500 minus, minus, minus.

Pod koniec XVIII wieku angielski ekonomista Thomas Malthus odkrył i w jawny sposób sformułował prawo nazwane później jego nazwiskiem. W największym możliwym uproszczeniu, głosi ono, że ludzie, tak samo jak wszystkie inne zwierzęta, rozmnażają się proporcjonalnie do dostępnych sobie zasobów. Im więcej mają dóbr, tym więcej dzieci urodzą i wychowają.

Obserwacja ta może się wydawać trywialna i oczywista, ale prawo Malthusa, zwane też czasami „żelaznym prawem społecznym” ma bardzo rozległe konsekwencje, czasami bardzo trudne do intuicyjnego zrozumienia. Dla rozważań poruszanych w niniejszym eseju, najważniejszą z nich jest stabilny długoterminowo dobrobyt, czyli poziom zasobów przypadających na jednego członka społeczeństwa, mierzony, w pewnym uproszczeniu, PKB per capita. Ekonomiczny atraktor zwany też „pułapką maltuzjańską”. Niezależnie od tego, jak wiele dóbr wytworzy gospodarka, niezależnie od tego, jakie innowacje wprowadzi się w technologii, czy organizacji produkcji, zwiększona produktywność zawsze w końcu przełoży się na zwiększoną populację i dobrobyt pozostaje bez zmian. Jednak, co odkrył Malthus, wzrost demograficzny różni się zarówno tempem, jak i charakterystyką od wzrostu ekonomicznego. Ten pierwszy jest wykładniczy, ten drugi, w czasach Malthusa, liniowy. W rezultacie powstaje pewne, trwające 2-3 pokolenia, a jeżeli w tym czasie uda się podbić i skolonizować nowe tereny, nawet dłużej, opóźnienie, w trakcie którego dobrobyt może przejściowo wzrosnąć, co kolejne, sprowadzone znów do pułapki maltuzjańskiej pokolenia, wspominają jako swoisty „złoty wiek” dobrobytu. W czasach Malthusa ostatni, ponadstandardowo wydłużony przez kolonizację Ameryki i rozwój handlu światowego, z takich „złotych” okresów, wystąpił na przełomie XVII i XVIII wieku i kiedy Malthus pisał swoje „Prawo ludności” należał już do przeszłości. Żelazne prawo społeczne przewidywało więc na następne, XIX i XX stulecia, powszechną nędzę, głód, zarazy i wojny, zakończone regresem ekonomicznym, społecznym i w końcu także demograficznym, upadkiem państw i głęboką zapaścią cywilizacyjną, porównywalną z upadkiem cywilizacji antycznej w stuleciach IV-VII.

Jak wiemy z historii, tak się jednak nie stało. Zamiast upadku i katastrofy nastąpiła, bezprecedensowa w dotychczasowych dziejach ludzkości, prosperity. Tworząc model nazwany jego nazwiskiem, Malthus zignorował bowiem dwa jego istotne ograniczenia. Pierwsze z nich to niejawne założenie, że wraz ze wzrostem PKB, zaludnienie może rosnąć nieograniczenie. Tymczasem, jak wykazał to dwa pokolenia po Malthusie belgijski matematyk Pierre Verhulst, istnieje taka graniczna wielkość zagęszczenia populacji, przy której włącza się konkurencja o zasoby. Poszczególne osobniki coraz więcej zasobów poświęcać muszą na konkurencję, czy, łagodniej określając, na wzajemne relacje, a coraz mniej na rozmnażanie. Po uwzględnieniu tego efektu, maltuzjanizm płynnie przechodzi w okres zwany niezbyt ściśle i myląco rewolucją przemysłową. W jej czasie, populacja wraz ze wzrostem PKB, nadal, co prawda, rośnie, ale nie liniowo, wprost proporcjonalnie, jak u Malthusa. Jak się można, po rozwiązaniu stosownych równań, przekonać, wzrost ten jest proporcjonalny do pierwiastka kwadratowego ze wzrostu PKB. Czterokrotny wzrost produkcji oznacza dwukrotny wzrost populacji, Wzrost dziewięciokrotny – potrojenie populacji. W konsekwencji dobrobyt, PKB per capita, zaczyna wzrastać ponad naturalny „maltuzjański” poziom i społeczeństwo opuszcza pułapkę maltuzjańską.

