Gry wojenne 1939 v.2.0

Oba Rządy oświadczają, że jest ich zamiarem porozumiewać się
bezpośrednio we wszelkiego rodzaju zagadnieniach, […]
W żadnym jednak wypadku nie będą się one uciekały
do stosowania przemocy w celu załatwienia
tego rodzaju spraw spornych.
 
Polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy z 1934 roku
A ile dywizji ma papież?
 
Józef Stalin

 

W poprzednich dwóch artykułach, (nr 1, nr 2) na podstawie modelu teorii gier, zwanego macierzą Hammersteina, pokazaliśmy mechanizmy konfliktów i wojen, i to, jak się one zmieniły, w momencie przejścia od cywilizacji maltuzjanskiej, rolniczej, do industrialnej i postindustrialnej. W szczególności wyjaśniliśmy, jak doszło do tzw. „Wojny Asurów”, czyli I i II wojny światowej, a nawet jeszcze i zimnej wojny, traktowanych łącznie, jako konfliktu wygenerowanego na tzw. „Grzbiecie Pragmatyzmu”. Ten ostatni jest, jak autor przypomina, agresywnym obszarem na mapie macierzy Hammersteina, z dominującymi na nim strategiami pragmatycznymi, determinującymi politykę liczącą się jedynie z siłą. Cywilizacja, przechodząca fazę rewolucji przemysłowej, musi też przejść od mechanizmów rozwiązywania konfliktów, opartych na honorze i strategiach mścicielskich (jak ty mnie, tak ja tobie), do strefy praworządnej, ze strategiami legalistycznymi, opartej na prawie i kodeksach. Droga ta jednak, przecina konfliktowy i niespokojny Grzbiet Pragmatyzmu, gdzie wybuch wojny i eksplozja przemocy, są bardzo prawdopodobne.

Prawdopodobieństwo jednak, nie oznacza pewności. Pokazał autor też mechanizmy i sposoby, które teoretycznie, pozwoliłyby przebyć danej cywilizacji Grzbiet Pragmatyzmu, nawet zupełnie „suchą nogą”, a na pewno lepiej niż poradziła z nim sobie nasza, ziemska cywilizacja. Oczywiście były też możliwe znacznie gorsze alternatywy, w tym powrót do maltuzjanizmu, czy świat orwellowski.

Na Ziemi, Wojna Asurów jednak wybuchła i przybrała postać dwufazową, rozdzieloną dwudziestoletnim, chwiejnym i niestabilnym, ale jednak pokojem, zwanym pokojem wersalskim. W niniejszym rozdziale, posługując się naszym modelem, zajmiemy się zagadnieniem, czy ów pokój mógł bezpośrednio, bez II wojny światowej, przejść w, nazwany tak przez Stevena Pinkera, współczesny Długi Pokój. Wbrew temu, co się kiedyś piszącemu te słowa wydawało, było to jednak możliwe.

W poprzednim rozdziale, korzystając z naszego modelu, opisaliśmy wybuch I wojny światowej i rolę, jaką w tym odegrała polityka prowadzona przez poszczególne kraje i ich wybór zastosowanych strategii. Zapalnikiem, który bezpośrednio odpalił tę wojnę, była agresywna, pragmatyczna strategia AP, przyjęta przez Serbię i błędna, pochodząca jeszcze z, zakończonych właśnie, czasów honorowych, austro-węgierska odpowiedź UP na nią. Strategie pragmatyczne, ze względu na konieczność dokładnej znajomości sił, zarówno własnych jak i rywali, są bardzo podatne na błędy, ponadto w 1914 roku niewielu decydentów naprawdę rozumiało, jak bardzo, w porównaniu z czasami znanymi im z lekcji historii, a nawet jeszcze z własnego doświadczenia, zmieniły się parametry tej gry. W szczególności, jak bardzo wzrost parametru S – stosunku strat i kosztów wojny, do możliwych łupów ze zwycięstwa, zmienił paletę dominujących strategii.

Jednak lata 1914-1918 szybko nauczyły ich w praktyce tego, czego nie pojęli w teorii. Poziom strat był otrzeźwiającym szokiem dla wszystkich, tym bardziej, kiedy porównano je, z bardzo wątpliwymi, gorzkimi „owocami zwycięstwa”. We wschodniej Europie rozpadły się wręcz wszystkie, bardziej złożone struktury społeczne, w tym państwowe. Rosja, a potem Austro-Węgry po prostu zniknęły, pozostawiając próżnię polityczną, którą starały się wypełnić różne „rządy” „narodowe”, „rewolucyjne”, „ludowe” i tym podobne efemerydy. Również Polska powstała wtedy „ni z tego, ni z owego na pierwszego”.  Chaos ogarnął także Niemcy. To, że nie przeniknął jeszcze bardziej na zachód kontynentu i nie okazał się trwały, zawdzięczamy wyłącznie amerykańskiej interwencji, dostawom żywności, towarów pierwszej potrzeby, a później kapitału, na odbudowę zniszczonych gospodarek. USA podparło swoim bogactwem zachodnią Europę, a od 1919 roku, także wschodnią, co pozwoliło europejskim rządom utrzymać (na zachodzie) i odzyskać (na wschodzie) efektywną kontrolę nad własnym terytorium. Tylko dzięki temu, już I wojna światowa, nie zakończyła się przewidywanym przez Blocha powrotem do barbarzyństwa, chociaż i tak sytuacja przez wiele lat była jeszcze chwiejna i niestabilna, a zamachy, przewroty i lokalne konflikty – powszechne.

Wiedza o tym, jak wygląda nowoczesna wojna industrialna wysokiego S i jak się ona kończy, stała się więc powszechnie dostępna. Paradoksalnie jednak, dotyczyło to w pierwszej kolejności krajów teoretycznie zwycięskich, w tym Polski, natomiast w mniejszym państw przegranych, nie tylko faktycznie, ale i formalnie. W Niemczech i Rosji, katastrofa mogła zostać wytłumaczona, nie samą wojną, jako taką, a jedynie klęską w niej poniesioną.

Konsekwentnie, odrobiwszy tą lekcję, broniące porządku wersalskiego, kraje dawnej Ententy, porzuciły nieadekwatne strategie mścicielskie i pragmatyczne, a kurczowo uczepiły się legalizmu. I to też okazało się jednak w końcu nieskuteczne, ponieważ podróż cywilizacji przez Grzbiet Pragmatyzmu, wcale się jeszcze nie zakończyła, a wrogom Wersalu nadal, poleganie na strategiach pragmatycznych, mogło wydawać się sensowne.

Serbią II wojny światowej stała się Polska. Austro-Węgrami zaś – III Rzesza, jedno z państw sezonowych, powstałych na Grzbiecie Pragmatyzmu. Formalne podobieństwo tych sytuacji jest jednak złudne. Gra roku 1939 była inna, miała inne parametry i używano w niej innych strategii, niż ćwierć wieku wcześniej.

