jest w tym przypadku warunkowana behawioralnie, a nie fizjologicznie. Dopóki częstość niebezpiecznego mutanta pozostaje niska, dopóty ukrywa się on głównie w heterozygotach, gdzie jest niewidoczny dla doboru naturalnego. I może swobodnie się w populacji przemieszczać. Aby dokładnie zbadać, jak domniemany gen homoseksualizmu H w populacji krąży, musimy teraz porzucić przedstawiony opis jakościowy i przejść na grunt naukowy budując odpowiedni model matematyczny tego zjawiska.

Niech częstość zmutowanego, homoseksualnego, recesywnego genu H w danej populacji wynosi Q procent. Mamy zatem do czynienia z Q procentami uszkodzonego genu H i 1-Q procentami zdrowego genu h. Przeliczmy teraz, jak rozkład owych genów przekłada się na rozkład osobników. Ponieważ prawdopodobieństwo wylosowania z populacji genu h wynosi 1-Q, a genu HQ, zatem rozkład zygot – osobników będzie się przedstawiał następująco

(1-Q)^2 osobników hh, czyli homozygot hh – zdrowi

2*Q*(1-Q) osobników Hh, czyli heterozygot Hh – zdrowi

Q^2 osobników HH – homozygot HH – homoseksualiści.

Homozygoty HH nie uczestniczą już w rozmnażaniu, zatem ogólna liczba szkodliwego genu H zmniejszy się w populacji. Ponieważ w kolejnym rozmnażającym się pokoleniu mamy teraz tylko heterozygoty i homozygoty hh, zatem ilość genów H w tej puli wynosi

2*Q*(1-Q) (po jednym genie H w każdej z heterozygot)

Natomiast liczba wszystkich kopii genu H i h łącznie

2*(1-Q)^2+2*2*Q*(1-Q) (po dwie kopie genu w heterozygotach i homozygotach hh)

W następnym pokoleniu częstość Q’ genu H wyniesie zatem

Q’ = 2*Q*(1-Q)/(2*(1-Q)^2+2*2*Q*(1-Q)) = Q/(1+Q)

Jeżeli zaś od Q’ odejmiemy Q, to otrzymamy zmianę częstość genu H na jedno pokolenie pod wpływem doboru naturalnego

dQ = -Q^2/(1+Q) (1)

Znak (-) przed wzorem (1), oznacza, że częstość Q homoseksualnego genu H zmniejsza się pod wpływem doboru naturalnego.

Oczywiście jedne kopie genu H wypadają z populacji, a inne przybywają w drodze mutacji. W rezultacie ustanawia się pewna równowaga dynamiczna. Przyjmijmy, że prawdopodobieństwo zmutowania genu h w H, na jeden gen na pokolenie wynosi P. Jeżeli teraz zignorujemy możliwość mutacji wstecznej, zmieniającej gen H z powrotem w zdrową wersję h, co, co prawda nie jest do końca uprawnione, ale znakomicie komplikuje rachunki, a wynik ostateczny zmienia w znikomym stopniu, to wtedy równanie opisujące zmiany częstości Q w czasie wygląda tak

dQ = (1-Q)*P – Q^2/(1+Q) (2)

Po przyrównaniu równania (2) do zera, otrzymujemy równowagową częstość genu homoseksualizmu H

Qr = (P/(1+P))^0,5

Powtarzając całe obliczenie, przy założeniu, że homoseksualizm nie redukuje dostosowania ewolucyjnego do zera, a jedynie zmniejsza je o b %, otrzymujemy częstość równowagową

Qr = (P/(b*(1+P)))^0,5

Prawdopodobieństwo zaś narodzin chorego na homoseksualizm wynosi, jak już wspomniano Q^2, czyli P/(b*(1+P)), a dla małych P, po prostu P/b. Wynika stąd, że aby wyjaśnić tym sposobem istniejący odsetek homoseksualistów w społeczeństwie, wynoszący 1-3%, należy założyć, że mutacja wywołująca tą chorobę zachodzi ze zbliżoną częstością, niższą, w zależności od wielkości b, co najwyżej kilka razy od owego odsetka. Gdyby jednak faktycznie gen homoseksualizmu mutował w takim tempie, byłby to absolutny rekord świata w szybkości mutowania wśród genów kręgowców. Zwykle bowiem tempo takich mutacji jest co najmniej o kilka rzędów wielkości mniejsze.

Gen homoseksualizmu zatem, z całą pewnością nie jest genem recesywnym, a zatem homoseksualizm w swojej genezie nie jest podobny do np. mukowiscydozy. Musimy szukać dalej.