Rewolucja industrialna, po spełnieniu pewnych dodatkowych warunków, staje się samonapędzającym się mechanizmem. W bogatszym społeczeństwie kapitał jest bardziej dostępny i tym samym jego reinwestycja w dalszy wzrost gospodarczy jest znacznie łatwiejsza. O ile oczywiście tylko jakość instytucji państwowych, na co zwracał uwagę już współczesny Malthusowi Adam Smith, jest wystarczająco wysoka. O ile istnieje prawo własności i przynajmniej jako tako działające sądownictwo. W maltuzjanizmie jakość władzy nie ma większego wpływu na poziom życia obywateli, ale inaczej jest w erze industrialnej, w której kraje rządzone lepiej rozwijają się też szybciej, niż kraje rządzone gorzej. U schyłku XVIII wieku w Anglii i Japonii – dwóch wyspiarskich krajach położonych na dwóch przeciwległych krańcach Eurazji, zostały spełnione wszystkie niezbędne do rozpoczęcia rewolucji przemysłowej warunki demograficzne i społeczne. I w Anglii faktycznie do niej doszło, natomiast Japonia przez kolejne prawie sto lat tkwiła w stagnacji. Miała znacznie gorsze od angielskich instytucje prawne i ustrojowe, i, dopóki ich, w wyniku tzw. rewolucji Meiji, nie zmieniła, rozwijać się dalej nie mogła.

Rewolucja industrialna jest więc, w porównaniu z poprzedzającym ją maltuzjanizmem, okresem bardzo dynamicznym i burzliwym, ale też stosunkowo krótkim. W krajach, które weszły w nią jako pierwsze, trwała nie dłużej niż sto lat i zakończyła się tzw. przejściem demograficznym. O ile w maltuzjanizmie przyrost naturalny jest wprost proporcjonalny do wzrostu gospodarczego, w erze industrialnej jest równy pierwiastkowi kwadratowemu z tego wzrostu, o tyle w momencie przejścia demograficznego spada w okolice zera i żadne dalsze zmiany ekonomiczne nie mają już na niego wpływu.

Mechanizm przejścia demograficznego wynika z naturalnych fizjologicznych ograniczeń ludzkiego gatunku. Wzrost dobrobytu zarówno, jak chciał Malthus, zwiększa rozrodczość, jak i wydłuża średnią długość życia, ale przecież nie w nieskończoność. Bez względu na poziom dobrobytu, żadna kobieta nie jest w stanie urodzić w ciągu życia więcej niż kilkanaścioro dzieci, a nawet najbogatsi miliarderzy z reguły nie dożywają setki. Kiedy poziom zasobów per capita przekroczy więc pewną graniczną wartość, liczba ludności w danym kraju stabilizuje się, a rewolucja przemysłowa dobiega tym samym końca.

Ów docelowy, niezależny od wielkości zasobów, poziom zaludnienia jakiegoś obszaru dany jest wzorem.

K=(r-m)/c

W którym r jest naturalnym, maksymalnym poziomem rozrodczości, jaki by istniał, gdyby zasoby były po pierwsze nieograniczone, po drugie zaś, przy braku oddziaływań międzyosobniczych, przeznaczone były by wyłącznie na rodzenie i wychowywanie dzieci, a m naturalnym minimalnym wskaźnikiem śmiertelności Homo sapiens. Różnica tych dwóch wartości, czyli tzw. współczynnik rozrodczości netto, w dzisiejszym świecie równa się średnio 2,4%, co niewiele się różni od oszacowanej ponad 200 lat temu przez Malthusa w jego eseju wartości 2,8%

Współczynnik c to stała konkurencji. Ma ona wymiar powierzchni/osobę i odzwierciedla „przekrój czynny” poszczególnych osobników. Wejdą oni ze sobą w interakcję, jeżeli pole c jednego z nich zajdzie na pole drugiego. Stała ta zależy przede wszystkim od warunków klimatycznych i geograficznych. Kraje pustynne, lub położone w strefie polarnej, mają stałą c bardzo wysoką. Kraje o umiarkowanym klimacie i obfitej wegetacji, stosunkowo niską. Ale konkurencja zależy nie tylko od klimatu i geografii, ale również od rodzaju instytucji prawnych i ustrojowych w danym kraju. I zmienia się wraz ze zmianą instytucji, czasami w sposób znaczny. Taki, stosunkowo niewielki, spadek stałej konkurencji w połowie lat 80 XX wieku, odkrył niżej podpisany w USA i Kanadzie. Były jednak zmiany i na większa skalę.

Po upadku komunizmu, w wielu krajach, w których był on szczególnie głęboko zakorzeniony, doszło do spadku zaludnienia. Tak było w Rosji, na Ukrainie, na Węgrzech, czy w Bułgarii. Doszukiwano się wielu przyczyn tego zjawiska, podczas gdy rozwiązanie jest bardzo proste. W komunizmie, gdzie wszyscy mają mniej więcej po równo, nie opłaca się inwestować w jakość potomstwa, bo jeżeli nawet będzie ono zdolniejsze, pracowitsze i oszczędniejsze od reszty, to i tak państwo mu wypracowaną nadwyżkę zabierze. Opłaca się za to mieć więcej dzieci niż sąsiad, bo przy „równym podziale” w sumie potomstwo to dostanie więcej niż potomstwo sąsiada. Dlatego stała konkurencji jest w komunizmie niższa i jej powiększenie po komunizmu porzuceniu pociąga za sobą spadek zaludnienia. Działa to też w drugą stronę. Można ostrożnie przyjąć, że zmiany stałej konkurencji w danym kraju są skorelowane ze zmianami jego IEF (index of economic freedom), chociaż zaznaczyć trzeba, że ten związek jest stosunkowo słaby. Potrzeba naprawdę dużej zmiany IEF, aby stała c zmieniła się w zauważalny sposób. W Polsce akurat nawet przejście z PRL do III RP stałą konkurencji nie zachwiało. Ewentualny powrót w drugą stronę też by zatem raczej jej nie zmienił.