Narodowa i socjalistyczna partia NSDAP, ze swoim prezesem Hitlerem na czele, doszła do władzy pod hasłami uczynienia Niemiec znowu wielkimi, zerwania z polityką białej flagi, czyli realnie zaprzestania używania w polityce strategii ustępujących, podniesienia kraju z kolan i prowadzenia polityki godnościowej. W ówczesnych czasach rozumiano pod tymi pojęciami również, a nawet przede wszystkim, rozbudowę armii. Dzisiaj toczą się przewlekłe dyskusje, czy na wojsko wydawać 1,5, 2, czy może nawet 2,5% PKB i jak takie wydatki wpłyną na gospodarkę. Naziści jednaki takimi liczykrupami nie byli. Wydatki zbrojeniowe sięgnęły w III Rzeszy aż 25% jej PKB. Rządzący w ZSRR, kolejnym pokracznym bękarcie Grzbietu Pragmatyzmu, Stalin, wydawał w tym celu podobne kwoty. Była to logiczna i konsekwentna realizacja strategii pragmatycznej, wymagającej jak największej siły. Taki wysiłek zbrojeniowy, jest jednak oczywiście na dłuższą metę zabójczy dla każdej gospodarki, tym bardziej dla niewydajnej gospodarki socjalistycznej, cechującej zarówno ZSRR, jak i w mniejszym stopniu III Rzeszę. Oba te kraje, czekał więc, w dłuższej perspektywie czasowej, nieuchronny koniec. Ale właśnie na dłuższą metę i w dłuższej perspektywie. Na metę krótszą, taka polityka pragmatycznego zastraszania i wymuszania przyniosła nazistom oszałamiające pasmo sukcesów. Francja i Wlk. Brytania, trzymały się, jak już wspomniano, legalizmu, i były skłonne ustępować tam, gdzie uznawały naturalne prawa Niemiec, związane np. z zasadą suwerenności państwowej czy samostanowienia narodów. Zniesiono zatem wszystkie ograniczenia polityczne narzucone Niemcom przez traktat wersalski, przyłączono pokojowo, przy szalonej aprobacie tamtejszej ludności, Saarę, Austrię, Sudety i Kłajpedę. Gdyby w nowy rok 1939 Hitler zmarł na zawał, przeszedłby do historii, jako jeden z najwybitniejszych przywódców Niemiec, bo gospodarcze konsekwencje jego polityki obarczyłyby jego następców, a zjednoczone, powiększone i pozbawione narzuconych w Wersalu ograniczeń, Niemcy by zostały. Ale Hitler, na nieszczęście Niemiec i na szczęście ich przeciwników, nie umarł. Kolejnym adresatem niemieckich roszczeń stała się teraz Polska.

Inaczej niż Serbia w 1914, a tak samo jak Francja i Wlk Brytania, Polska trzymała się strategii legalistycznej, stojąc na gruncie utrzymania Wersalu. O ile jednak mocarstwa Zachodu używały „czystej” L, to Polska, będąc od III Rzeszy zdecydowanie słabsza i w wysokim stopniu zależna od niej gospodarczo, musiała się ograniczyć do LU. Przynajmniej początkowo. Kierujący polską polityką zagraniczną, Józef Beck, wiedząc, że Polska nie ma szans na stawienie oporu niemieckiej ekspansji samotnie, do czasu umiejętnie zwodził Hitlera, udając przyjaźń i zawierając nawet z Niemcami traktat w 1934 roku. Od wszelkich dalej idących deklaracji, nie mówiąc już o realnych działaniach na rzecz zawarcia ścisłego sojuszu, który w tamtejszych warunkach przypominałby do złudzenia nieco późniejszy „sojusz” polsko-radziecki, starannie się jednak Beck wykręcał. W międzyczasie Polska starała się, w miarę swoich sił, a wbrew werbalnym deklaracjom, zmniejszyć swoją ekonomiczną zależność od Niemiec, a wzmocnić za to więzi z Zachodem i skłonić go do zainteresowania się kwestiami Europy środkowej. Nieprzypadkowo w latach 1929-1938 udział Niemiec w polskim eksporcie spadł z 31,2% do 14,5%, a w imporcie z 27,3% do 14,5%. Proporcjonalnie wzrosła za to, choć, poprzez konieczność stosowania cen dumpingowych, było to dla Polski bardzo kosztowne, pozycja Wlk Brytanii, która stała się czołowym zagranicznym odbiorcą polskich towarów. Tak zachęcony ekonomicznie Albion, zaniepokojony został dodatkowo zajęciem przez Niemcy reszty Czech w marcu 1939 roku. Było to jawne złamanie, dopiero co podpisanych, układów w Monachium i stanowiło tym samym dla mocarstw wersalskich klęskę ich polityki legalistycznej. Brytyjscy i francuscy decydenci wreszcie odkryli, że Rzesza gra w zupełnie inną grę, z innymi strategiami, niż oni sami. Hitler nie stosował L, czy nawet PL, jak do tej pory sądzili. Hitler grał LP, czego, nielegalne, w myśl traktatów monachijskich, zajęcie Pragi, dało niepodważalny dowód. W rozpaczliwej próbie uniknięcia wojny Brytyjczycy, zatańczyli na melodię Hitlera i spróbowali zastraszyć Niemców pragmatycznie, tak jak Grzbiet Pragmatyzmu tego wymagał.

Wielka Brytania, z jednej strony, znów zaczęła się zbroić, choć wysiłek finansowy z tym związany, okazał się w końcu dla niej i jej oceanicznego imperium zabójczy, oraz udzieliła Polsce sławetnych gwarancji. Gwarancje te, w dzisiejszej publicystyce są bez litości wyszydzane, a nawet uważane za przyczynę klęski Polski w wojnie 1939 roku. Dzieje się tak, dlatego że, w przeciwieństwie do krajów anglosaskich, polska historiografia pozostaje domeną humanistów, wśród których jakiekolwiek liczby i wzory, także te związane z teorią gier, wywołują uczucie strachu i obrzydzenia. Na szczęście dla Polski, Beck jednak rozumował w sposób ścisły, a nie emocjonalny, sięgając kalkulacją dalej niż jego dzisiejsi domorośli krytycy. Wiedział, że Polska jest gospodarczo i demograficznie, a co za tym idzie, także militarnie, znacznie słabsza od Niemiec. Jednocześnie Polska miała z Niemcami na Pomorzu i Śląsku całkowicie sprzeczne i w zasadzie niemożliwe do pogodzenia interesy. Interes Polski wymagał dostępu do morza, a interes Niemiec – lądowej komunikacji z Prusami Wschodnimi. Przedzielony na pół granicą Śląsk zaś, nie mógł efektywnie funkcjonować, jako jeden okręg przemysłowy, zatem kwestią czasu i zdrowego rozsądku, było połączenie obu jego części w jednym państwie. Polskim, bądź niemieckim.