Istnieje inna, intrygująca możliwość, że homoseksualizm jest pewnego rodzaju skutkiem ubocznym, jakiejś innej cechy, cechy ewolucyjnie korzystnej i dlatego podtrzymywanej w ludzkiej populacji przez dobór naturalny. Mała dawka tej cechy zwiększałaby sukces rozrodczy, powiedzmy o a %, natomiast w dużym stężeniu, cecha ta wywoływałaby, już to bezpośrednio, już to dzięki obniżonej odporności, homoseksualizm. Zbadajmy tą hipotezę na najprostszym przykładzie, przyjmując, że gen H, faktycznie obniża dostosowanie nosiciela, kiedy znajduje się w homozygocie HH o b %, co odpowiadałoby prawdopodobieństwu zachorowania na homoseksualizm, na jakie narażony jest właściciel takiej kombinacji, natomiast podnosi owo dostosowanie o a %, kiedy znajduje się w heterozygocie Hh. W jaki sposób podnosi? Najpewniej poprzez zwiększenie atrakcyjności dla płci przeciwnej. Męski „półgej” Hh, mógłby przykładowo lepiej „rozumieć kobiety”, niż macho hh i tym samym mieć łatwiejszą drogę do ich, no, niech będzie …serc.

W ujęciu matematycznym problem dałoby się opisać następująco:

Dostosowanie homozygot HH – zagrożonych homoseksualizmem – (1-b)*Q^2

Dostosowanie heterozygot Hh – atrakcyjnych seksualnie – (1+a)*2*Q*(1-Q)

Dostosowanie homozygot hh – przeciętnych ludzi – (1-Q)^2

Po odpowiednich obliczeniach, możemy ustalić równowagową częstość Qr genu H, dla której presje selekcyjne się równoważą. Wynosi ona

Qr = a/(2*a+b)

Przyjmijmy teraz, że homoseksualizm jest wywoływany środowiskowo, czyli że pechowi nosiciele HH nie chorują automatycznie, jak chorzy na mukowiscydozę, ale że są jedynie mniej na chorobę odporni. Wiedząc, że wszystkich homozygot HH jest Q^2, na homoseksualizm choruje ich b%, a odsetek tychże chorych w populacji wynosi s%, otrzymujemy:

s = b*a^2/(2*a+b)^2 (3)

Otrzymaliśmy wzór, który pozwoli nam zorientować się o ile bardziej atrakcyjne seksualnie powinny być osoby mające tylko pewną przymieszkę genu homoseksualizmu – H, aby wyjaśnić istnienie „pełnych” homoseksualistów HH.

Oto jego rozwiązanie w postaci graficznej.

Homo 1

 

Z wykresu tego można odczytać, że aby liczba homoseksualistów w społeczeństwie wynosiła obserwowalne 1%, wystarczy, że będą oni mieli średnio o 16% mniej potomstwa niż ludzie zdrowi, a osobnicy z genotypem mieszanym będą mieli tychże dzieci średnio o 8% więcej. Tak jest, jeżeli, przypomnijmy, homoseksualizm jest wywoływany przez czynniki środowiskowe. A jeżeli jest on czysto genetyczny? W takim razie liczba chorych nie wynosi b*Q^2, ale po prostu Q^2. Równanie (3) upraszcza się nam do postaci:

S = (a/(2*a+b))^2

 

I tak wygląda w postaci graficznej:

Homo 2

 

Warto zauważyć, że dla dużych b, a takie duże wartości, nawet do 100% realnie się w środowisku homoseksualistów obserwuje, rozwiązania te nie różnią się znacząco. Zakładając, że dostosowanie homoseksualistów spada do zera, czyli że b= 100%, wystarczy, i to w obu przypadkach tak samo, aby atrakcyjni seksualnie „półgeje” Hh mieli sukces rozrodczy raptem o 12,5% większy od przeciętnego. Są to wartości jak najzupełniej realne i wystarczające, aby wyjaśnić istnienie homoseksualizmu. Zaprezentowany model jest, co prawda, bardzo uproszczony, faktycznie homoseksualizm jest zapewne powodowany przez więcej niż dwa geny, ale nawet w bardziej skomplikowanym przypadku, wnioski byłyby dokładnie takie same. Nasza hipoteza staje się bardzo prawdopodobna.

Jak udowodnić, że jest ona prawdziwa? Aby to uczynić należałoby przeprowadzić dokładne pomiary dzietności homoseksualistów, i ich liczby w społeczeństwie z podziałem na płcie. Kobiety homoseksualne w każdych okolicznościach, będą bowiem zawsze miały średnio większy sukces rozrodczy, czyli niższe b, niż homoseksualni mężczyźni, a co zatem idzie ich odsetek w populacji także będzie inny niż homoseksualnych mężczyzn. O ile inny, ta właśnie różnica powie nam, która z omawianych możliwości jest bliższa prawdy.

 

Niestety, takie badania homoseksualizmu nie są obecnie możliwe. Jest to typowy temat tabu, który niewielu naukowców, z obawy przed otrzymaniem „nieprawidłowych”, a tym samym niepublikowalnych, wyników podejmuje. Gejizm, czyli ruch oparty na przekonaniu o naturalnej wyższości homoseksualistów, nad heteroseksualnymi podludźmi, stał się bowiem potężnym politycznym przedsięwzięciem wymuszającym na zastraszanych społeczeństwach liczne przywileje dla „uciśnionej mniejszości” i jasne jest, że nie będzie tolerował jakichkolwiek prób podkopania swojej pozycji. Ostateczne wyjaśnienie przyczyny tego upośledzenia, nie jest zatem obecnie możliwe. Czym jest homo, nadal nie wiadomo.