W kraju w którym zaszło już przejście demograficzne, takim jak Polska, liczba ludności jest więc, pomijając jakieś przypadkowe fluktuacje, stała. W szczególności nie zależy ona od poziomu dobrobytu. Nie wszyscy jednak ten stan rzeczy chcą przyjąć do wiadomości.

Istnieją bowiem środowiska, dla których ów demograficzny atraktor jest nieodpowiedni. Część z nich chciałaby Polski znacznie bardziej od obecnej zaludnionej. Niestety jest to część, której polityczną emanacją jest partia PIS, obecnie w Polsce sprawująca władzę. Jej zwolennicy nie wyszli nigdy intelektualnie poza najprostszy model maltuzjański, przyczyn stagnacji demograficznej upatrują zatem właśnie w maltuzjanizmie. Polacy, wg nich, nie chcą się rozmnażać, ponieważ są …za biedni i brakuje im niezbędnych do tego celu zasobów. Zupełnie inaczej było w latach 50, kiedy przyrost naturalny w Polsce był olbrzymi. Wtedy przecież żadnych środków nie brakowało i młode małżeństwa mogły na ten przykład przebierać dowolnie w ofercie mieszkaniowej.

Niewiele myśląc, myślenie bowiem i analizowania czegokolwiek jest typowe dla liberałów, zwolenników wolnego rynku, własności prywatnej i innego podobnego lewactwa, PIS, jak to u konserwatywnej prawicy jest we zwyczaju, postanowił obrabować Polaków bardziej oszczędnych, zdolnych i pracowitych i uzyskane w ten sposób środki wypłacić w postaci zasiłków leniom, rozrzutnikom i tępakom. Kryterium wypłacania owych zasiłków uczynił zaś PIS …liczbę posiadanych dzieci. Więcej dzieci = więcej pieniędzy.

W świetle jednak mechanizmów cywilizacyjnych, opisanych wyżej, program 500+, bo o nim właśnie piszemy, równoważność „więcej pieniędzy = więcej dzieci”, nie zachodzi. Zaludnienie Polski, która przejście demograficzne już dawno ma za sobą, nawet nie drgnie. Nie oznacza to oczywiście, że w ogóle nic się nie stanie. Krótkoterminowo, te pary, które i tak były już na urodzenie dziecka zdecydowane, pod wpływem tego bodźca, przyśpieszą swoją decyzję. Nastąpi, a właściwie już nastąpił, krótkotrwały wzrost liczby urodzeń, kosztem jednak kompensującego ten efekt spadku urodzeń w latach późniejszych. W rezultacie powstanie rocznikowa „górka”, która potem będzie miała zwiększone problemy przy rekrutacji w przedszkolu, szkole i na studiach. Za górką zaś powstanie, będący jej negatywowym odbiciem, – dołek. Te skutki krótkoterminowe nie będą może specjalnie spektakularne, ale przecież będą i skutki długoterminowe.

Jak już wspomniano, szeregowi apologeci władzy i programu 500+, nie zdają sobie z faktycznych mechanizmów ekonomicznych i demograficznych, sprawy, ale przecież nie dotyczy to pisowskich decydentów, którzy o całkowitej, w realizacji deklarowanych celów, bezskuteczności swojego sztandarowego programu, doskonale wiedzą. Gdyby rzeczywiście uważali, że Polaków powinno być więcej, to przede wszystkim staraliby się powiększyć „biologiczny” poziom rozrodczości r. Jak wynika z modelu, to działanie, choćby poprzez popieranie i propagowanie technologii „in vitro”, faktycznie, realnie zaludnienie Polski by zwiększyło. Jednak akurat tego PIS nie robi i „in vitro” pryncypialnie zwalcza.

Powstaje zatem pytanie. Po co w ogóle to niesłychanie dla kraju kosztowne przedsięwzięcie pisowscy decydenci podjęli? Wielu publicystów, nawet skrajnie PISowi nieprzychylnych, głosi że głównym tego powodem była chęć skorumpowania biedniejszej części elektoratu i skłonienia jej do popierania PISu właśnie. Na pierwszy rzut oka to wyjaśnienie brzmi wiarygodne, ale na rzut drugi przestaje pasować. Gdyby istotnie korupcja była tu jedynym, albo chociaż głównym motywem, 500+ wdrażano by na około rok przed kolejnymi wyborami, żeby targetowi beneficjenci mieli czas się nacieszyć, ale nie mieli czasu, żeby zapomnieć, komu tą radość zawdzięczają. Tymczasem PIS wprowadziło masową alimentację praktycznie natychmiast po wyborach poprzednich, czyli zależało im na tym, żeby oddziaływała ona na społeczeństwo jak najdłużej.