Konflikt ten, ze względu na różnice potencjału, musiałby zakończyć się, w ten czy inny sposób, sukcesem Niemiec. Jednak po tym, jak udało się w tą grę wciągnąć mocarstwa Zachodu, warunki zmieniły się zasadniczo. Był to gigantyczny triumf polityki Becka. Polska mogła z ulgą odrzucić krętacką i nieperspektywiczną strategię LU i przejść do czystego L. Wyrazem tej zmiany polityki, była słynna mowa Becka w sejmie, która, wbrew werbalnym, retorycznym, frazesom o honorze, była na wskroś legalistyczna.

Po przyjęciu brytyjskich gwarancji i odrzuceniu niemieckich pretensji i roszczeń, sytuacja wyglądała następująco. Niemcy nadal mogły rozpocząć wojnę z Polską i być może nawet Polskę zająć i podbić, niczym Austro-Węgry Serbię w 1915 roku. Ale wojna taka, inaczej niż przed 1939 rokiem, nie mogła już być zlokalizowana. Stawała się automatycznie wojną z Francją, Wlk. Brytanią i perspektywicznie również z USA. W latach 1917-1918, Niemcy zostały już raz przez tą koalicję powalone, zatem zważając również na fakt, ze Niemcy w 1939 były słabsze, a koalicja owa silniejsza, niż wtedy, można było oczekiwać, że historia się powtórzy. Dodatkowo dochodziła kwestia Stalina. Jeżeli polska obrona, rozumował Beck, wytrzyma niemiecki atak do czasu ofensywy alianckiej na Zachodzie, Stalin pozostanie neutralny. Jeżeli obrona ta się wcześniej załamie, jak to się w rzeczywistości stało, Stalin bez wątpienia zajmie wschodnie tereny Polski i wojska radzieckie staną oko w oko z hitlerowskimi. Nawet, jeżeli te potęgi nie rzucą się od razu na siebie, i zostanie zawarte pomiędzy nimi jakieś porozumienie, to zawsze będzie ono nieszczere i tymczasowe i sama groźba stalinowskiego ataku, będzie wiązać na wschodzie znaczące siły niemieckie. Z tego punktu widzenia widać, że znaczenie paktu Ribbentropp – Mołotow jest stanowczo przeceniane. Działania Stalina byłyby mniej więcej takie same, niezależnie od podpisania jakichkolwiek porozumień z Niemcami, gdyby tylko Niemcy na Polskę napadły. Jak się jeszcze przekonany, nawet bez podobnej zachęty ze strony Stalina, Hitler by się pewnie w końcu na atak na Polskę zdecydował.

Nawet po rozbiciu polskich wojsk i okupacji polskiego terytorium, Niemcy, wojny toczonej równocześnie z Francją i Wlk Brytanią, a potem także z USA i ZSRR, wygrać nie mogą. Prawdopodobieństwo niemieckiego zwycięstwa w takiej wojnie, nie jest większe, niż, powiedzmy, 5%

Niemcy mają do wyboru dwie strategie. Albo zaatakować Polskę (strategia A) i wywołać tym samym wojnę światową i ją przegrać z prawdopodobieństwem 95%, albo wycofać swe roszczenia wobec Polski (strategia U) i doświadczyć potężnego kryzysu ekonomicznego wywołanego przez dotychczasowe koszty zbrojeń i inne socjalistyczne ekstrawagancje nazistowskich rządów.

Jeżeli zaś Polska ugnie się przed Niemcami (strategia U), to po oddaniu najbardziej rozwiniętych gospodarczo swoich terenów na Śląsku i Pomorzu, oraz utracie dostępu do morza, stanie się niemieckim wasalem. Ponieważ jednak Niemcy, po zwasalizowaniu Polski, mając gospodarkę i tak już zdeformowaną i wykoślawioną, nadal będą kontynuować agresywną politykę ekspansji, to do tej wojny światowej i tak dojdzie, Niemcy wciągną w nią Polskę, wojnę tę przegrają, a Polska przegra ją wraz z nimi i zostanie małym kraikiem wielkości nieco powiększonego Księstwa Warszawskiego, który będzie miał szczęście, jeżeli nie zostanie włączony bezpośrednio do ZSRR.

A co będzie, jeżeli Polska przyjmie strategię A? Przed brytyjskimi gwarancjami zostałaby bez wątpienia najechana, podbita i podzielona pomiędzy III Hitlera i Stalina, a po przegranej przez Niemcy wojnie światowej, zapewne w całości wcielona do ZSRR. Ale prowokując i przyjmując brytyjskie gwarancję, Polska zmieniła macierz gry.

Aby w pełni to docenić, przypiszmy teraz poszczególnym wypłatom konkretne wartości liczbowe. Najpierw Niemcy. Dla ich zwycięstwa w II wojnie światowej przyjmijmy +100 jednostek (z prawdopodobieństwem 5%), dla klęski z prawdopodobieństwem 95% -100. W wypadku, gdyby Polska przyjęła niemieckie żądania, Niemcy zaś osiągają korzyść +10. Gdyby Niemcy ustąpiły, to doświadczyłyby kryzysu o wartości -10, ale zachowałyby większość dotychczasowych hitlerowskich rewindykacji, być może poza Protektoratem Czech i Moraw. Gdyby zaś ustąpiła wtedy także Polska, godząc się na jakieś wzajemne ustępstwa (np. ułatwienia w tranzycie przez Pomorze, czy plebiscyt w Gdańsku), Niemcy dodatkowo zyskują +5:

Polska Polska
Jastrząb A Gołąb U
Niemcy A 5%*100-95%*100 = -90 +10
Niemcy U -10 -10+5 = -5

Polska zaś, jeżeli stawi opór Niemcom, to, w przypadku wojny, przynajmniej broni swoją pozycję, tracąc na wschodzie na rzecz Stalina, a zyskując na zachodzie kosztem Niemiec, czyli, z uwzględnieniem strat wojennych, otrzymuje -5. Oczywiście, zawsze jest ryzyko, że Niemcy wojnę wygrają i wtedy Polski nie będzie już w ogóle (-100). Jeżeli zaś Niemcy nie zaatakują, i doznają kryzysu, Polska nie tylko bezpiecznie może przyłączyć Gdańsk, ale i wyrasta na głównego gracza w Europie środkowej otrzymując korzyść +10. Natomiast ustępstwa prowadzą, albo do przegrania wojny u boku Niemiec (-50), lub, w mało prawdopodobnym przypadku ich zwycięstwa, pozostanie niewiele znaczącym składnikiem nazistowskiej Mitteleuropy (-10). W żadne większe polskie nabytki kosztem ZSRR w wypadku niemieckiego sukcesu, Beck, mając w pamięci analogiczną politykę Niemiec na Wschodzie w czasie I wojny, słusznie nie wierzył. W sytuacji wzajemnych ustępstw, Polska zaś wychodzi na zero:

Niemcy Niemcy
Jastrząb A Gołąb U
Polska A = -5*95%-100*5% = -9,75 +10
Polska U -10*5%-50*95% = -48 0

Jak widać z powyższych tabel, Niemcom opłaca się strategia agresywna, tylko w tym przypadku, kiedy będą pewni, że Polska ustąpi. Czyli, po brytyjskiej interwencji, jedyną opcją dla Niemiec, pozostał chojrak AU. Gdyby Polska się niemieckiego chojractwa jednak nie zlękła, to Niemcy powinni ustąpić i wybrać kryzys. Polska zaś, niezależnie od stanowiska Niemiec, powinna być agresywna, nieustępliwie broniąc swoich słusznych legalnych praw w strategii L. Wciągając Wlk Brytanię w sprawy Europy środkowej, Polska zdeterminowała zatem tę grę. Ponieważ wiadomo było, że Polska zawsze przyjmie strategię A, Rzesza, nie mając innego racjonalnego wyboru, powinna w końcu przestać chojrakować i przyjąć U. Tym samym gra została, jak to się określa, zdominowana przez jedną strategię (Polska A, Niemcy U). Jedynym zmartwieniem polskiego rządu, było nie danie chojrakującym Niemcom najmniejszych nadziei, że Polska może jednak ustąpić. Stąd twarda mowa Becka o honorze, stąd, z dzisiejszego punktu widzenia, histeryczne i tromtadrackie tony ówczesnej propagandy „Nie oddamy nawet guzika”, etc.. Jednocześnie Polska, nadymając się, jeżąc, strasząc i robiąc groźne miny, nie zwiększała wcale swojego tempa zbrojeń i jej wydatki militarne pozostawały na skromnym, w porównaniu z niemieckim, czy radzieckim, poziomie 5% PKB, najwyższym możliwym, nie wywołującym jeszcze negatywnych perturbacji w gospodarce. Dla polskiego rządu, jasne bowiem było, że nawet zazbrojenie, znacznie biedniejszego od Niemiec kraju, na śmierć, nie pozwoli wygrać z nimi wojny jeden na jednego, natomiast, skoro zrujnowane przez koszty zbrojeń Niemcy powinny, tak czy owak, ustąpić, to absolutnie nie należało przy tej okazji rujnować również polskiej gospodarki. Cała polska przedwrześniowa polityka była zatem spójna, logiczna, na zimno skalkulowana, ze stalową konsekwencją wdrażana i na wskroś racjonalna. Tak bardzo, że przypuszczenia, że musieli ówcześni Polacy dokładnie przekalkulować sobie, to wszystko, co do tej pory napisaliśmy, narzuca się naprawdę z wielką mocą. Oficjalnie ten dział teorii gier powstał w drugiej połowie XX wieku, ale czy nie jest wykluczone, że naprawdę ktoś go stworzył, rozwiązał i doszedł do identycznych wniosków już wcześniej, tyle, że, ze względu na implikacje polityczne, zostało to utajnione? W pewnym kraju w środkowej Europie słynącym wtedy z geniuszu swoich matematyków? Kolejną przesłanką pozwalającą tak sądzić, jest fakt, że przed wojną Polska wydawała na armię, w liczbach bezwzględnych, piętnaście razy mniej pieniędzy niż III Rzesza. Ostatecznie jednak Wehrmacht okazał się w 1939 od Wojska Polskiego silniejszy ledwo trzykrotnie. Wydatki zbrojeniowe Polski były zatem, kilkukrotnie bardziej efektywne niż niemieckie. Polska organizacja, porządek i matematyczna precyzja, kontra niemiecka niechlujność, złodziejstwo i bałagan.

Żarty żartami, ale lata 1933-1939, to chyba jedyny okres w naszych wzajemnych stosunkach, w którym państwo polskie było lepiej (zdecydowanie lepiej) zorganizowane i rządzone niż państwo niemieckie. Dotyczy to też kwestii militarnych. Ilość, czasami wręcz monstrualnych, błędów, jakie nazistowscy generałowie popełnili w kampanii 1939 roku, jest tak gigantyczna, że tylko trzykrotnej przewadze liczebnej i pomocy Stalina, zawdzięcza Rzesza, że wojny nie przegrała już wtedy.

Jak wiadomo bowiem z historii, Rzesza, chociaż racjonalnie powinna skapitulować, dokonała jednak w końcu wyboru nieracjonalnego. Dlaczego? Inaczej, niż to było w roku 1914, nie można tym razem odwołać się do niepełnej informacji o parametrach gry. Niemieccy decydenci puszczający w ruch armie, tym razem doskonale zdawali sobie sprawę ze swojej słabości. Ułomnościami strategii pragmatycznych, można owszem, wyjaśnić I wojnę, ale metoda ta zawodzi w przypadku wojny nr II. Tutaj musimy wprowadzić dodatkowy element.

Beck bowiem, czy też ci, którzy mu w tej kwestii merytorycznie doradzali, popełnili jednak błąd, a nawet dwa błędy. Pierwszym z nich, było, oczywiste dla nas dzisiaj, niedoszacowanie strat wojennych Polski. Niemiecką okupację Polski wyobrażano sobie bowiem wtedy, jako swoiste powtórzenie tejże okupacji z I wojny światowej. Jako rzecz może i uciążliwą i kosztowną, naznaczoną rabunkami i rekwizycjami, ale do zniesienia. Dosłowne zrównanie kraju z ziemią i wymordowanie kilkunastu procent jego mieszkańców, przechodziło pojęcie ówczesnych rządzących. Na ich usprawiedliwienie można jednak zauważyć, że ogromu przyszłych niemieckich zbrodni, nie przewidywali wtedy nie tylko oni, ale i sami naziści. Jednak nawet powiększenie strat Polski z -5 do poziomu -15, nie zmienia w niczym przebiegu gry.

Istotny był drugi błąd Becka. Przyjmując strategię legalisty, założył, że skoro on sam, Józef Beck, reprezentuje Polskę, to symetrycznie Hitler reprezentuje Niemcy. Tak jednak nie było.