 

 

Powyższy esej został opublikowany w 1037/1038 numerze tygodnika „Najwyższy Czas” z 3-10 kwietnia 2010 roku

33 myśli na temat “Homo, nadal nie wiadomo

  1. Słyszałem długą audycję jakiejś pani profesor z PAN, w której wspomniano, iż u bliźniąt monozygotycznych homoseksualizm koreluje w ok. 50%. Nie pamiętam, czy nie chodziło przypadkiem o bliźnięta rozdzielone w dzieciństwie, co byłoby dość istotną okolicznością. Pani profesor twierdziła, że to dość silna przesłanka przemawiająca za genetycznym podłożem owej …hm …preferencji, a jednocześnie jednak mocna podstawa, by się przyglądać czynnikom środowiskowym.Bowiem – co jest nieco frapujące i do czego przede wszystkim zmierzam – owe 50% heteroseksualnych braci homoseksualnego rodzeństwa, w znakomitej większości nie było w żaden sposób pół-gejami. Nie przejawiali cech niedookreślenia w swoich gustach i zachowaniach. Jeśli to prawda, to rzeczywiście model musiałby być nieco bardziej skomplikowany, a zwłaszcza musiałby uwzględniać pozagenetyczne argumenty w funkcji opisującej aktywizowanie się homoseksualnego fenotypu.Po drugie ciekaw jestem, jak patrzysz na modne chyba ostatnio koncepcje orientacji „dynamicznej”, to znaczy preferencji seksualnej zmieniającej się w ciągu życia. Genotyp się przecież nie zmienia.

    Polubienie

    1. > owe 50% heteroseksualnych braci> homoseksualnego rodzeństwa, w znakomitej większości nie> było w żaden sposób pół-gejami. Nie przejawiali cech> niedookreślenia w swoich gustach i zachowaniach. Określenie „półgej” nie dotyczy cech fenotypowych, czyli w tym przypadku zachowań biseksualnych, ale genotypu. Pół genotypu „gejowskiego”, czyli Hh, fenotypowo przejawiałoby się zwiększoną atrakcyjnością seksualną u płci przeciwnej, wcale niekoniecznie „niedookreślonością”> Po drugie ciekaw jestem, jak patrzysz na modne chyba> ostatnio koncepcje orientacji „dynamicznej”, to znaczy> preferencji seksualnej zmieniającej się w ciągu życia.> Genotyp się przecież nie zmienia.Genotyp sie nie zmienia, ale jego ekspresja fenotypowa może być różna nie tylko w różnych warunkach środowiskowych, ale także zmieniać się w ciagu wieku osobnika. Są ryby, ktore w ciagu swojego życia zmieniają nawet płeć, zatem tym bardziej mogą się zmieniać preferencje seksualne.

      Polubienie

  2. Jak się czyta wspomnienia homoseksualistów lub rozmawia z nimi , to podzielić ich można na dwie grupy.Do pierwszej należą ci , którym w wieku dojrzewania z tych lub innych przyczyn zaczęli się podobać chłopcy , do drugiej zaś z kolei , ci , którzy zostali uwiedzeni przez starszych homoseksualistów , przez co została spaczona ich psychika.W tym drugim wypadku w ogóle nie należy mówić o genetycznych skłonnościach do homoseksualizmu , więc Twoje obliczenia należałoby skorygować. Wiele chorób ma podłoże genetyczne a jednocześnie można się ich nabawić przez nieodpowiedni styl życia ( np. chorobliwa nadwaga ) nie posiadając genów podatności na daną chorobę. Tak jest z dużym prawdopodobieństwem w przypadku gejów , którzy zostali uwiedzeni w młodości. Spora część homoseksualistów męskich tak naprawdę jest hermafrodytami ( dodatkowy chromosom X , lub brak chromosomu Y ) , a praktycznie nie ma homoseksualistów wśród „supersamców” – posiadających dodatkowy chromosom Y.Hermafrodyci byli otaczani czcią wśród Starożytnych , więc żądanie przywilejów dla gejów , jest być może tęsknotą za podobnym traktowaniem.