Czyli PIS musiało mieć na oku skutki długoterminowe, które muszą być tak ważne, że poświecono na ich rzecz nawet większość efektu korupcyjnego.

Nie odkryjemy Ameryki, jeżeli stwierdzimy, że w długoterminowej perspektywie, największe zmiany przyniesie ten program wśród nizin społecznych. Osoby, które bez zasiłku, miałyby szansę na podjęcie jakiejś uczciwej pracy i wzięcie tym samym za siebie odpowiedzialności, teraz zostały z tego zwolnione. Jakaś ich część, domagając się „godnego” (czyli wygodnego) życia na cudzy koszt, właśnie swój życiowy cel zrealizowała. PIS niewiele z tego będzie miało, bo indywidua tego rodzaju i tak stanowią podstawę jego wyborców, ale kurczący się do tej pory systematycznie obszar tzw. „patologii” znacząco się w Polsce rozszerzy. Zmieni się struktura społeczna w Polsce. Ubędzie ludzi zdolnych pracowitych i oszczędnych. Ich miejsce zajmą miłośnicy „czy się stoi czy się leży”, a także znęceni oferowaną im przez PIS „dżizją” islamscy migranci, którzy wcześniej, z braku podobnych zasiłków, Polskę szerokim łukiem omijali.

Spadnie wzrost gospodarczy, a wzrośnie, a przynajmniej nie zmaleje o tyle ile by mogła, przestępczość. Polski rozwój zwolni i szanse na doszlusowanie do najbardziej rozwiniętych i cywilizowanych krajów na świecie ponownie, jak to już było w czasach PRL, zmaleją, a przecież odwrócenie wszystkich zmian, które zaszły w Polsce po 1989 roku jest głównym strategicznym, nigdy nie ukrywanym, i jawnie głoszonym, celem PIS.

PIS jest, co do czego nie można mieć już najmniejszych wątpliwości, najgorszym rządem w Polsce od czasów Gierka. A ze wszystkich pisowskich fatalnych posunięć, jak zakaz nabywania ziemi przez Polaków, likwidacja aptek, czy zakaz robienia zakupów w niedzielę, 500+ jest posunięciem bez wątpienia najgorszym i najbardziej dla Polski kosztownym. Kosztownym nie tylko w sensie finansowym, choć i to są koszty dla budżetu ogromne, ale także politycznym. Żadna następna władza, nawet bardzo prawicowa, nie ośmieli się go zlikwidować i jego fatalne skutki będą przechodzić na kolejne lata i dziesięciolecia.

Ale i to nie jest jeszcze najgorsze.

Otóż uzasadniając ten program kwestiami demograficznymi, PIS tym samym uzurpowało sobie prawo do ustalenia jaka liczebność Polaków jest właściwa. Potraktowali nas jak bydło, trzodę, używając pisowskiego języka, swój „zasób”, którego wielkość właściciel może sobie dowolnie regulować. Akurat PIS uważa, że Polaków jest zbyt mało.  Ale PIS to nie jedyne środowisko, któremu polski atraktor demograficzny nie odpowiada. Istnieją też tacy, rojący o rzekomym „przeludnieniu”, dla których Polaków jest z kolei …zbyt dużo. I PIS właśnie stworzył im wspaniały precedens do podjęcia prób regulacji polskiej populacji w przeciwną stronę. No bo skoro Polacy to tylko trzoda i zasób, to dlaczego jego właściciel, w pisowskim języku „suweren”, miałby być akurat w tej materii ograniczany? Skoro w Chinach mogła istnieć „polityka jednego dziecka”, to dlaczego nie w Polsce? Jeżeli w przyszłości Polska wpadnie w szpony jakichś razemitów, czy innych „przeludnieniowców” i podobna polityka zostanie wprowadzona, to znaczna część winy za ten stan rzeczy spadnie na PIS.

Niewykluczone zresztą, że i samo PIS pomyśli o takich rozwiązaniach, jeżeli tylko dojdzie do wniosku, że mu to pomoże utrzymać się przy władzy. Jest to jednak mało prawdopodobne, bo w PRL żadnej „walki z przeludnieniem” jednak nie prowadzono. Była jednak wtedy dostępna aborcja na życzenie i to z kolei może PIS spróbować kiedyś odtworzyć.

19 myśli na temat “500 minus, minus, minus.

  1. 500+ jest tyle PiS- owskie co niemal identyczne co do zasady programy we Francji, Niemczech czy Rosji. Słuszne czy nie to inna sprawa. Ale w żaden sposób żadna wyjątkowość.

    „Potraktowali nas jak bydło, trzodę, używając pisowskiego języka, swój „zasób”, którego wielkość właściciel może sobie dowolnie regulować.”

    No patrz pan, a jakoś podobna hodowla trzody we Francji od kilku dekad pozostaje przez Pilastra nie zauważona.

    Polubienie

    1. „500+ jest tyle PiS- owskie co niemal identyczne co do zasady programy we Francji, Niemczech czy Rosji.”