W przypadku gry indywidualnej, decyzję o przyjęciu odpowiedniej strategii podejmuje ten sam osobnik, który ją później realizuje, i ponosi jej wszelkie konsekwencje, inkasując zyski i doznając strat. Kiedy jednak mamy do czynienia z koalicją osobników, niezależnie od jej rangi, dochodzi dodatkowy stopień swobody. Przywództwo, czyli w przypadku państw – rządy. A rząd ma swoje własne interesy, które niekończenie muszą być do końca zbieżne z interesem rządzonej społeczności. Dopóki rząd jest prawowity, legalny, a takie były wszystkie rządy krajów rozpoczynających I wojnę światową, dopóty to rozróżnienie jest właściwie akademickie. Nie było jednak tak w przypadku II wojny światowej. Tę wojnę wywołały dwa reżimy Grzbietu Pragmatyzmu, których nikt prawowitymi rządami by nazwać nie mógł. Władza nielegalna zaś, główny swój wysiłek kieruje, nie w stronę zapewnienia realizacji interesów rządzonego przez siebie kraju i narodu, tylko uniknięcia odpowiedzialności za łamanie prawa. Dlatego też wszelkiego typu dyktatury, przynajmniej od końca ery maltuzjańskiej, mniej, lub bardziej, ale dławią rozwój rządzonych przez siebie krajów. Interes dyktatury jest, inaczej niż to jest z rządem legalnym, zasadniczo sprzeczny z interesem społeczeństwa, nad którym dyktatura panuje. Jest to zjawisko nieuchronne i zupełnie niezależne od woli samej dyktatury, która może mieć początkowo nawet jak najlepsze intencje, ale kończy zawsze w ten sam sposób. Jedynym mechanizmem, który przed tym w pewnej mierze zabezpiecza, jest jakiegoś rodzaju zalegalizowanie władzy, która stała się nią, w wyniku przewrotu, czy zamachu. Taką procedurę przeszła w dużym stopniu polska przedwrześniowa sanacja, a także tacy dyktatorzy, jak Pinochet w Chile i Franco w Hiszpanii i dlatego efekty tych rządów, nie były dla ich krajów negatywne. Inaczej jednak było z reżimami, które w 1939 roku rządziły Rosją i Niemcami.

W przeciwieństwie do rosyjskich bolszewików, którzy już z góry zakładali, że dobro narodu nie jest ich celem, doszli do władzy drogą przemocy i konsekwentnie nią podążali, niemieccy naziści faktycznie byli przekonani, że są czymś najlepszym, co się mogło Niemcom przytrafić, a ich delegalizacja następowała stopniowo, w miarę łamania kolejnych praw swojego kraju. Ostateczny rezultat władzy nazistów dla Niemiec, był zatem praktycznie taki sam, jak władzy bolszewików dla Rosji. Nie był to przypadek, tylko nieuchronny rezultat.

Ten zasadniczy konflikt interesów pomiędzy narodem, a jego bezprawną władzą, dotyczy też oczywiście kwestii wojny. Wojna była sprzeczna z interesem narodowym Rosji, czy Niemiec, ale była zgodna z interesem rządzących tymi krajami reżimów i dlatego właśnie ją one wywołały.

Sanacja doszła w Polsce do władzy drogą zamachu stanu, to jednak później swoje rządy, jako tako, poprzez zmanipulowane, ale jednak nie sfałszowane, wybory, zalegalizowała. Naziści zaś na odwrót. Władzę zdobyli legalnie, a dyktaturą stali się później. I jak zwykle w takich sytuacjach, główną, choć być może jeszcze w pełni nie uświadomioną, troską nazistów, stało się nie dobro kraju, ale utrzymanie się przy władzy. Jasne było, że jeżeli Rzesza ustąpi, do wojny, ku powszechnej uldze, także w Niemczech, nie dojdzie, ale zrujnowana zbrojeniami i przeróżnymi socjalistycznymi projektami gospodarka, już zapewne w przyszłym, 1940 roku, się zawali. Rządy Hitlera zostaną obalone, a on sam i jego kameraden pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Wznowione zostanie dochodzenie w sprawie podpalenia Reichstagu, zbadana przez niezależnych medyków przyczyna śmierci prezydenta Hindenburga, przed niezawisłym sądem staną sprawcy nocy długich noży.

Grę toczył zatem Beck w imieniu Polski, ale nie z Niemcami, tylko z Hitlerem. A interesy Niemiec i Hitlera były w tym przypadku rozbieżne. W przypadku przyjęcia strategii ustępującej, Niemcy traciły, jak już wspomniano, w wyniku kryzysu, -10, ale Hitler tracił znacznie więcej, całe swoje życie i dotychczasową karierę, oraz to, na czym mu najbardziej zależało, czyli miejsce w niemieckiej historii. Miejsce największego w niej bohatera. Heroicznego, a jeżeli się nie da, to przynajmniej tragicznego. Dla Hitlera macierz gry wyglądała zatem tak:

Polska Polska
Jastrząb A Gołąb U
Hitler A 5%*100-95%*100 = -90 +10
Hitler U -100 -100+5 = -95

Inaczej niż same Niemcy, które w grze powinny ustąpić, Hitler w żadnym wypadku ustępować nie powinien. Z jego strony gra również była zdominowana, ale przez strategię (Hitler A, Polska A) W interesie Hitlera było jak najbrutalniej naciskać na Polskę, licząc na to, że Polska jednak ustąpi. A jeżeli nie ustąpi, wywołać wojnę, którą prawie na pewno nie można wygrać (5%), żeby uniknąć pokoju, którego wygrać nie można na pewno (0%). Warto w tym miejscu zauważyć, że powyższa macierz wyglądałaby nieco inaczej, gdyby Hitler był człowiekiem normalnej orientacji, miał rodzinę, dzieci i wnuki. Wówczas klęska i katastrofa Niemiec, wraz ze skazaniem swojego potomstwa na życie w pozostałych po klęsce ruinach, byłyby dla niego bardziej dotkliwe niż klęska i katastrofa osobista. I do wojny zapewne by w końcu nie doszło.

Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że przed przyjęciem brytyjskich gwarancji Hitler mógł liczyć na sukces, bo wtedy gra była zdominowana przez strategię (Niemcy/Hitler A, Polska U), ale, po tych gwarancjach, interesy Niemiec i Hitlera drastycznie się rozjechały. Trudno mieć jednak pretensje do Becka, że sobie tego nie uświadomił, skoro nikt inny, w tym zapewne i najbardziej zainteresowany Hitler, nie uświadomił sobie tego również, chociaż wnosząc ze zmiany tonu jego polityki wobec Polski, z protekcjonalno – życzliwego przed kwietniem 1939, na histeryczny i brutalny po nim, coś musiał jednak przeczuwać.