    Polubienie

    1. > Jak się czyta wspomnienia homoseksualistów lub rozmawia z> nimi , to podzielić ich można na dwie grupy.> Do pierwszej należą ci , którym w wieku dojrzewania z tych> lub innych przyczyn zaczęli się podobać chłopcy , do> drugiej zaś z kolei , ci , którzy zostali uwiedzeni przez> starszych homoseksualistów , przez co została spaczona ich> psychika.W tym drugim wypadku w ogóle nie należy mówić o> genetycznych skłonnościach do homoseksualizmu , więc Twoje> obliczenia należałoby skorygować. Owszem, istnieje możliwość, ze to są dwie różne choroby, dające tylko podobne objawy. Jedna z tych chorób jest determinowana genetycznie (opisuje ją graficznie drugi wykres), a druga środowiskowo (pierwszy wykres). Ale i tak odpornosć na wpływ uwiedzenia (z całą pewnoscią wielu uwiedzionych nie zachorowało jednak), jest właśnie uwarunkowana genetycznie. Zatem albo jedno, albo drugie, albo mieszanina pierwszego i drugiego w różnych proporcjach. 🙂

      Polubienie

  3. „choroba jest? W najprostszym ujęciu zaburzeniem naturalnego funkcjonowania organizmu. A na czym polega takie naturalne funkcjonowanie? Zgodnie z teorią ewolucji przede wszystkim na powieleniu swoich genów. Temu celowi podporządkowane są wszystkie działania organizmu i po to ten organizm w ogóle istnieje. Tymczasem, nawet najbardziej zajadli wyznawcy „gejizmu” nie są w stanie zaprzeczyć, że zachowania homoseksualne, jakkolwiek by ich nie oceniać z etycznego punktu widzenia, ową podstawową funkcję organizmu zdecydowanie redukują, nawet do zera. Przy czym w przeciwieństwie do celibatu, homoseksualizm nie wypływa z panowania nad popędem reprodukcyjnym, dla osiągnięcia innych, pozabiologicznych celów, świadomą siłą woli, ale z zaburzenia samego tego popędu. Zaburzenia – czyli choroby.”Według takiej definicji brzydota jest chorobą, bo przeszkadza (w jakimś tam stopniu na pewno) przekazywaniu swoich genów i nie jest dobrowolna (choć uleczalna – operacja plastyczna).

    Polubienie

    1. > Według takiej definicji brzydota jest chorobą, bo> przeszkadza (w jakimś tam stopniu na pewno) przekazywaniu> swoich genów i nie jest dobrowolna (choć uleczalna -> operacja plastyczna).U kobiet na pewno 😉 Chyba, że jest to tzw „egzotyczna uroda” pociągająca określone grupy mężczyzn w stopniu silniejszym, niż stopień zniechęcenia pozostałych :)Przykładowo kobiety np bardzo niskie (poniżej 150cm) mogą mieć o 20% mniejsze szanse u 90% facetów, ale trzykrotnie większe szanse u 10%, czyli ich łączne dostosowanie wynosi 0,9*0,8+3*0,1 = 1,02 i może być większe niż średnia 🙂

      Polubienie

      1. Pan Pilaster nie potrafi po prostu opanować swojej namiętności do eksponowania umiejętności posługiwania się Excel’em (czy też jakimś innym programem) oraz odmówić sobie przyjemności modelowania matematycznego absolutnie wszystkich zjawisk w otaczającej rzeczywistości (niezależnie od tego jak bardzo uproszczone są założenia wyjściowe). Tylko co wspólnego mają wyniki takich analiz z argumentacją uznania (bądź nie) homoseksualizmu za chorobę? To już tylko sam autor rozumie.

        Polubienie

        1. Analiza została zbudowana w oparciu o przekonanie, że podatność na homoseksualizm jest „cechą” w sensie ewolucyjnym, tak jak podatnosć np na cukrzycę. Aby rozwiązać ten model należy tylko znależć odpowiednie pukty pomiarowe. Czyli odsetek homoseksualnych mężczyzn i kobiet w różnych środowiskach.

          Polubienie

  4. Jestem biologiem ewolucyjnym i jak przeczytałem jakie Pan teorie tworzył apropo tego genu H i sposobu jego dziedziczenia to mi się słabo zrobiło! Bardzo mi przykro ale Pana artykuł to stek bzdur lub niedopowiedzeń.

    Polubienie

    1. > Jestem biologiem ewolucyjnymA ja jestem największym w Europie wirtuozem fortepianu :)> Pana artykuł to stek bzdur lub niedopowiedzeń.Proszę wskazać konkretnie bzdury i niedopowiedzenia (nie uproszczenia, bo właśnie model został celowo stworzony jako uproszczony)

      Polubienie

  5. Po drugie o homoseksualiźmie na pewno nie decyduje jeden gen lecz grupa genów, które mogą znajdować się na różnych loci w różnych odległościach, tak na ramienu p jak i q!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Polubienie

  6. Nie wiem wiele o życiu pierwotnych plemion ale wątpię, by często mieli oni tam wybór, czy brać te jakieś zaślubiny i mieć dzieci, czy nie. Może to dodatkowo przemawiać za Twoją hipotezą.

    Polubienie

  7. Teoria Ewolucji nie dowodzi temu, że homoseksualizm to choroba, wręcz przeciwnie. Warto się doedukować o ewolucyjnym znaczeniu tej orientacji, zamiast pisać takie głupoty.

    Drugą kwestią jest to, że nie spotkałem się, by homoseksualiści chcieli jakieś przywileje, by uważali się za nadludzi itd. Kreujesz tą grupę osób na jakichś potworów, jak to robił Hitler o Żydach czy rasiści w USA o czarnych.