      I do czego one doprowadziły we Francji Niemczech i Rosji? Jaki jest przykładowo odsetek islamistów w tych krajach a jaki (był przed wprowadzeniem 500+) w Polsce?

      Poza tym, u PIS, często jest tak, że coś co wygląda i nazywa się podobnie jak w innych krajach, w istocie jest czymś zupełnie innym. Wiele krajów w UE np wprowadziło przeróżne utrudnienia w nabywaniu ziemi przez obcokrajowców. PIS natomiast zabronił nabywania ziemie …Polakom. 😦

      „jakoś podobna hodowla trzody we Francji od kilku dekad pozostaje przez Pilastra nie zauważona.”

      Może dlatego, ze pilaster nie jest Francuzem.

      Polubienie

  2. Nie byłbym takim pesymistą, jeśli chodzi o nieusuwalność 500+. Primo – rozdęta struktura wydatków spinająca się tylko w okresie dobrej koniunktury musi się zawalić w czasie bądź jakiego kryzysu. Jak nie będzie na 500+ to i nie będzie 500+. Secundo – inflacja to stale zżera. Wystarczy poczekać, a efekty tego programu staną się zaniedbywalne.

    Polubienie

    1. „Jak nie będzie na 500+ to i nie będzie 500+”

      I będą islamiści podpalający samochody i plądrujący sklepy – jak we Francji Hokurna

      Obetną na innych wydatkach, a na socjal musi być.

      „Secundo – inflacja to stale zżera. Wystarczy poczekać, a efekty tego programu staną się zaniedbywalne.”

      Inflacja, zwłaszcza wysoka, też jest szkodliwa.

      Polubienie

  3. „I będą islamiści podpalający samochody i plądrujący sklepy – jak we Francji Hokurna
    Obetną na innych wydatkach, a na socjal musi być”

    Szybciej budżet padnie, nim do Polski przyjedzie większa liczba islamistów. 500+ w porównaniu do zachodnich socjali nie jest szczególnie imponujące.

    „Inflacja, zwłaszcza wysoka, też jest szkodliwa.”
    W zdrowej gospodarce inflacja jest niska, ale jest. A w końcu największa siła we wszechświecie to siła procentu składanego.

    Polubienie

  4. „Po upadku komunizmu, w wielu krajach, w których był on szczególnie głęboko zakorzeniony, doszło do spadku zaludnienia. Tak było w Rosji, na Ukrainie, na Węgrzech, czy w Bułgarii. Doszukiwano się wielu przyczyn tego zjawiska, podczas gdy rozwiązanie jest bardzo proste.”

    Rozwiązanie podane przez Pilastra jest absurdalne. Dlatego że spadek liczby ludności w byłym ZSRR dotyczył tylko części krajów powstałych na jego gruzach. Konkretnie krajów chrześcijańskich. Kraje zdominowane przez muzułmanów: Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Tadżykistan, Kirgistan i Azerbejdżan – praktycznie bez wyjątku doświadczyły od 1991 r. wzrostu liczby ludności. Zauważalnie wzrosła także liczba ludności muzułmańskich regionów Rosji: Czeczenii, Inguszetii, Dagestanu czy Tatarstanu i to pomimo krwawej wojny w Czeczenii i dużej emigracji ich mieszkańców – przez samą Polskę od końca lat 90-tych przewinęło się ok. 80 tyś. uchodźców z Czeczenii. Oczywiste jest więc, że działał tu imperatyw kulturowy, a nie ekonomiczny: muzułmanie zostali znacznie mniej zlaicyzowani w czasach sowieckich niż inne grupy wyznaniowe, więc zachowali konserwatywny model wielodzietnej rodziny.

    Ta prawidłowość dotyczy nie tylko wyznawców Islamu. W Izraelu ultra-ortodoksyjni żydzi też mają o wiele więcej dzieci niż świeccy, lub umiarkowanie religijnie Izraelczycy. Od momentu postania Izraela w 1948 r. liczebność ultraortodoksów wzrosła z zaledwie ok. 30 tys. do ponad 750 tyś. obecnie – prawie wyłącznie w wyniku przyrostu naturalnego. W USA liczebność Amiszów wzrosła w ciągu minionych 100 lat z niespełna 5 tyś. do 330 tyś. – też praktycznie wyłącznie w wyniku przyrostu naturalnego, bo aż do niedawna nie można było dokonać konwersji na ich wyznanie, a dodatkowo w każdym pokoleniu ok. 12% młodych ludzi porzucało wiarę rodziców.

    Polubienie

    1. „Rozwiązanie podane przez Pilastra jest absurdalne.”

      Oto słowo Pańskie 🙂

      „spadek liczby ludności w byłym ZSRR dotyczył tylko części krajów powstałych na jego gruzach. Konkretnie krajów chrześcijańskich.”

      No i co z tego? Te kraje były już na krzywej dobrobytu po przejściu demograficznym. A kraje muzułmańskie, bardziej zacofane, jeszcze nie.