Modne jest dzisiaj jojczenie, jak to II wojna światowa straszliwie obeszła się z naszym krajem, jak to wielką klęskę Polska w niej poniosła i tym podobne biadolenia. Głosy te dochodzą ze środowisk, które chciałyby, z mocą wsteczną, odrzucić brytyjskie gwarancje, a przyjąć propozycje Hitlera. To, że gdyby ich postulaty były spełnione, dzisiejsza Polska byłaby mniej więcej o połowę mniejsza, jej znaczenie byłoby porównywalne ze znaczeniem Węgier, od zachodu sąsiadowałaby ze znacznie większymi Niemcami, a obwód kaliningradzki zaczynałby się już za Mławą, wcale im nie przeszkadza. Straszliwie ograniczone i ciasne horyzonty czasoprzestrzenne, nie pozwalają im też na dostrzeżenie, że sytuacji Polski nie można rozpatrywać wyłącznie w kontekście II wojny światowej, ale trzeba spojrzeć na cały Grzbiet Pragmatyzmu, lata 1914-1945, a nawet 1914-1989. W 1914 Polski nie było wcale. Jeżeli to pojęcie się w ogóle w polityce pojawiało, to tylko, jako wewnętrzna sprawa Rosji. Po 1989 roku Polska zaś jest stabilnym krajem zakotwiczonym w zachodnich strukturach gospodarczych i wojskowych. Nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie Wojna Asurów i przebycie cywilizacji przez Grzbiet Pragmatyzmu. Polska jest chyba największym beneficjentem tego fazowego przejścia.

21 myśli na temat “Gry wojenne 1939 v.2.0

  1. Hitler zdaje sie byc przypadkiem szerszego zjawiska-przeciez to Hitler i jego otoczenie mieli ciagnac glowne korzysci z „wielkiej Rzeszy” podczas gdy przecietny Niemiec mial poniesc koszty(finansowe i w stratach osobowych)zbudowania owej Rzeszy(u Stalina ten rodzial korzysci i strat byl nawet jeszcze bardziej niesprawiedliwy).Tak juz mialem wczesniej napisac ze pewne aspekty wielu konfliktow w tym i „wojny Asurow” mozna wyjasnic wedle (nie)slawnego powiedzenia „prywatyzujemy zyski,uspoleczniamy straty”.Bo czyz na ogol tak nie bylo ze to masy ponosily glowne koszty konfliktow(dostarczaly zolnierza i byly bezbronnym celem do zlupienia) a elity ciagnely z nich zyski(przeciez to elity braly nieowolnika czy przejmowlay ziemie w podbitych krainach)?Dopoty byl scisly rodzial na elity i masy(czyli jakis tam rodzaj zamordyzmu ktory pozwalal na taki niesprawiedliwy rozdzial korzysci i strat)dopoty zachowania poszczegolnych panstw nie zawsze byly racjonalne(i tu wojna Asurow swietnie pasuje).Dopiero rozpowszechenie sie demokracji zliwkidowalo ow mechanizm niesprawiedliwego rodzialu korzysci i strat i niemal automatycznie wciagnelo nas w „dlugi pokoj”.Czyli demokracja zdaje sie byc jednym z warunkow wejscia w „dlugi pokoj” poniewaz wymusza lepsza kalkulacje zyskow i strat albo wrecz legalizm.

    Polubienie

    1. „przeciez to Hitler i jego otoczenie mieli ciagnac glowne korzysci z „wielkiej Rzeszy” podczas gdy przecietny Niemiec mial poniesc koszty”

      Niedokładnie. Przeciętny Niemiec też miał skorzystać. Dostać jakąś fermę we wschodniej Europie i kilkuset untermenschów do jej obrabiania.

      Było to bezpośrednie nawiązanie do wojen maltuzjańskich, które tak własnie działały. Wpływ na poziom życia warstw niższych długofalowo był żaden, ale dawały szanse na awans społeczny, dzięki zasługom wojennym i łupom. Dlatego wojna była szansą dla wszystkich od króla, który mógł przyłączyć sasiednie królestwo, do najbiedniejszego chłopa, który mógł zostac bogatym chłopem, a nawet szlachcicem.

      Tylko w czasie rewolucji industrialnej to już tak nie działało. Dlatego powstała demokracja – warstwy wcześniej polityką nie zainteresowane, bo nie miała ona wpływu na ich życie, zaiteresowały się polityką, kiedy się okazało, że teraz już wpływ ma.

      Polubienie

    2. „zachowania poszczegolnych panstw nie zawsze byly racjonalne(i tu wojna Asurow swietnie pasuje)”

      Wojna Asurów jest wyjatkiem, bo jako jedyna ze wszystkich wojen (zwłaszcza wcześniejszych) WYGLĄDA NIERACJONALNIE, ale jak starał się wykazać pilaster, właśnie racjonalne jest.

      Polubienie

      1. 1.”Niedokładnie. Przeciętny Niemiec też miał skorzystać. Dostać jakąś fermę we wschodniej Europie i kilkuset untermenschów do jej obrabiania.”

        Wiem ze mial(slawetny Lebensraum)i dlatego napisalem ze u Stalina wygladalo to gorzej-tlyko ze nie jestem pewiene czy to zrekompensowalo miliony ofiar na ktore zlozyli by sie glownie tzw.przecietni Niemcy.Po drugie z tego co kiedys czytalem to nie do konca mialo tak wygladac-tzw.przecienty Niemiec to mial dostac ziemie do uprawy WLASNYMI rekoma i tyle,Untermensche(ktorych po czystkkach etnicznych nie zostaloby zbyt wielu)mieli byc jako sila robocza TYLKO na duzych latyfundiach ktore mialy przypasc nowej elicie zlozonej glownie z oficerow,wysokich urzednikow itp-czyli w sumie tzw.przecietny Niemiec zdobywa Lebenreaum swoja krwia w zamian za niekoniecznie mu potrzebny kawalek ziemi a glowna korzysc finansowa odnosi elita ktora niekonieczniee przelala za to krew.Zreszta czyz nie tak budowano wiekszosc imperiow?
        Ale nie zgodzie sie opinia iz tak wlasnie bylo podczas wojen maltuzjanskich.Czytalem sporo na temat wojen w sredniowiczenej Europie i wbrew pozorom wojna w tamtych czasach nie polegala na bitwach i oblezeniach zamkow-to byly kosztowne i RYZYKOWNE operacje.99% owczesnych” dzialan wojennych polegalo na niszczeniu mowiac wspoleczesnym jezykiem zapleca przeciwnika czyzli mowiac krotko na grabieniu i zabijaniu poddanych(glownie chlopstwa) przeciwnika-opor bliski zeru,zawsze cos tam se zagrabi a i przeciwnki moze przy okazji oslabnie.Owczesna wojna to byla glownie GRABIEZ a nie to co my nazywamy dzialaniami wojennymi.Masy chlopskie ponosily 99% strat w takich wojnach i fakt ze od czasu do czasu ktorys z nich awansowal albo nieco nagrabil bedac w armi nijak nie rekompensowal strat tej warstwy spolecznej jako calosci.Zyskiwal szlachic(taki owczesny Ubermenschen)ktory ponosil niewielkie koszty(najczesciej jego rodzina siedziala w zamku a te z tego co wiem NIEMAL ZAWSZE wytrzymywaly oblezenia)a jak byly przydzialy ziemi czy lupow z podbitych krain to przeciez to korona i szlachta brala z tego zdecydowanoa wiekszosc-chlop co najwyzej mogl zostac kolonista na nowej ziemi swojego pana(czasem jak Panw wspomnial ktorys awansowal albo jak w Rzymie „za darmo” byly „chleb i igrzyska” )ale strat chlopstwa jako grupy to nijak nie rekompensowalo).Wojny niemal zawsze toczy sie w interesie eit ale rekoma i krwia mas.