    A przechodząc do meritum – homoseksualizm to nie choroba z uwagi na to, że nie wykazuje sam z siebie psychopatologii. Co byś autorze nie sądził, ten wpis z Twojej strony stawia Cię na równi z ludźmi szerzącymi nienawiść przez odczłowieczanie danej grupy osób. Do tego skrajny brak merytoryki we wpisie.

    Słabe to i populistyczne.

    Polubienie

    1. Warto się doedukować o ewolucyjnym znaczeniu tej orientacji,

      Jakie jest zatem „ewolucyjne znaczenie tej orientacji”?

      nie spotkałem się, by homoseksualiści chcieli jakieś przywileje

      Większość homoseksualistów z pewnością jedyne czego chce, to żeby się państwo od nich od..stosunkowało.
      Jednak Gejiści to nie to samo co homoseksualiści. Ci właśnie hałaśliwie i demonstracyjnie domaga się przywilejów (np zwolnienia z podatków), podając homoseksualistów za nadludzi

      homoseksualizm to nie choroba z uwagi na to, że nie wykazuje sam z siebie psychopatologii.

      A nowotwór trzustki wykazuje sam z siebie psychopatologię? A mukowiscydoza? Gruźlica?

      Polubienie

      1. Większość homoseksualistów z pewnością jedyne czego chce, to żeby się państwo od nich od..stosunkowało.
        Jednak Gejiści to nie to samo co homoseksualiści. Ci właśnie hałaśliwie i demonstracyjnie domaga się przywilejów (np zwolnienia z podatków), podając homoseksualistów za nadludzi

        No to Pilaster powinien napisać o zawłaszczaniu przez różne roszczeniowe siły kwestii, które są modne w danym czasie (kiedyś to była kwestia robotnicza, potem murzyńska, teraz kobieca i homoseksualna), a nie biadolić, jako oczywiście stuprocentowy heteroseksualny samiec, nad tym, że homosizm został nienaukowo wykreślony z listy chorób (a jak się tam po pierwsze w ogóle znalazł?). Tak jakby instytucje naukowe w ogóle mogły podejmować „obiektywne” decyzje trafnie opisujące rzeczywistość. Tak nigdy nie było i nie jest, co widać po stosunku do tzw. chorób psychicznych, albo właśnie pedofilii i homoseksualizmu, które przecież różnią się tylko zwrotem popędu, ale nie esencją. Ale nikt nie zdobędzie się na uczciwość i ich nie zrówna, bo za to grozi prokurator i wytykanie palcami wśród znajomych.

        Aha, fajnie też by było gdyby Pilaster skrobnął coś na temat tego, dlaczego tak chętnie wszystko biologizuje i matematyzuje (oprócz tego, że na biologii, matematyce, fizyce itp. się zna, a na socjologii, psychologii, antropologii itp. się nie zna). Bo tak się składa, że takich prób redukcjonizmu było wiele w różnych dziedzinach, i to podejmowanych przez znacznie większych koksów niż Pilaster, tylko że z jakichś dziwnych powodów wszystkie one poniosły klęskę.

        Polubienie

        1. dlaczego tak chętnie wszystko biologizuje i matematyzuje (oprócz tego, że na biologii, matematyce, fizyce itp. się zna, a na socjologii, psychologii, antropologii itp. się nie zna).

          Pilaster już na ten temat pisał. Albo jakieś zjawisko, także społeczne, czy ludzki behawior, da się przedstawić w postaci modelu matematycznego, ilościowego, albo się nie da tak przedstawić (bo np jest zbyt skomplikowane – jak ludzka psychika na ten przykład). jeżeli się da, to można taki model testować, porównywać z wynikiem obserwacji i wysnuć jakieś wnioski. Poprawiać go, korygować, czy wręcz zastąpić innym, bardziej adekwatnym. Jeżeli takiego modelu ilościowego nie da się zbudować, to dane zjawisko jest całkowicie nieprzewidywalne i nic sensownego na jego temat nie da się powiedzieć. Można tylko bleblać, jak to humaniści mają we zwyczaju, „badając” istność bytu w odbycie. 😦