      Polubienie

  5. „No i co z tego”

    No i to z tego że wyciągać wnioski dla wszystkich krajów postkomunistycznych z tej przesłanki że w NIEKTÓRYCH nastąpiła depopulacja może tylko kompletny dureń.

    „Te kraje były już na krzywej dobrobytu po przejściu demograficznym. A kraje muzułmańskie, bardziej zacofane, jeszcze nie.”

    Naprawdę warto zrobić research, zanim się palnie jakąś głupotę – taką jak powyżej. Azerbejdżan w chwili upadku ZSRR z pewnością nie był zacofany względem np. Armenii,przeciwnie – był od niej wyraźnie bogatszy i obecnie też jest. Ale to w Armenii nastąpiła zapaść demograficzna, a w Azerbejdżanie liczba ludność wzrosła. Z kolei np. Kazachstan w chwili uzyskania niepodległości był z grubsza na poziomie Ukrainy (obecnie jest znacznie bogatszy), a liczba ludności jest tam większa niż w 1991 r. A Tatarstan to jeden z najlepiej rozwiniętych gospodarczo regionów Rosji.

    Ja naprawdę nie rozumiem jak można pisać teksty uchodzące za poważne analizy ekonomiczne i nie znać podstawowych informacji o gospodarce i populacji przywoływanych krajów. Czy autor bloga uważa swoich czytelników za tak głupich że nie zauważą tak rażących błędów?

    Polubienie

    1. „wyciągać wnioski dla wszystkich krajów postkomunistycznych”

      A kto wyciąga wnioski dla WSZYSTKICH krajów postkomunistycznych? Depopulacja nie nastąpiła we WSZYSTKICH. Tylko w niektórych. W tych, które spełniały łącznie dwa warunki
      1. Komunizm był tam szczególnie opresyjny
      2. Tamtejsze społeczeństwa przeszły już przez etap przejścia demograficznego.

      W Rosji, Armenii i na Ukrainie społeczeństwo spełniało warunki 1,2, a w Kazachstanie i Azerbejdżanie tylko 1. A w Polsce, na ten przykład, spełniony był warunek 2, ale nie 1.

      „Azerbejdżan w chwili upadku ZSRR z pewnością nie był zacofany względem np. Armenii,przeciwnie – był od niej wyraźnie bogatszy”

      A Gwinea Równikowa jest znacznie bogatsza od Belgii, zatem jest też od niej bardziej cywilizowana.

      Tako objawia Wujek Bronek w nieomylności swojej zatem to prawda. 🙂

      Polubienie

  6. „Tamtejsze społeczeństwa przeszły już przez etap przejścia demograficznego.”

    Kazachstan, Azerbejdżan i Tatarstan jak najbardziej przeszły już przez przejście demograficzne w chwili upadku ZSRR. Stopa urodzeń była tam na podobnym poziomie co np. w USA. Wystarczająca żeby zapewnić umiarkowany wzrost populacji.

    „A Gwinea Równikowa jest znacznie bogatsza od Belgii, zatem jest też od niej bardziej cywilizowana.”

    Lol, co za brednie, i to w dodatku przypisane mi. Dla twojej wiadomości, PKB per capita Gwinei Równikowej NIGDY nie przekroczył ani dorównał poziomowi belgijskiego:

    Azerbejdżan był w chwili uzyskania niepodległości znacznie bardziej uprzemysłowiony niż rolnicza Armenia.

    W ogóle to za absurdalnością argumentu o tym że za spadek liczby urodzeń odpowiada jakiś mityczny „wzrost konkurencji” przemawia istnienie w krajach rozwiniętych ultra-konserwatywnych społeczności które przyrost naturalny mają bardzo duży. Jakoś uparcie odmawiasz wyjaśnienia czemu ortodoksyjni żydzi, fundamentalistyczne sekty chrześcijańskie w rodzaju Amiszów i Mennonitów mają kilka razy większą stopą urodzeń niż społeczeństwa w których żyją.

    Dlatego najbardziej prawdopodobne przyczyny spadku liczby urodzeń na świecie w XX w. to:

    1. Upadek konserwatywnego modelu wielodzietnej i wielopokoleniowej rodziny (spowodowany urbanizacją, laicyzacją i atomizacją społeczną).
    2. Rozwój systemów ubezpieczeń społecznych.
    3. Skuteczna i masowo dostępna antykoncepcja.

    Polubienie

    1. „czemu ortodoksyjni żydzi, fundamentalistyczne sekty chrześcijańskie w rodzaju Amiszów i Mennonitów mają kilka razy większą stopą urodzeń niż społeczeństwa w których żyją.”

      Przecież pisał o tym pilaster wielokrotnie. Grupy te żyją poza współczesnym społeczeństwem (post – industrialnym) w swoistym neo – maltuzjanizmie. Mogą tak robić tylko dlatego, że żyją one pomiędzy społeczeństwami znacznie bardziej zaawansowanymi i w pewnym sensie na ich koszt – co bardzo dobrze widać w Izraelu, w którym ortodoksi stają się coraz bardziej znienawidzeni a ich przywileje coraz śmielej kontestowane.