        2.”Wojna Asurów jest wyjatkiem, bo jako jedyna ze wszystkich wojen (zwłaszcza wcześniejszych) WYGLĄDA NIERACJONALNIE, ale jak starał się wykazać pilaster, właśnie racjonalne jest.”

        Ale tu sie zgadzamy-po dodaniu owego czynnika rozgraniczenia miedzy wladza/elita a masami(co pilaster uczynil wyodrebniajac Hitlera i jego otoczenie od reszty NIemcow) wojna Asurow jest jak najbardziej racjonalna i wyjasnialna.Jedyne co ja tu sugeruje to fakt iz poniewaz czesto w historii rzadzily despocje i tyranie(no przeciez Hitler nie byl pierwszym despota)wiec pewnikiem to tez nie byl pierwszy raz kiedy interesy elit rzadzacych i zarzadzanego przez nich kraju byly sprzeczne-nalezaloby kilka duzych wojen z przeszlosci przeanalizowac i jestem pewny ze znalezlibysmy tam i takie gdzie TYLKO panuajca dynastia/elita moglo odniesc korzysc z wojny podczas gdy masy z wojny nie nie tlyko ze nie mialy zadnych korzysci ale nawet potencjalnie nie mogly miec.Ja po prostu(DOSC SLABO zreszta)sugeruje iz BYC MOZE to nie panstwa nalezaloby rozpatrywac jako graczy ale elity tych panstw i stosunek korzysci/strat wlasciwy dla elit a nie panstw jako calosci(to nawet pewnie czesto bedzie jedno i to samo ale jak Pan wykazal powyzej na przykladzie Hitlera jednak nie zawsze).

        Polubienie

        1. „przecienty Niemiec to mial dostac ziemie do uprawy WLASNYMI rekoma i tyle”

          Czyli całkowite przeniesienie nagrody z czasów maltuzjańskich. Kiedy ponad 90% populacji utrzymywało się z roli była to bardzo atrakcyjna nagroda. Ale już nie w czasie rewolucji przemysłowej.

          „99% owczesnych” dzialan wojennych polegalo na niszczeniu mowiac wspoleczesnym jezykiem zapleca przeciwnika czyzli mowiac krotko na grabieniu i zabijaniu poddanych(glownie chlopstwa) przeciwnika-opor bliski zeru,zawsze cos tam se zagrabi a i przeciwnki moze przy okazji oslabnie.Owczesna wojna to byla glownie GRABIEZ a nie to co my nazywamy dzialaniami wojennym”

          A i owszem. Ale grabiono przecież tereny przeciwnika, a nie swoje (przynajmniej co do zasady, bo czasami rozhulane żołdactwo się tym rozróżnieniem nie przejmowało)

          „Masy chlopskie ponosily 99% strat w takich wojnach i fakt ze od czasu do czasu ktorys z nich awansowal albo nieco nagrabil bedac w armi nijak nie rekompensowal strat tej warstwy spolecznej jako calosci.”

          Ale przecież żadnego chłopa nie obchodziły „straty warstwy jako całości” Obchodziło to, że on sam mógł sobie nakraść i pogwałcić. Zresztą w czasach maltuzjańskich przeciętni ludzie żyli w biedzie – cały czas takiej samej, zatem niewiele mieli do stracenia. Nawet śmierć, także własna, nie robiła na nich specjalnego wrażenia. A łupy z grabieży, dla nas śmieszne, wyglądały bardzo atrakcyjnie

          „poniewaz czesto w historii rzadzily despocje i tyranie(no przeciez Hitler nie byl pierwszym despota)wiec pewnikiem to tez nie byl pierwszy raz kiedy interesy elit rzadzacych i zarzadzanego przez nich kraju byly sprzeczne-nalezaloby kilka duzych wojen z przeszlosci przeanalizowac i jestem pewny ze znalezlibysmy tam i takie gdzie TYLKO panuajca dynastia/elita moglo odniesc korzysc z wojny”

          Tyle że w maltuzjanizmie dla „mas”, o ile oczywiscie walczące armie nie maszerowały akurat przez akurat te tereny, koszty wojny były obojetne. Nawet bardzo przyciśnięci podatkami po prostu zmniejszali swoją liczebność

          „Zyskiwal szlachic”

          Niekoniecznie. Tzn mógł dostac przydział łupów i jakieś nadania na podbitych ziemiach, ale przecież to właśnie szlachta (ok i bogatsi mieszczanie) ponosiła koszty wojen, bo tylko ich (właścicieli ziemskich i nieruchomości miejskich) móżna było efektywnie na potrzeby wojenne opodatkować.

          Wprowadzenie PITu czy VATu było po prostu technicznie niemożliwe

          „to nie panstwa nalezaloby rozpatrywac jako graczy ale elity tych panstw i stosunek korzysci/strat wlasciwy dla elit a nie panstw”

          Przed rewolucją przemysłową takie rozróżnienie nie ma sensu. Państwo i jego elity to jedno i to samo. (Polska za Mieszka to po prostu „drużyna”. Jacyś kmiecie z zapadłych opoli nie mieli z nim nic wspólnego) Natomiast od rewolucji przemysłowej takie rozróżnienie staje się istotne.

          Polubienie

    3. „Dopiero rozpowszechnienie się demokracji zlikwidowało ów mechanizm niesprawiedliwego rozdziału korzyści i strat i niemal automatycznie wciągnęło nas w <>”
      Wielkie brawa dla twórwcy tego cytatu!!!
      Z reguły to się demokrację łaja, bije i wyzywa od najgorszych, tak jakby monarchię to były jakieś cudowne ustroje wiecznej szczęśliwości. Najlepszym przykładem pan Janusz Korwin-Mikke, z którego wieloma poglądami jak najbardziej się zgadzam, ale nie kupuję tego jego całego gadania o d…kracji ;-). Przecież, gdybyśmy mieli normalną monarchię (nie jakąś tam parlamentarną), to tego pana za jego poglądy, albo wsadzili by dy do więzienia, albo po cichu zklikwidowali, albo wysłali do zakładu psychiatrycznego, jak to miało miejsce w postrewolucyjnej Rosji; skądinąd kraju słynącym z bogatych tradycji monarchistycznych.
      Co do samego artykułu, to uważam, że trzeba ludziom gorąco uświadamiać, że wbrew łzawym historiom o tym, że nie było nas w Teheranie, a w Jałcie to juź nas zupełnie wydudkali, to Polska „dzięki” II wojnie światowej „uwaliła” Niemcom spory kawałek terytorium. To że musieliśmy za to zapłacić krwawą okupacją i komunizmem jest po prostu ceną za zyski. Nikt nam nie kazał w zeszłych wiekach biegać na odsiecz Wiedniowi, czym tam bardzo się nieraz chwalimy, zapominając o tym, że odsiecz tak naprawdę to chyba nic sensownego nam nie dała (ot takie honorowe zwycięstwo w trzecim meczu grupowym, po wcześniejszych dwóch porażkach), no może poza jakimiś fantasmagoriami o husarskich szarżach. Jeśli się mylę, to proszę mnie poprawić.