          Polubienie

  8. Opowiem o moim poglądzie – po części opartym na moim doświadczeniu, bo mam skłonności homoseksualne.
    Kiedyś gdzieś przeczytałem (chyba tutaj na blogu, nie pamiętam), że pociąg do własnej płci pomaga lepiej zrozumieć płeć drugą i przez to nieraz łatwiej uwieść partnera, gdy jest się biseksualnym. I według mnie to ma sens. Weźmy takiego Cristiano Ronaldo, który pewnie jest bi. Ronaldo mocno i skutecznie dba o swój wygląd, bo czuje, jacy faceci są seksi. Dochodzić też tu mogą tendencje autoerotyczne. A przez to też bardziej podoba się kobietom. Biseksualizm pozwala też lepiej zrozumieć motywy i działanie płci przeciwnej. Sam zauważam u siebie, że analizując u siebie te „typowo kobiece” cechy lepiej rozumiem behawior kobiet (dobrze działam choćby na jakieś emocjonalne kobiety i je dość mocno przyciągam). No a w dzisiejszych czasach role płciowe coraz mocniej zanikają, a wraz z rozwojem ludzie unifikują się do jakiejś bezpłciowej papki. I tutaj biseksualizm (jako swego rodzaju bycie pomiędzy pod względem cech typowo płciowych) jest opłacalny u kobiet jak i u mężczyzn, więc te cechy są ewolucyjnie szerzone. Faceci coraz częściej są opiekuńczy i wrażliwi, a kobiety coraz częściej pracują i twardo decydują o sobie. I w sumie nawet to, że biseksualiści nieraz wybierają do partnerstwa swoją płeć i się nie rozmnażają, może ogółem nie przechylać szali na rzecz nieopłacalności tej cechy.
    Poza tym ludzie mają coraz szerszą paletę wyboru partnera (Internet, rozwój transportu itd.), więc coraz mocniej potencjalny partner musi pasować jaj idealny puzzel, by pokonać konkurencję. A w byciu idealnym puzzlem pomaga dostosowywanie się do partnera poprzez empatyczne wyczuwanie jego cech, potrzeb itd. I tu też pomaga umysł po części „drugo-płciowy”.

    A gdzie tu miejsce na homoseksualizm? Ja to widzę tak, że ogółem tendencje biseksualne bywają coraz częściej opłacalne, ale wraz z przechyłem społeczeństwa na biseksualizm przechyla się cały rozkład Gaussa, a więc coraz większe „ramię” wykresu wpada pod coś w remirach homoseksualizmu i biseksualizmu z preferowaniem swojej płci. Stąd też coraz więcej gejów, transów i biseksów w społeczeństwie.

    Także z coraz większym zbliżaniem się wyglądu kobiet i mężczyzn tendencje biseksualne będą coraz częstsze, bo nawet osoby bardziej hetero niż homo mogą się podniecić androgynicznym przedstawicielem swej płci (stąd na facetów przypominających kobiety mówi się „trap” – pułapka). Rozwój medycyny, kosmetyków i innych tego typu rzeczy ułatwia też przybliżanie swego wyglądu do androgynizmu lub płci przeciwnej.

    Powyższe mechanizmy jak dla mnie tłumaczą większość przypadków homoseksualizmu. Ogółem choćby geje bywają inni pod kątem cech ciała (genetycznych czy też hormonalnych) – miewają choćby specyficzne, nosowe głosy.

    A jakie mogą być inne, rzadsze powody homoseksualizmu? Czasem może być to jakieś molestowanie. Ludzie chyba nieraz fetyszyzują przeżycia, by sobie z nimi psychologicznie poradzić. Nieraz może to być nieco małpia taktyka społeczna polegająca na pasywnym „dawaniu się” mężczyznom, by nie być dla nich konkurencją ba rynku matrymonialnym i by nikt krzywdy nie zrobił. Nieraz może to być skutek tego, że organizm czuje, że nie powinien się na razie rozmnażać (np. z powodu choroby lub wrażenia niebezpieczeństwa na świecie), więc popęd seksualny kieruje na swoją płeć – takim sposobem człowiek uczy się na przyszłość umiejętności związkowo-romantycznych, a jednocześnie nie ryzykuje dzieckiem, które byłoby „niewypałem” i „stratą zasobów”.

    Zauważyłem też, że geje pojawiają się dość często u kobiet, które w czasie ciąży były nerwowe i zestresowane. Może to skutkować u dziecka wtłoczeniem informacji, że świat jest groźny, więc na razie należy się wstrzymać z rozrodem. Geje mają też dość często matki dość dominujące – może to powodować psychologiczną awersję do kobiet lub dziedziczeniem jakichś genów androgyniczności.

    Takie rzeczy mi przychodzą do głowy. Ale myślę, że androgynizacja i biseksualizacja społeczeństwa jest tu kluczem.

    Polubienie

    1. A wraz z upowszechnianiem się surogatek, in vitro, mieszania genów, sztucznych macic itd. homosiom i biseksom coraz łatwiej się będzie rozmnażać, więc efekt się tylko nasili.

      Polubienie

      1. Mi coś jeszcze chodzi po głowie. Okej, mamy allel, który u mężczyzn sprzyja pociągowi do innych mężczyzn. Pytanie jak to się objawi u kobiety. Zwiększonym pociągiem do mężczyzn? Analogiczne pytanie można postawić o allele powodujące skłonności homoseksualne u kobiet.

        Polubienie

        1. „Zwiększonym pociągiem do mężczyzn?”

          Też coś podobnego chodzi mi po głowie.

          No bo Skala Kinseya, jeżeli idzie o procentowy pociąg (np. 80% do kobiet i 20% do mężczyzn) jest skończona, ale mierzenie natężenia pociągu jest już w sumie nieskończone. No albo natężenie można uznać za kolejną oś w rodzaju seksualizm-aseksualizm. Ktoś tam ma obsesję na punkcie seksu (np. incele), a komu innemu seks powiewa. No i wraz z większym rozseksualizowaniem teoretycznie co do zasady powinien też rosnąć biseksualizm, bo jak kogoś podnieca nawet „pół pupy zza krzaka”, to ciężko mieć wąski gust seksualny.