      „Azerbejdżan był w chwili uzyskania niepodległości znacznie bardziej uprzemysłowiony niż rolnicza Armenia.”

      A oprócz tego miał niższą średnią wysokość nad poziomem morza. I język miał inny niż Armenia. I pewnie wiele innych różnic tez można znaleźć.

      Ale decydujące było to, że w Armenii już zaszło przejście demograficzne, a w Azerbejdżanie jeszcze nie – to społeczeństwo było bardziej zacofane.

      Polubienie

  7. „Grupy te żyją poza współczesnym społeczeństwem (post – industrialnym) w swoistym neo – maltuzjanizmie. Mogą tak robić tylko dlatego, że żyją one pomiędzy społeczeństwami znacznie bardziej zaawansowanymi i w pewnym sensie na ich koszt”

    1. Żyją na tym samym terytorium
    2. Są elementami tej samej gospodarki

    Więc jak można bredzić, że nie są jego częścią? Różnica polega na motywacji: ortodoksyjny żyd, muzułmanin lub Amisz przeznacza znacznie większą część swoich zasobów na utrzymanie swojej licznej rodziny niż na konsumpcję w porównaniu do człowieka niereligijnego, bo ma taki psychiczny imperatyw. Mityczny „poziom konkurencji” nie ma z tym nic wspólnego. Można się zatem spodziewać, że w nieodległej przyszłości, gdy z powodu postępującej automatyzacji skurczy się liczba miejsc pracy i modne staną się programy w stylu „dochodu bezwarunkowego”, liczebność tych społeczności będzie rosnąć w lawinowym tempie.

    „Ale decydujące było to, że w Armenii już zaszło przejście demograficzne, a w Azerbejdżanie jeszcze nie”

    A nie zaszło bo co – bo miał większy przyrost naturalny? Na tej samej zasadzie można nawet USA określić jako kraj zacofany, bo liczba ludności wzrosła tam w latach 1991-2017 z 253 do 325 milionów – czyli o 29% 🙂

    Fakt, że w bogatszym Azerbejdżanie liczba ludności wzrosła, a biedniejszej Armenii spadła, albo że wzrosła w porównywalnym z Ukrainą Kazachstanie, świadczy po prostu że twój model jest do bani, a twoje stwierdzenia są bezwartościowe poznawczo.

    Polubienie

    1. „1. Żyją na tym samym terytorium”

      W sensie przestrzennym. Ale zajmują odmienne nisze ekologiczne.

      „2. Są elementami tej samej gospodarki”

      Nic podobnego. Nie są. Ani nie produkują (no, Amisze coś tam produkują, ale nieznaczny odsetek PKB), ani nie konsumują.

      „w nieodległej przyszłości, gdy z powodu postępującej automatyzacji skurczy się liczba miejsc pracy”

      W nieodległej przyszłości nastąpi ostry deficyt pracowników. Produkt będzie nadal rósł, a liczba pracowników już nie. Brak pracowników stanie się podstawową barierą wzrostu.

      „można nawet USA określić jako kraj zacofany, bo liczba ludności wzrosła tam w latach 1991-2017 z 253 do 325 milionów”

      Do 328 milionów

      Owszem, społeczeństwo amerykańskie jest demograficznie zacofane w stosunku do społeczeństw np. zachodnioeuropejskich i ciągle jeszcze jest w fazie industrialnej. To, że równocześnie jest znacznie bogatsze i ma znacznie większą wydajność, zawdzięcza znacznie lepszej jakości instytucji prawnych i ustrojowych. Amerykanie są daleko jeszcze od wypełnienia swojego środowiska. Liczba ludności USA ustabilizuje się dopiero po przekroczeniu 500 milionów.

      Polubienie

  8. „Nie są. Ani nie produkują (no, Amisze coś tam produkują, ale nieznaczny odsetek PKB), ani nie konsumują.”
    Czyli nic nie jedzą i mieszkają w szałasach? 🙂 A to za co sobie kupili?

    „W nieodległej przyszłości nastąpi ostry deficyt pracowników. Produkt będzie nadal rósł, a liczba pracowników już nie. Brak pracowników stanie się podstawową barierą wzrostu.”

    Tak, tak, a Nowy Jork już dawno utonął pod zwałami końskiego nawozu. 🙂

    „Owszem, społeczeństwo amerykańskie jest demograficznie zacofane (…) równocześnie jest znacznie bogatsze i ma znacznie większą wydajność”

    Czyli jeden z najwyżej rozwiniętych krajów świata jest „demograficznie zacofany” tylko dlatego że zaprzecza twojej tezie, że populacja kraju wysoko-rozwiniętego musi pozostawać w stagnacji? ROTFL!