      Polubienie

      1. Demokracja jest rezultatem pewnych procesów, a nie ich przyczyną. W gospodarce industrialnej jest najbardziej wydajnym modelem rządów i dlatego kraje demokratyczne są rządzone (średnio) lepiej niż niedemokratyczne Ale nie zawsze tak było.

        „Nikt nam nie kazał w zeszłych wiekach biegać na odsiecz Wiedniowi”

        Kazał nam interes narodowy.

        „odsiecz tak naprawdę to chyba nic sensownego nam nie dała”

        Dała obronę przed islamską inwazją. Gdyby Wiedeń padł, Polska znalazłaby się w islamskich kleszczach od wschodu (Podole już okupowane przez Turków) i zachodu.

        Cała późniejsza wojna z Turcją, aż do Karłowic, toczyła się już poza polskim terytorium i zakończyła sukcesem właśnie dzięki temu sojuszowi.

        Polubienie

        1. „Demokracja jest rezultatem pewnych procesów, a nie ich przyczyną. W gospodarce industrialnej jest najbardziej wydajnym modelem rządów i dlatego kraje demokratyczne są rządzone (średnio) lepiej niż niedemokratyczne”

          Pewnie przynajmniej po czesci tak wlasnie jest ale prosze zauwazyc iz kiedy juz owa demokracja zapanuje to sama staje sie przyczyna(czy jedna z przyczyn)kolejnych splotow i zakretow historii.Demokracje(srednio rzec biorac)zdaja sie byc bardziej niechetne DUZYM wojna(za duze ryzko strat ktore poniosa obywatele)-tajne operacje,wojny handlowe,ataki na peryferiach to i owszem ale duze wojny to bardzo niechetnie.Ktos nawet kiedys wysnul nawet teorie ze „demokracje nie walcza” ale to juz jest nadmierny optymizm i przesada-walcza tlyko na ogol bardziej umiarkowanie i lepiej kalkulujac korzysci i straty a preferuja po prostu kupic lub sie dogadac.

          „Korwin”-Korwin to bardzo niebezpieczny czlowiek ktory powinien siedziec w psychiatryku.On zarazil i zamrozil swoich wyznawcow poziomiem „zrozumienia” procesow spolecznych na poziomie gry w Monopol(co najwyzej).

          Polubienie

          1. „kiedy juz owa demokracja zapanuje to sama staje sie przyczyna(czy jedna z przyczyn)kolejnych splotow i zakretow historii”

            Demokracja po prostu znacznie lepiej od monarchii czy oligarchii, kalkuluje parametry gry X i zwłaszcza S. W momencie kiedy S niewiele się zmieniało, owa przewaga demokracji nie była widoczna.

            Polubienie

  2. Odświeżam ten temat, gdyż odnalazłem takie coś:

    https://ekskursje.pl/2020/03/ocalic-polske/
    https://ekskursje.pl/2020/05/czy-miedzymorze-ma-sens/
    https://ekskursje.pl/2020/07/polska-ocalona/

    Niby tylko gra, ale poziom symulacji z opisów zdaje się realistyczny. Ciekawe, czy ktoś próbował odtworzyć „klasyczne” historie alternatywne w tej grze, czyli „Z Hitlerem na Stalina” czy „Ze Stalinem na Hitlera”, bo WO jak się zdaje wykluczał w przedbiegach. Ale ostatnia opcja brzmi całkiem ciekawie, tyle że do takiego lawirowania w wojnie i pokoju trzeba by kogoś pokroju (wczesnego) Piłsudskiego.

    Polubienie

    1. Poziom symulacji nie jest realistyczny. 🙂 II RP nie miała w latach 1939-1940 jakichkolwiek szans na zwycięstwo w starciu militarnym z III Rzeszą lub ZSRR jeden na jednego, chocby nie wiadomo jak mądrą by politykę prowadziła.

      Budowa „Miedzymorza” w tym okresie, znów niezależnie od najmądrzejszych nawet posunięć polskiej dyplomacji, również żadnych szans nie miała.

      Polubienie

      1. Poziom symulacji jest skalowany, WO raczej gra na najniższym stopniu, ale koledzy z komentarzy zdają się mieć podobne wyniki na wyższych levelach.

        Trik jest w tym, że Polska wcale nie wygrywa! z Niemcami oddaje się Gdańsk walkowerem, przez co Hitler atakuje najpierw Francę. A na wschodzie przerabiamy wariant finladzki, czyli „remis ze wskazaniem”. Mannerheimowi się udało, więc czemu nie?

        A punktem wyjściowym wcale nie jest Międzymorze (to tylko środek do celu), a podbój Litwy w celu odbudowy RON. W alternatywnych scenariuszach historii takiej opcji nie znałem i nie pamiętam, żebyś kiedyś uwzględniał w dotychczasowych rozważaniach. W grze można też wygrać (w zależności od wersji) taktyką „państwa buforowe”, czyli odkopanie pierwotnej koncepcji Piłsudskiego, ale to dopiero jest nierealistyczne w sytuacji politycznej z 1939.

        Polubienie

        1. Oddanie Gdańska walkowerem oznaczałoby wasalizację, w dalszej perspektywie odddanie także Śląska i Pomorza. Utratę zdolności prowadzenia samodzielnej polityki zagranicznej.

          Zajęcie Litwy, nawet zakładając brak jakiegokolwiek oporu, nawet biernego, jej mieszkańców, nic w układzie sił nie zmienia. Litwa to pionek nawet dzisiaj, a co dopiero wtedy.

          Mannerhaimowi się udało obronić ledwo ledwo, z powodu sprzyjających warunków geograficznych i klimatycznych. Opór Polski mógł być skuteczny tylko pod warunkiem silnego i stałego wsparcia ze strony potencjalnych sojuszników. Czyli realnie III Rzeszy, która jednak za taką pomoc bardzo słono by sobie policzyła 😦

          Polubienie

Dodaj komentarz