          No ale powyższe allele powinny dawać jakieś widoczne zmiany u przodków. A czy matki gejów i ojcowie lesbijek są jakoś mocno rozseksualizowani? No nie wiem. Zauważyłem tylko, że u matek gejów jest nadreprezentacja neurotycznej emocjonalności. Czyli u tych matek allel gejostwa jest czymś w rodzaju rozstrzęsienia i uległości, które pchają ich do szukania jakiegoś bardzo męskiego faceta, który obroni i zdominuje (czasem kończy się to znalezieniem agresywnego zwyrola).
          Zaryzykowałbym stwierdzenie, że allel gejostwa u kobiet powoduje ten trend. U mężczyzn allel lesbijstwa powinien z kolei powodować szukanie bardzo uległych i kobiecych (np. wrażliwych) kobiet. Czyli ci mężczyźni i te kobiety mogą się nieraz „spiknąć”, bo chyba do siebie pasują.
          Z kolei rozemocjonowane kobiety muszą bronić się przed światem (bo przewrażliwienie ich krzywdzi), więc nieraz budują wokół siebie twardą, dominującą powłokę, by się bronić, ale ukrywany neurotyzm nieraz się wyjawia.
          No a jak dziecko odziedzicza allel gejostwa i lesbijstwa jednocześnie (no bo ma „superhetero” matkę i „superhetero” ojca) , to chyba wychodzi z tego biseksualny, chaotyczny, przeseksualizowany ktoś.

          No a jak dziecko dziedziczy allel gejostwa nie od neurotycznej matki, tylko od ojca, to ma ojca geja lub biseksualistę.

          Geje, których spotkałem, często mają dobre i bliskie (psiapsiółkowe) relacje ze swymi rozemocjonowanymi matkami, ale ojcowie dziwnie często to jakieś patusy, które się rozwiodły z ich matkami…
          To nie przypadek z mego życia (na szczęście mam fajnego tatę), ale widzę to często u innych. U mojej matki pasuje za to rozemocjonowanie i pociąg do silnych maczo-twardzieli. Czy w sumie nie jest to przypadek np. Biedronia? Bita matka przez ojca alkoholika.

          Polubienie

          1. Mam pomysł.
            Wspomniany „biseksualny, chaotyczny, przeseksualizowany ktoś” dobrze jest ukazany w „Kompleksie Portnoya” Rotha. Rozseksualizowany maminsynek o rozemoconowanej, nadopiekuńczej matce (wzbudzającej w nim poczucie winy) i z dominującym ojcem.

            PS
            Matki gejów są też często nadopiekuńcze przez rozemocjonowanie i strach przed światem.

            Polubienie

          2. To pod warunkiem że allele „lesbijstwa” i „gejostwa” to są różne allele. A jeżeli to ten sam allel? Decydujący o ukierunkowaniu pociągu płciowego? Wtedy odsetek kobiet i mężczyzn homoseksualnych powinien być z grubsza taki sam.

            A jeżeli to gen sprzężony z płcią (znajduje się na chromosomie X)? Wówczas kobiety homoseksualne byłyby znacząco mniej liczne niż mężczyźni.. Dlatego ustalenie faktycznej proporcji gejów i lesbijek w społeczeństwie jest takie ważne

            Polubienie

    2. Tymczasem nie tylko LGBT+ zaczynają nam się rozpychać. Dochodzą do tego osoby w spektrum autyzmu, które każą nam swoją przypadłość nazywać normą. Na marszach LGBT+, coraz częściej pojawiają się osoby z zespołem Aspergera z takimi flagami:

      Dość dziwnie też prezentują się związki pomiędzy spektrum autystycznym a homoseksualizmem. Więcej na ten temat można poczytać tu:

      https://terapiaspecjalna.pl/artykul/podwojnie-wykluczeni-osoby-lgbt-w-autystycznej-spolecznosci

      Polubienie

      1. Tęcza jest ogółem symbolem różnorodności.

        Jakieś spektrum autyzmu też może być ogółem opłacalne ewolucyjnie dla grupy. Zważ na to, że mamy w społeczeństwie coraz większą specjalizację zawodów. Autyzm może pomagać choćby tam, gdzie trzeba jakiejś ogromnej wiedzy zbieranej wręcz obsesyjnie. A to że daje też niedogodności nie jest takie ważne, bo ktoś inny te niedogodności może autystykowi rekompensować na rynku.
        Choćby Steve Nash dużo dał światu.