    „w stosunku do społeczeństw np. zachodnioeuropejskich”

    KTÓRYCH krajów europejskich – bo np. populacja Norwegii w latach 1991-2017 też wzrosła – z 4,2 do 5,2 milionów ludzi (czyli o 20%). Populacja Szwecji z 8,6 do 10 milionów (17%), populacja Francji z 58,5 do 67,1 milionów (15%), Szwajcarii z 6,8 do 8,4 (24%), Irlandii z 3,5 do 4,7 milionów (35%). Te kraje też są „zacofane demograficznie”, bo odnotowały umiarkowany wzrost liczby ludności od 1991 r.?!

    Kolejny się ośmieszyłeś nieznajomością podstawowych danych statystycznych.

    Polubienie

    1. „populacja Norwegii w latach 1991-2017 też wzrosła”

      A ile w tym czasie wzrósł norweski PKB? No właśnie…

      Gdyby Norwegia nadal znajdowała się w fazie industrialnej jej populacja powinna wzrosnąć o ok 35%. Wzrosła znacząco mniej, czyli faz industrialna w Norwegii już się skończyła.

      Zresztą to jest stosunkowo krótki okres. W latach 1977-2017 ludność Norwegii powinna wzrosnąć o 65%, a wzrosła tylko o 30%

      Polubienie

  9. „Gdyby Norwegia nadal znajdowała się w fazie industrialnej jej populacja powinna wzrosnąć o ok 35%. ”

    Populacja Irlandii wzrosła w latach 1991-2017 o 35%, a jej PKB rósł w tym czasie najszybciej w całej Europie. Szach mat. 🙂

    Poza tym, nie chodzi tu o ile procentowo populacja krajów Zachodniej Europy, ale że w ogóle wzrosła – co przecież wg. ciebie ponoć nie ma prawa mieć miejsca w krajach które przeszły przejście demograficzne. Wniosek? Twoje „modele matematyczne” to lipa. 🙂

    „W latach 1977-2017”

    Nie mówimy o latach 1977-2017.

    Polubienie

    1. Populacja Irlandii wzrosła w latach 1991-2017 o 35%, a jej PKB rósł w tym czasie najszybciej w całej Europie.

      No właśnie. A gdyby fantasmagorie wujka miały choćby pozór prawdy, to populacja Irlandii powinna wzrosnąć w tym czasie o 84%. Różnica jeszcze większa niż w przypadku Norwegii

      „nie chodzi tu o ile procentowo populacja krajów Zachodniej Europy, ale że w ogóle wzrosła”

      Wzrosła znacznie mniej niż by w populacji industrialnej powinna. Przejście demograficzne już się dokonało.

      A w USA (jeszcze ?) nie.

      „Nie mówimy o latach 1977-2017.”

      Nie mówicie bo wam to nie pasuje do ideologii. Niemniej im dłuższy okres czasu tym mniejszy wpływ mają jakieś przejściowe fluktuacje.

      Polubienie

  10. Kiedy pilaster przyzna, że rząd PiS radzi sobie z gospodarką w zbliżony sposób jak rządy PO? Czyli całkiem nieźle – osiągając 5,1% wzrostu, a to nadal utrzymuje nas w czołówce „krajów o podobnej sytuacji geograficzno-polityczno-ekonomiczno-politycznej”. Kiedy zobaczymy artykuł „Kaczorze, nie musisz!”? Aha, i czemu odciąłeś linki od artykułu „Tusku, nie musisz” na swojej stronie? On ciągle tam jest:)

    Polubienie

    1. „Kiedy pilaster przyzna, że rząd PiS radzi sobie z gospodarką w zbliżony sposób jak rządy PO?”

      Wtedy, kiedy PIS będzie sobie radzić z gospodarką w zbliżony sposób jak rządy PO.

      „Czyli całkiem nieźle”

      Może kiedyś. Obecnie jest źle, choć nie aż tak źle jak się obawiał pilaster. Niemniej jednak źle.

      „osiągając 5,1% wzrostu,”

      nie osiągając tyle. W latach 2015-2018 średnio Polska osiągnęła 4,2% wzrostu PKB per capita. W tym samym czasie:

      Bułgaria – 4,48%
      Litwa – 4,48%
      Mołdawia – 5,2%
      Rumunia – 5,62%
      Irlandia – 5,2%

      Jak widać nie są to żadne mecyje

      A poza tym PKB per capita to nie jedyny parametr służący do oceny

      Opublikowano nowy ranking wolności gospodarczej IEF.

      Polska, jak to zawsze w czasach pisowskiej okupacji, znów zjechała w nim w dół. Z 68,5 na 67,8 pkt. Nie wydaje się to dużo, jest to jednak ruch w dół (zawsze w dół). W latach 2007-2015 ruch był wyłącznie w górę.

      Poza tym najgorsze widać, kiedy zbadamy poszczególne składowe wskaźnika. Od początków pisowskiej okupacji wolność od korupcji spadła o …10 pkt (słownie dziesięć), a sprawność sądownictwa o …14 (słownie czternaście)

      Rządy PIS są zatem zdecydowanie gorsze niż rządy PO

      QED

      Polubienie

Dodaj komentarz