        A nie zauważyłem w sumie jakiegoś szczególnego związku między autyzmem a LGBT. Trochę nadreprezentacja tęczowych jest, ale trochę tylko. Taki Turing był homo, ale już Tesla miał romantyczną rekację z… gołębiem.
        Jeżeli natura daje autystykom jakieś szczególne cele, którym powinni się poświęcić (zamiast rodzinie i dzieciom), to prędzej powinna dawać autystykom aseksualność. I tu jakaś duża korelacja może być, bo jak ktoś ma obsesje, to mało mu zasobów zostaje na jakieś tam seksy i związki. Newton i Tesla to symbole wybitnych prawiczków.
        Chociaż homosiowość też jakiś tam sens ma, bo odpada tu posiadanie dzieci, więc zostaje więcej czasu na obsesje. Ale tak jak pisałem – bardziej racjonalny i nawet sensowny jest miks autyzmu z aseksualizmem. Sam mogę mieć miękkiego aspergera i widzę po sobie, że nieraz w pasji potrafię zapomnieć o jedzeniu, a tym bardziej o libido.

        Polubienie

        1. W aspergerze jest najczęściej nie tyle aseksualność, co brak instynktu macierzyńskiego. Facetów autystycznych też dzieci specjalnie nie obchodzą. Ich mózgi działają tak, że zakładanie i utrzymywanie rodziny oraz wychowywanie potomstwa uważają za jakąś totalną nudę. Problemem jest też straszna sztywność zainteresowań, monotematyczność, brak zdolności do przerzucania uwagi (multitasking) oraz niechęć do pracy zespołowej. Tylko skrajny indywidualizm i robienie wszystkiego na własnych zasadach. Często wyziera też rozdźwięk pomiędzy rozwojem emocjonalnym a intelektualnym. W środowiskach autystycznych znany jest pewien pan profesor z aspergerem, który emocjonalnie zatrzymał się rozwojowo na poziomie nastolatka i chyba więcej potencjału rozwojowego w nim nie ma. W sumie to nie wiadomo, jak z takim bywać, bo człowiek doznaje dysonansu. Najczęściej oczekuje się, że jak ktoś jest rozwinięty intelektualnie, to należy wymagać od niego, aby był również rozwinięty emocjonalnie. Co się tyczy genetyki- tu dziedziczenie jest widoczne, choć strasznie mętne i wielogenowe. Są też przypadki, co do których nie udaje się twierdzić żadnych prawidłowości genowych.

          Polubienie

    3. To jest bardzo interesujący problem, jak zmiany społeczne wpływają na poziom homoseksualizmu. Wyznawcy ideologii LGBT gorąco zapewniają, że z jednej strony homoseksualizm jest wrodzony, zaprogramowany na poziomie genetycznym (co obiektywnie wydaje się prawidłowe), z drugiej zaś, że jest „kwestią indywidualnego wyboru”. W zależności od tego co bardziej służy propagowaniu tej ideologii.

      Na pewno w ciągu ostatnich 2-3 pokoleń zwiększył się zasadniczo poziom akceptacji wobec osób dotkniętych tą przypadłością, zatem zwyczajnie przestali się oni z nią kryć i wizualnie poziom homoseksualizmu się zwiększył. Ale czy zwiększył się też realnie? Zmiany ewolucyjne, frekwencja alleli, nie zachodzą przecież aż tak szybko. Zresztą nadal przecież zasadnicza większość (męskich) homoseksualistów, wcale nie tęskni za posiadaniem biologicznego potomstwa, zatem zwiększenie poziomu akceptacji dla zachowań homoseksualnych, paradoksalnie powinno spowodować zmniejszenie frekwencji odpowiedzialnych za tą przypadłość alleli, a nie zwiększenie.

      Z drugiej jednak strony, mechanizmy opisane przez KacOlek w komentarzu powyżej, faktycznie mogą spowodować przesuniecie równowagi w drugą stronę, ale to raczej w dalszej (co najmniej 100-200 lat), przyszłości. W końcu nawet dzisiaj te technologie nie są jeszcze powszechnie dostępne, a sztucznych macic ciągle jeszcze nie ma (choć niewiele już brakuje).

      Wszytko zatem rozbija się o to, jakie cechy u potencjalnych partnerów rozrodczych będą przez kobiety preferowane teraz i w przyszłości.

      Polubienie

  9. W ogóle świetnym ukazaniem archetypu matki geja jest lady Jessica z Diuny. Aż dziw, że Paul gejem nie jest. Jak oglądałem film, to co chwila miałem skojarzenia z moją matką. Ale podobno syn Herberta był gejem, więc się behawioralnie wzorował chyba na swojej rodzinie przy pisaniu.
    No a może Paul nie odziedziczył tego allelu.

    No bo weźmy matkę Cristiano Ronaldo. Jest nadopiekuńcza i mówi mu, która kobieta jest dla niego dobra. Poza tym Ronaldo ma z nią bardzo bliską relację. Skrajnością zjebania jest tu matka Andersona Coopera, która proponowała mu, że… będzie surogatką dla jego dziecka. 😦
    Matki gejów przez swoją nadopiekuńczość i emocjonalność często za bardzo się przywiązują do dziecka.

    Masa jest przykładów. Jarek Kaczyński też miał bardzo bliską, wręcz „toksyczną” relację z matką.

    Polubienie

Dodaj komentarz